Czasami wystarczy zatrzymać się i spojrzeć w górę, by uświadomić sobie, że jeszcze wiele przed nami! W piątek trzynastego grudnia warszawskie niebo stało się sceną dla spektakularnego wydarzenia, które trudno było (i to dosłownie) przeoczyć!
Baby You – gigantyczny, 34-metrowy balon w kształcie śpiącego dziecka – zawirował w powietrzu nad mostem Poniatowskiego, zachwycając przechodniów, spacerowiczki, a nawet kilka psów.
Ta niezwykła instalacja, będąca metaforą drzemiącego w każdym z nas potencjału, przypomniała o dziecięcej radości, zachwycie nad światem i umiejętności zatrzymania się w chwili. Za jej realizację odpowiada Fundacja PRZEKRÓJ – w ten sposób uczciliśmy premierę pierwszego w historii („Przekroju” oczywiście) rocznika. To aż 268 stron pełnych treści na cały rok – refleksji, humoru, sztuki i rozmów o najważniejszych pytaniach życia.
Zapraszamy gorąco (jak na grudzień przystało) za kulisy tego niezwykłego wydarzenia! Jak powstało Baby You? Kto pracował nad tym powietrznym gigantem i jaka wizja towarzyszyła projektowi? Baby You to nie tylko widowisko – to historia o marzeniach, odwadze i sztuce, która potrafi zatrzymać nas w codziennym biegu.
Kolejna LABA za nami! Na następną przyjdzie nam poczekać (prawie) cały rok – więc w międzyczasie zapraszamy wszystkich wspominających, stęsknionych i wypatrujących (chwili wolnego, czasu na oddech, relaksu – no LABY po prostu!) do obejrzenia filmowej relacji z najfajniejszego we wszechświecie Festiwalu Czasu Wolnego.
Co działo się w tym roku? Czytaliśmy (wiersze, „Przekrój”, wiersze w „Przekroju”), uczyliśmy siebie i innych (przede wszystkim: relaksu i odpuszczania), oddawaliśmy się prozie i poezji (życia) i, co najważniejsze i najtrudniejsze zarazem – wspólnie próbowaliśmy robić nic.
Zapraszamy do obejrzenia relacji – i widzimy się za rok! My będziemy, jak zawsze.
Festiwal LABA organizowany jest przez Fundację PRZEKRÓJ, we współpracy z Partnerstwem Otwarty Jazdów.
Przedsięwzięcie zrealizowano przy wsparciu środków z program wspierania działalności podmiotów sektora kultury i przemysłów kreatywnych na rzecz stymulowania ich rozwoju w ramach Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności.
Przyrodnik i polarnik, a przy tym autor „Przekroju” Mikołaj Golachowski opowiada, jak się żyje na biegunie i czy naprawdę pingwiny nie latają. Obejrzyj zapis spotkania z Festiwalu LABA 2024.
Dlaczego niedźwiedzie polarne nie kumplują się z pingwinami (odpowiedź jest prostsza, niż się wydaje)? Ile dni płynie się z Gdyni do Antarktyki? Kiedy na biegunie południowym zaczyna się wiosna? A oprócz tego: w którą stronę otwierają się drzwi na polskiej stacji antarktycznej, a w którą na arktycznej – i dlaczego? Odpowiedzi na te pytania – oraz na wiele innych – można poznać, słuchając opowieści Mikołaja Golachowskiego, przyrodnika i polarnika, który na Wyspie Króla Jerzego w archipelagu Szetlandów Południowych, gdzie znajduje się Polska Stacja Antarktyczna im. Henryka Arctowskiego, spędził już łącznie kilka lat.
– Pierwszą rzeczą, jakiej człowiek się uczy po przybyciu do Antarktyki, jest to, że zwierzęta są tutaj u siebie i to one mają pierwszeństwo – mówił nasz gość na Festiwalu LABA i wyjaśniał, że pingwiny, foki czy słonie morskie niczego się nie boją, bo nie wiedzą, że powinny. Przecież wszystkie drapieżniki: niedźwiedzie polarne, lisy polarne czy wilki arktyczne, żyją na drugim biegunie, w Arktyce, więc mieszkańcy Antarktyki przez wieki zakodowali sobie, że na lądzie nic im nie zagraża (co innego w wodzie).
Mikołaj Golachowski jest biologiem i podróżnikiem, doktorem nauk przyrodniczych. Koncentruje się na polarnych krańcach Ziemi, dwukrotnie zimował na Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego (raz jako kierownik 32. Polskiej Wyprawy Antarktycznej), a jako przewodnik turystyczny regularnie odwiedza Antarktykę Zachodnią i subantarktyczne wyspy. Od 11 lat poznaje również Arktykę, sześć razy dotarł nawet na biegun północny. Gdy chwilowo przebywa w Polsce, mieszka w Warszawie.
Zapraszamy do wysłuchania pasjonującej opowieści naszego gościa.
Przedsięwzięcie zrealizowano przy wsparciu środków z Programu wspierania działalności podmiotów sektora kultury i przemysłów kreatywnych na rzecz stymulowania ich rozwoju w ramach Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności.
Nie trzeba mieszkać w centrum miasta (ani w środku lasu), żeby spojrzeć na swoją okolicę jak na mikrokosmos, w którym wszystko jest ze sobą połączone – przekonywała podczas Festiwalu LABA 2024 Weronika Jakubowska, artystka i aktywistka.
Trzeci krajobraz, czyli miejsca, które kiedyś były użytkowane, a teraz są pozostawione same sobie – i w oczach wielu niszczeją – są często „azylem różnorodności”, jak to ujął Gilles Clément, słynny francuski botanik i architekt krajobrazu. Opuszczone przez człowieka, często postrzegane za problem albo ignorowane w tkance miejskiej, rozwijają się nieraz w zaskakujący sposób. Stają się siedliskiem ptaków, ostoją dzikich jadalnych roślin i zapylaczy.
Dla artystki Weroniki Jakubowskiej inspiracją była jej sąsiedzka okolica – obszary graniczne między Okęciem a Rakowcem w Warszawie.
– Bliskie mi są relacje ludzko-nie-ludzkie, w związku z tym mój projekt przyjął formę badania otwartego na wspólnotę międzygatunkową – opowiadała na warszawskim Jazdowie podczas prezentacji wystawy Nieużytki – miejsca niekochane, której tematem są nieużytki miejskie, tzw. trzeci krajobraz, i związane z nimi historie. – Problematyczną kwestią, z którą też chciałam się zmierzyć, jest nazewnictwo. Nieużytek jest określeniem negatywnie nacechowanym, bo wprost odnosi się do jakiegoś braku czy zaniechania – mówiła.
W ramach projektu Jakubowskiej, którego wynikiem był stworzony przez nią przewodnik, zostało zmapowane osiem nieużytków. Artystka, opisując je, udowadniała, że są pełne ciekawych historii, które można dostrzec, jeśli tylko zwolni się kroku albo nawet trochę zboczy ze swojej trasy.
Weronika Jakubowska jest artystką wizualną, kuratorką, absolwentką wydziału Badań Artystycznych i Studiów Kuratorskich na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Zajmuje się historią i teorią sztuki, badaniami nad trzecim krajobrazem oraz ekofeminizmem. Współtworzy ekofeministyczny kolektyw Femek.
Zapraszamy do obejrzenia opowieści Weroniki Jakubowskiej – o socjologicznych i filozoficznych podstawach jej projektu oraz miejscach zaliczanych do trzeciego krajobrazu.
Przedsięwzięcie zrealizowano przy wsparciu środków z Programu wspierania działalności podmiotów sektora kultury i przemysłów kreatywnych na rzecz stymulowania ich rozwoju w ramach Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności.
Drzewa są największymi żywymi organizmami żyjącymi obok nas. A jakimi ciekawymi! Mają indywidualne cechy i historię, nieraz dramatyczną – mówił przyrodnik Michał Książek na Festiwalu LABA 2024.
– Biodróż to słowo, które powstało z połączenia greckiego bios, czyli życie, i polskiego „droga/dróżka”. Jedną z cech biodróży jest zwracanie uwagi podczas spaceru na rzeczy, fenomeny przyrodnicze i zjawiska zazwyczaj niedoceniane i lekceważone – wyjaśnia Michał Książek. – Myślę, że należą do nich drzewa. Nie zwracamy na nie uwagi, nie doceniamy ich wpływu na jakość naszego życia. Tak jak ptaki zostały zredukowane dla wielu z nas do kilku gatunków: wrona, kruk, wróbel, sroka, tak samo może stać się z drzewami. Coraz rzadziej używamy nazw gatunkowych, jak klon, jawor, baklon czy też klon zwyczajny, mówimy ogólnie o drzewach.
Tymczasem, jak twierdzi przyrodnik, drzewa są największymi żywymi organizmami, jakie sąsiadują z nami i z którymi obcujemy. Zwraca również uwagę na ich unikalne cechy: sylwetkę, „sierść”, czyli puszystą warstwę mchów i porostów, a także umiejętność komunikacji między sobą w ryzosferze, czyli pod ziemią.
– Ale też w audiosferze – mówi Książek. – Słyszymy przecież, jak szumią. Na biodróżach staramy się odróżniać drzewa: topole, brzozy, modrzewie, czasem nawet sosny, po tym, jak szumią.
Przyrodnik przekonuje, że warto w każdym napotkanym bios zobaczyć istotę o indywidualnych cechach i biografii – czasem zawiłej i dramatycznej.
Zapraszamy na fascynującą podróż w świat przyrody z Michałem Książkiem!
Michał Książek – przyrodnik, pisarz, poeta, popularyzator nauki, rzecznik mchów i porostów oraz mikrofil. Autor książek i tekstów przyrodniczych publikowanych m.in. w „Przekroju”. Prowadzi spacery przyrodnicze w całej Polsce, chociaż najczęściej można go spotkać w warszawskich lasach.
Przedsięwzięcie zrealizowano przy wsparciu środków z Programu wspierania działalności podmiotów sektora kultury i przemysłów kreatywnych na rzecz stymulowania ich rozwoju w ramach Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności.
Kiedy brakuje słów, żeby wyrazić zachwyt nad przyrodą albo miłość do niej, dobrze sięgnąć po prozę albo poezję.
Podczas Festiwalu LABA 2024 odbyło się czytanie na głos wybranych fragmentów – znalazły się wśród nich teksty najwybitniejszych autorów polskich i światowych. Jednym z czytanych utworów był wiersz Zuzanny Ginczanki, który powstał w 1934 roku.
Nature morte: pomidor
Grubą krechą konturu mówi się: krągławy –
potem trzeba linię
wysubtelnić
w elipsę;
krótkie, ostre spółgłoski
w kreski
się rozparskały
przyszłych cieni łagodnych niespokojnym zarysem.
Oto będzie pomidor:
czerwony i tłusty,
oleistą farbą musi ociec szczodrze;
ty masz wyczuć
miąższ,
owoc miazgomózgi,
w farby gęstej i lepkiej
rozżarzonym cynobrze.
Cień jest miejscem zielony,
a miejscami siny,
i bez przejścia się wtacza w jasnej reszty poślizg,
a w pośrodku
króluje,
najdostojniej szczęśliwy,
złotą kropką berłową –
Najjaśniejszy Połysk.
Został też przywołany fragment dziennika Dereka Jarmana, wydanego w Polsce pod tytułem Współczesna natura i obejmującego lata 1989‒1990. Jarman, brytyjski artysta awangardowy, pisarz, ogrodnik, aktywista LGBT i reżyser m.in. Caravaggia, podczas lat chorowania na AIDS uprawiał ogród w znajdującym się na przylądku Dungeness domku Prospect Cottage – do dzisiaj można podziwiać w nim róże rozmaitych odmian. Jego dziennik to połączenie obserwacji przyrodniczych i poruszających refleksji nad życiem. Czytany fragment zaczynał się od słów: „Ogrodnik kopie w odmiennym czasie, bez przeszłości czy przyszłości, początku czy końca. W czasie, który nie rozszczepia dnia godzinami szczytu, przerwami obiadowymi i ostatnim autobusem do domu”.
Wśród przedstawionych utworów znalazła się też opowieść O dziewczynie, która była jabłkiem ze zbioru Baśnie włoskie Itala Calvina: „Byli sobie raz król i królowa, których zjadała rozpacz, bo nie mieli dzieci. Królowa mawiała: dlaczego nie mogę rodzić dzieci, tak jak jabłoń rodzi jabłka? I oto zdarzyło się, że królowa powiła. Ale na świat przyszło nie dziecko, lecz jabłko. Było to jabłko tak piękne i kolorowe, jakiego dotąd nie widziano. Król położył je na złotej tacy, którą ustawił na tarasie…”.
Uczestniczki i uczestnicy performansu zaprezentowali również utwory Ireny Klepfisz, poetki urodzonej w getcie warszawskim, a po wojnie mieszkającej w Nowym Jorku; fragment klasycznej już pozycji Inteligencja kwiatów Maurice’a Maeterlincka; poruszający wiersz Dawna rana palestyńskiego poety Mahmuda Darwisza; melancholijne utwory o końcu lata i jesieni Urszuli Zajączkowskiej i Rikudy Potasz, a także wiele innych.
Zapraszamy do wysłuchania fragmentów prozy i poezji.
Przedsięwzięcie zrealizowano przy wsparciu środków z Programu wspierania działalności podmiotów sektora kultury i przemysłów kreatywnych na rzecz stymulowania ich rozwoju w ramach Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności.
Motanka w świecie naszych przodków miała dużo do roboty: chroniła przed złymi duchami i urokami, zapewniała dobre plony i łatwe porody, a kiedy ktoś wybierał się w podróż, towarzyszyła mu, by nie spotkało go po drodze żadne nieszczęście.
Słowiańska ludowa lalka do dzisiaj jest popularna w Ukrainie czy Białorusi. W Polsce wiedzę o niej popularyzuje ukraińska artystka Natalka Dovha, która na Festiwalu LABA 2024 uczyła uczestniczki swoich warsztatów motania i radości ze wspólnego rękodzieła.
– Niektórzy Słowianie wierzyli, że przez pierwsze trzy dni po urodzeniu dziecka dom odwiedzają duchy: dobre i złe. Nie wiadomo było, co ze sobą przyniosą, więc do kołyski zamiast dziecka kładło się taką lalkę motankę, która zbierała dary od duchów. Po tych trzech dniach trzeba ją było spalić. W ten sposób niszczono też wszystko, co te duchy przyniosły. Później pojawiała się lalka smoczek, potem była lalka zabawka, a później dorastająca dziewczyna, po pierwszej miesiączce, wykonywała lalkę, którą stawiała w oknie – mówi Natalka Dovha. Nowe lalki pojawiały się także na następnych etapach życia kobiety.
Ludowe lalki czasem miały również swoje określone magiczne funkcje, pełniły role wróżebne. Jej poszczególne elementy miały znaczenie symboliczne: wielki biust oznaczał pomyślność, kolor czerwony – bogactwo albo siłę i dumę płynące z poczucia własnej kobiecości, szerokie biodra – płodność, czyli dzieci, które też były postrzegane jako bogactwo.
– Do używania lalki nie używamy igły, żeby nie wypuścić zawartej w niej dobrej energii – mówi artystka. Tak samo nie stosuje się nożyczek. Po odcięciu fragmentu materiału, kiedy już się go zamota na lalce, nie przycina się go, bo to także mogłoby zaszkodzić i lalce, i jej posiadaczce.
Natalka Dovha jest artystką z Tarnopola, od 2019 r. prowadzi w Warszawie warsztaty z robienia lalek motanek. Ukończyła Wydział Dziennikarstwa w Kijowie oraz studiowała w Warszawskiej Szkole Fotografii i Projektowania Graficznego.
Zapraszamy do obejrzenia, jak się robi lalki motanki, i wysłuchania fascynującej opowieści o kawałku naszej słowiańskiej przeszłości.
Przedsięwzięcie zrealizowano przy wsparciu środków z Programu wspierania działalności podmiotów sektora kultury i przemysłów kreatywnych na rzecz stymulowania ich rozwoju w ramach Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności.
Polskie, litewskie i białoruskie pieśni o miłości i kobiecym życiu w wykonaniu chóru Recha już w sobotę 7 września na warszawskim Osiedlu Jazdów podczas festiwalu czasu wolnego LABA.
Performans muzyczny w wykonaniu chóru Recha to tylko jedno z kilkudziesięciu wydarzeń, składających się na tegoroczny festiwal LABA. Pełen program znajduje się na stronie wydarzenia na Facebooku. Zapraszamy!
Już w niedzielę 8 września na warszawskim Osiedlu Jazdów będzie można wziąć udział w bezpłatnych warsztatach sitodruku i własnoręcznie nadrukować coś na swojej koszulce lub torbie. Świetna zabawa i okazja, by pobrudzić ręce!
Zajęcia z sitodruku to tylko jedno z kilkudziesięciu wydarzeń, składających się na tegoroczny festiwal LABA. Więcej informacji znajdziecie na stronie wydarzenia na Facebooku. Już teraz warto dołączyć!