Burza piaskowa nad Venice Park Burza piaskowa nad Venice Park
i
zdjęcie: Hunter Weiss, dzięki uprzejmości artysty
Promienne zdrowie

Burza piaskowa nad Venice Park

Wojtek Antonów
Czyta się 2 minuty

Koronawirus jest niestety na tyle sprytny, że nawet gdy nie zaraża, to potrafi namieszać dosłownie wszędzie, także w sporcie. I to nie tylko tym oficjalnym.

W ciągu miesiąca pozmieniały się plany treningowe całego sportowego świata. Największy orzech do zgryzienia mają międzynarodowe organizacje sportowe i olimpijskie, dla których 2020 miał być koncertem najważniejszych imprez.

Nad wieloma datami jeszcze trwają dyskusję, choć wiadomo już oficjalnie, że przeniesione są XXXII Igrzyska Olimpijskie w Tokio, które miały odbyć się na przełomie lipca i sierpnia tego roku. Impreza odbędzie w tym samym terminie, rok później, zachowując jednak nazwę TOKYO 2020.

Z powodu pandemii nie wystartowały jeszcze bolidy Formuły 1, które z 22 zaplanowanych na ten sezon wyścigów nie rozegrały już dziewięciu. Na razie organizatorzy planują wyścigi bez udziału publiczności, podczas gdy zakwalifikowane do zawodów zespoły liczą gigantyczne straty spowodowane brakiem startów. 

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Pomysłów na rozwiązanie tej sytuacji jest bez liku. Jak choćby ten zawarty w sensacyjnej (i dla niektórych, skandalizującej) wypowiedzi doradcy jednego z teamów Formuły 1 dra Helmuta Marko. Zaproponował on, aby zebrać swoich zawodników na „Coronacamp” i tam pod okiem specjalistów jak najsprawniej… przeprowadzić ich przez chorobę, aby nabrali odporności i mogli bezpiecznie jeździć. Nietrudno się domyślić, jakie były reakcje. Dr Marko przeprosił, tłumacząc, iż nie zdawał sobie wtedy sprawy z faktycznego zagrożenia wirusem.

Tymczasem na odwołanie całej serii naciskają wszyscy: reklamodawcy, teamy samochodowe, kierowcy i telewizja. A także WHO, która zaleca mycie rąk i nieplanowanie jakichkolwiek imprez masowych aż do końca trzeciego kwartału bieżącego roku (albo i dłużej).

Na naszym podwórku jest trochę prościej, bo żadne wielkie imprezy sportowe w Polsce się raczej nie odbywają, poza rozgrywkami lig piłkarskich. Szkoda tylko profesjonalnych lekkoatletów i lekkoatletek czy wielu innych, mających szanse na medale podczas imprez, które się nie odbędą.

zdjęcie: Hunter Weiss, dzięki uprzejmości artysty
zdjęcie: Hunter Weiss, dzięki uprzejmości artysty

A w domach, jak i na siłowniach: jedni są ambitni, a inni mniej. Niektórzy w ogóle nie zrezygnowali ze swoich sportowych nawyków. Korzystajmy z tego, że można trochę pohasać na świeżym powietrzu. A jeśli mierżą Was owinięte czarną folią outdoorowe siłownie, to przeczytajcie, co zrobiono w USA z pewnym skateparkiem.

Otóż lokalne władze miasteczka Venice w Kalifornii nie mogły poradzić sobie z łamaniem zasad kwarantanny przez osoby zbierające się w skateparku. Zaznaczyć trzeba, że jest on położony nad samym oceanem, przy głównej promenadzie. Zachody słońca są tu jak z pocztówek, co tylko podnosi atrakcyjność miejsca. Park od ponad 20 lat jest odwiedzany przez lokalnych skaterów i wyrosło tutaj mnóstwo talentów i legend świata deskorolki.

Pomimo wielokrotnych prób zaprowadzenia porządku w parku nie zmieniło się nic, więc władze zareagowały, i to drastycznie. Skatepark postanowiono zakopać.

Jakiś czas później media społecznościowe obiegły filmy z buldożerem zasypującym cały Venice Park. Cały? Nie… Park nie tyle zakopano, ile zasypano piachem tak, aby uniemożliwiał jeżdżenie na deskorolkach.

A może szkoda, że nie cały…? Bo gdyby po pandemii wszyscy o nim zapomnieli i po kilkuset latach nasi potomkowie odnaleźli zakopany pod piaskiem kompletny, idealny skatepark… Tak rozpoczęłaby się skatearcheologia.

 

Czytaj również:

Powolna niedziela Powolna niedziela
i
zdjęcie: Bartosz Giszter
Doznania

Powolna niedziela

Wojtek Antonów

Powolna Niedziela Tour to spontaniczna inicjatywa grupy znajomych, którzy na rowerach zwiedzają położone w okolicy Katowic postindustrialne ruiny, rezerwaty przyrody, architektoniczne ciekawostki, kompleksy wodne, pałace, hałdy i ukryte ścieżki. Do 10-osobowej grupy chętnych na niedzielne przejażdżki szybko dołączyło kilkadziesiąt osób, a przebyty dystans zaczęto liczyć w setkach kilometrów.

Każdą edycję „przyjacielskiego” touru – podczas którego nikt nie zamierza się ścigać – dokumentowano zdjęciami publikowanymi w internetowym fanzinie o nazwie PNT. Fotografie układają się we wspaniałą historię o tym, że warto wyjść w niedzielę na rower ze znajomymi i pojechać przed siebie. Nigdy nie wiadomo, gdzie nas to zaprowadzi.

Czytaj dalej