Koronawirus jest niestety na tyle sprytny, że nawet gdy nie zaraża, to potrafi namieszać dosłownie wszędzie, także w sporcie. I to nie tylko tym oficjalnym.
W ciągu miesiąca pozmieniały się plany treningowe całego sportowego świata. Największy orzech do zgryzienia mają międzynarodowe organizacje sportowe i olimpijskie, dla których 2020 miał być koncertem najważniejszych imprez.
Nad wieloma datami jeszcze trwają dyskusję, choć wiadomo już oficjalnie, że przeniesione są XXXII Igrzyska Olimpijskie w Tokio, które miały odbyć się na przełomie lipca i sierpnia tego roku. Impreza odbędzie w tym samym terminie, rok później, zachowując jednak nazwę TOKYO 2020.
Z powodu pandemii nie wystartowały jeszcze bolidy Formuły 1, które z 22 zaplanowanych na ten sezon wyścigów nie rozegrały już dziewięciu. Na razie organizatorzy planują wyścigi bez udziału publiczności, podczas gdy zakwalifikowane do zawodów zespoły liczą gigantyczne straty spowodowane brakiem startów.
Pomysłów na rozwiązanie tej sytuacji jest bez liku. Jak choćby ten zawarty w sensacyjnej (i dla niektórych, skandalizującej) wypowiedzi doradcy jednego z teamów Formuły 1 dra Helmuta Marko. Zaproponował on, aby zebrać swoich zawodników na „Coronacamp” i tam pod okiem specjalistów jak najsprawniej… przeprowadzić ich przez chorobę, aby nabrali odporności i mogli bezpiecznie jeździć. Nietrudno się domyślić, jakie były reakcje. Dr Marko przeprosił, tłumacząc, iż nie zdawał sobie wtedy sprawy z faktycznego zagrożenia wirusem.
Tymczasem na odwołanie całej serii naciskają wszyscy: reklamodawcy, teamy samochodowe, kierowcy i telewizja. A także WHO, która zaleca mycie rąk i nieplanowanie jakichkolwiek imprez masowych aż do końca trzeciego kwartału bieżącego roku (albo i dłużej).
Na naszym podwórku jest trochę prościej, bo żadne wielkie imprezy sportowe w Polsce się raczej nie odbywają, poza rozgrywkami lig piłkarskich. Szkoda tylko profesjonalnych lekkoatletów i lekkoatletek czy wielu innych, mających szanse na medale podczas imprez, które się nie odbędą.
A w domach, jak i na siłowniach: jedni są ambitni, a inni mniej. Niektórzy w ogóle nie zrezygnowali ze swoich sportowych nawyków. Korzystajmy z tego, że można trochę pohasać na świeżym powietrzu. A jeśli mierżą Was owinięte czarną folią outdoorowe siłownie, to przeczytajcie, co zrobiono w USA z pewnym skateparkiem.
Otóż lokalne władze miasteczka Venice w Kalifornii nie mogły poradzić sobie z łamaniem zasad kwarantanny przez osoby zbierające się w skateparku. Zaznaczyć trzeba, że jest on położony nad samym oceanem, przy głównej promenadzie. Zachody słońca są tu jak z pocztówek, co tylko podnosi atrakcyjność miejsca. Park od ponad 20 lat jest odwiedzany przez lokalnych skaterów i wyrosło tutaj mnóstwo talentów i legend świata deskorolki.
Pomimo wielokrotnych prób zaprowadzenia porządku w parku nie zmieniło się nic, więc władze zareagowały, i to drastycznie. Skatepark postanowiono zakopać.
Jakiś czas później media społecznościowe obiegły filmy z buldożerem zasypującym cały Venice Park. Cały? Nie… Park nie tyle zakopano, ile zasypano piachem tak, aby uniemożliwiał jeżdżenie na deskorolkach.
A może szkoda, że nie cały…? Bo gdyby po pandemii wszyscy o nim zapomnieli i po kilkuset latach nasi potomkowie odnaleźli zakopany pod piaskiem kompletny, idealny skatepark… Tak rozpoczęłaby się skatearcheologia.