Każda rzecz ma dwa uchwyty — za jeden można ją unieść, za drugi nie. Co to znaczy? Jak to działa?
Jedną z fundamentalnych zasad stoicyzmu jest podział życia na rzeczy zależne i niezależne od nas. Mamy oddzielić to, nad czym mamy pełną kontrolę, od tego, czego nie kontrolujemy. Nasz czas, energię i uwagę mamy skoncentrować na tym, co od nas zależy w pełni.
Ta idea jest kluczowo ważna, a zarazem podatna na błędne interpretacje. Łatwo się „wkręcić” w myślenie, że tak naprawdę nic od nas w pełni nie zależy. Każda rzecz, którą przeanalizujemy okazuje się zatrważająco podatna na czynniki i wpływy zewnętrzne. Im głębiej się zastanowimy (i im doroślejsi jesteśmy), tym wyraźniej widzimy, że nasz wpływ na bieg zdarzeń bywa raczej iluzoryczny.
To niebezpieczny błąd, bo prowadzi do fatalizmu i rezygnacji. Jeżeli mam się skupić na tym, co ode mnie zależy, a zbiór tych rzeczy zależnych jest zbiorem pustym, to… pozostaje mi nie robić nic. Wywiesić białą flagę, położyć się jak Obłomow, odpuścić. Sprawczość znika, trafiamy w objęcia życiowego (i politycznego) niedasizmu, wycofania, rozmemłania. To błąd. I zupełnie nie to, o co chodziło stoikom.
Klucz do rozwiązania tej sytuacji tkwi w kolejności, w której podchodzimy do spraw. Zwróćcie uwagę, że powyższe rozumowanie było przeprowadzone przy milczącym założeniu, że najpierw i niejako abstrakcyjnie dokonujemy podziału świata na to, co od nas zależy i to, co od nas nie zależy, a dopiero potem zwracamy naszą uwagę ku rzeczom zależnym. I to jest właśnie zły ruch! Jeżeli tak zrobimy, to zawsze nam wyjdzie, że wszelkie działanie, aktywność i życie w ogóle, są poza naszym zasięgiem, bo przecież nie ma takich zdarzeń w zewnętrznym, materialnym świecie, które byłyby zależne od nas w stu procentach.
Tę kolejność należy odwrócić. Poprawne rozumowanie stoickie jest następujące. Najpierw muszę zdecydować, czym chcę się zająć, jaki w ogóle typ działania i funkcjonowania w świecie mnie interesuje. Czy to będzie polityka, czy pisarstwo? Sport, biznes, aktywizm, czy coś jeszcze innego? A dopiero potem muszę postawić sobie pytanie, co w tym konkretnym wymiarze rzeczywistości jest zależne ode mnie, a co nie.
Na tym właśnie polega słynny „dwuchwyt Epikteta”. Każda rzecz — powiada Epiktet — ma dwa uchwyty. Za jeden z nich można ją unieść, za drugą nie można. I oczywiście powinniśmy wszystko chwytać za ten pierwszy.
Chcę być zdrowy? To mnie interesuje? Pięknie. Jasne jest jednak, że ani nie jestem nieśmiertelny, ani wiecznie młody, ani wolny od ryzyka raka czy zakażenia wirusem (zwłaszcza ostatnio). Nigdy nie będę miał gwarancji, że tego wszystkiego uniknę i nie ma niejako sensu w ogóle myśleć w kategoriach „unikania” tychże. Jest jednak cała gama środków, które leżą w mojej mocy. Mogę postarać się biegać, jeść zdrowo, nie pić alkoholu. Czy to się uda (mnie „na czysto” udaje się tylko to trzecie, pierwsze dwa to wieczna sinusoida) i czy to faktycznie się przełoży na moje dobre zdrowie, to już nie ode mnie zależy. Ale ode mnie zależy, żeby próbować.
Podobnie ze sprawami politycznymi lub migrantami na granicy. Nie jest w mojej mocy zmienić sytuację międzynarodową czy decyzje Aleksandra Łukaszenki. Jeżeli jednak jest to temat dla mnie ważny, to mogę przecież postarać się pójść na demonstrację, wesprzeć grupę „Granica” datkiem pieniężnym, albo ugotować zupę, która pojedzie na Podlasie. Paleta możliwych działań jest dużo szersza niż myślimy, o ile podejdziemy do niej po stoicku.
Można byłoby odnieść wrażenie, że z tym „po stoicku” jesteśmy na antypodach rezygnacji czy wycofania z życia. Przeciwnie, stoicyzm okazuje się właśnie tym, czym miał być od początku — filozofią życia i aktywnego działania. To właśnie osiągamy dzięki „dwuchwytowi Epikteta” — pełnię sprawczości dostępnej nam w danych okolicznościach.
Dzięki dwuchwytowi będziemy też jasno widzieć, gdzie nie da się niczego zrobić. Bo owszem, niemal zawsze okazuje się, że w tym życiu, które sobie wybraliśmy (albo które za nas dla nas wybrano) jest coś, co zależy od nas. „Niemal” — bo oczywiście nie zawsze. Epiktet nie miał racji o tyle, że faktycznie są rzeczy i sprawy, które mają tylko jeden uchwyt i naprawdę nic od nas nie zależy. Przykładem trywialnym jest pogoda, mniej trywialnym — przeszłość. Nie jestem w stanie jej zmienić ani nikt nie jest w stanie. Pogoda, przeszłość, a także ogólna refleksja, że świat jest nie taki jak byśmy chcieli, żeby był — te sprawy nie mają uchwytu, za który można je unieść. Nie powinniśmy więc ich podnosić w ogóle. Nie powinniśmy na nie narzekać, zapiekać się w nich, nie powinniśmy czynić ich naszym punktem odniesienia do świata. Nie tędy wiedzie droga do sprawczości, działania, spełnienia.