Co mają wspólnego joga i macierzyństwo? Czy panowanie nad ciałem pozwala kontrolować inne obszary życia? A może przeciwnie – uwalnia nas od nieustannych oczekiwań wobec siebie i świata?
Robię utthita parśvakonasanę. Trochę się chwieję, ale sumiennie napinam i prostuję lewą nogę, próbując prawe, zgięte kolano wypchnąć w stronę łokcia prawej ręki. Moja świadomość wędruje do lewej stopy. Tak przynajmniej chce instruktor. W praktyce sprowadza się to do tego, żeby kontrolować, czy lewa stopa nie skręca się za bardzo do środka i nie odrywa od maty. Mam oddychać i rozkoszować się pozycją. Twarz powinna być spokojna, a oddech równomierny. Trochę trudno rozkoszować się, dbając jednocześnie o te wszystkie skręty, płaszczyzny i napięcia, kiedy ciało chce robić dokładnie odwrotne ruchy niż te, których prawidłowe wykonanie utthita parśvakonasany od niego wymaga. Czuję jednak, że w osiąganiu tej pozycji jest coś przyjemnego, co na dłuższą metę – jak już rozciągnę i wzmocnię wszystkie zaangażowane w jej wykonywanie mięśnie – będzie mi dawało radość, a przynajmniej satysfakcję. Że tak ładnie to ogarniam, że godzę przeciwieństwa, że kontroluję swoje ciało i mam świadomość wszystkich jego zakamarków, napięć i przykurczów, nad którymi powoli, ale systematycznie pracuję, doprowadzając moją utthita parśvakonasanę do perfekcji.
Świadomość lewej stopy
„Dzięki jodze […] możemy wypełnić świadomością każdą swoją komórkę, każdą swoją cząstkę. Możemy je poznać, każdą z osobna. Możemy je kontrolować, każdą z osobna”. Te słowa przywołuje francuski pisarz Emmanuel Carrère w wydanej w ubiegłym roku we Francji książce Yoga. Cytat przypisuje jednemu ze swoich nauc