Aby dowiedzieć się, kim jesteśmy. Cisza jest bliska medytacji. Daje szansę wejścia w nią. W ciszy można usłyszeć więcej, a przede wszystkim – usłyszeć siebie. Trzy bramy, dzięki którym zbliżamy się do oświecenia, to w buddyzmie bön: ciało, mowa, umysł. W medytacji wyciszamy je, by połączyć się z naturalnym stanem umysłu.
Cisza mowy
Posłuchajmy codzienności – może się okazać, że mówimy za dużo i za często. Ta forma komunikacji zdominowała nasze relacje osobiste i zawodowe. Czas poświęcony na medytację to bycie w ciszy. Nie mówimy nic, słowa mają odejść. To wytwór umysłu konceptualnego, nie są nam w medytacji do niczego potrzebne.
Bezruch ciała
Poruszanie się, wysiłek, napięcie, pośpiech, czasem wręcz pęd: to treść wielu naszych dni. By uspokoić umysł, potrzebujemy uspokojenia ciała. Siadamy na podłodze, ze skrzyżowanymi nogami, prostym kręgosłupem. Bezruch okazuje się niebywale przyjemny. Do tego cisza. Pozostaje tylko oddech, wsłuchujemy się w niego.
Cisza umysłu
To nie takie proste. Nie wystarczy zamilknąć, aby zapanowała cisza. Głowa i myśli kłębiące się w niej robią sporo hałasu. Nie można go zmierzyć za pomocą decybeli, ale jest uciążliwy. Ciszę umysłu osiągniemy, gdy przestaniemy podążać za myślami. Przychodzi myśl, a my pozwalamy jej odpłynąć. Jednak mogą pojawiać się natrętne myśli, od których trudno się uwolnić. Co wtedy robić? Obserwujmy je, nie reagujmy emocjonalnie. Przyglądajmy się im z zewnątrz. Przeminą, to pewne.
Siadajmy częściej na poduszce medytacyjnej, słuchajmy ciszy. Kiedy zaczniemy medytować, poczujemy spokój. Pojawi się możliwość spojrzenia głęboko w siebie. Potem nadejdzie czas na zmiany w życiu.
Tekst oparty na naukach buddyzmu tybetańskiego bön