Robert Rient: Dlaczego w trakcie pandemii warto oddzielać strach od lęku?
Martyna Goryniak: Strach to fizyczna i emocjonalna reakcja na sytuację, która realnie nam zagraża. Lęk może dawać podobne objawy fizyczne, ale nie ma źródła w zewnętrznym zagrożeniu tylko w nierozwiązanych i nieświadomych wewnętrznych konfliktach oraz związanych z nimi stłumionych uczuciach. Osoby, które przeżywają lęk, racjonalizują go, by znaleźć pozornie obiektywne zagrożenia, jednak to nie one są prawdziwym źródłem tego stanu. Pandemia, którą przeżywamy, jest dla wielu źródłem strachu, wiąże się z nią rzeczywiste zagrożenie, ale aktywizuje również nasze lęki.
Dlaczego?
Głównie dlatego, że stanowi zagrożenie dla naszego poczucia bezpieczeństwa.
Czym jest lęk?
Fizjologiczną reakcją organizmu, która może – ale nie musi – być przeżywana jako stan zagrożenia, obawa. Może przybierać formę skoncentrowaną, jak w ataku paniki, lub formę rozlanego lęku, ogólnego niepokoju i stanu napięcia, który towarzyszy nam nieprzerwanie.
Jak lęk wpływa na ciało?
Wyraża się w napięciu, przyspieszonym oddechu, palpitacji serca, poceniu się. Gdy lęk nasila się, to dochodzi poczucie słabości lub odrętwienia, bólu brzucha, ścisku w żołądku, uczuciu ucisku w klatce piersiowej. W swojej najbardziej nasilonej postaci wiąże się z zawrotami głowy, trudnościach z widzeniem, słyszeniem i jasnym myśleniem, gonitwą myśli lub uczuciu pustki w głowie.
Jak jeszcze lęk wpływa na umysł?
Silny lęk upośledza funkcje poznawcze – to znaczy uniemożliwia sprawne myślenie, zdolność kojarzenia, możliwość wykorzystywania pamięci. Jeśli nie dajemy sobie rady z lękiem, to w trudnych sytuacjach możemy stracić umiejętność skorzystania z potencjału intelektualnego, który mamy. Na przykład podczas egzaminów zdarza się, że ktoś bardzo dobrze przygotowany „traci głowę” i oblewa, mimo że ma wiedzę potrzebną do zaliczenia egzaminu.
Jak można zarazić się lękiem?
Lęk innych osób może się nam udzielać, szczególnie jeśli w dzieciństwie mieliśmy opiekunów, którzy nie radzili sobie z własnym niepokojem i przerzucali go na dzieci. Nie budowali poczucia bezpieczeństwa i nie nauczyli dzieci nawet najprostszej strategii radzenia sobie z lękiem.
Jaka to strategia?
Na przykład: kiedy boisz się, staraj się dowiedzieć jak najwięcej o tym, co cię niepokoi i działaj. W przypadku koronawirusa wiedza na temat możliwości zakażenia i tego, w jaki sposób się zabezpieczyć, powinna znacząco redukować poziom naszego strachu. Jeśli tak się nie dzieje, to zwykle oznacza, że nasze dziecięce lęki doszły do głosu. Sprzyja temu sytuacja niepewności i ograniczonej kontroli.
Jakie są skutki ulegania lękowi?
Po pierwsze, doświadczanie lęku jest bardzo nieprzyjemne i samo w siebie jest źródłem cierpienia, zwłaszcza gdy ktoś nie może sobie z nim skutecznie poradzić. Po drugie, pod wpływem lęku działamy gorzej, nasze myślenie nie jest klarowne i popełniamy więcej błędów. Po trzecie, przewlekłe doświadczanie lęku jest destrukcyjne dla naszego organizmu. Innymi słowy, nasze ciała są przystosowane do tego, by fizjologiczna relacja pobudzenia pojawiała się w nich od czasu do czasu w odpowiedzi na zagrożenie, a nie żebyśmy trwali tym stanie permanentnie. Długotrwałe doświadczenie lęku prowadzi do chorób psychosomatycznych.
I nie ma żadnych pozytywnych efektów doświadczania lęku?
Lęk jest ważnym sygnałem, że są jakieś uczucia i sprawy, które zignorowaliśmy. W tym sensie jest naszym sprzymierzeńcem. Podobnie działa ból w przypadku zdrowia somatycznego – sygnalizuje, że coś jest chore i trzeba się tym zająć.
Jak w trakcie pandemii można samemu pracować z lękiem? Poproszę o praktyczne rozwiązania.
Dobrze, będzie praktycznie. Szukajmy informacji na temat epidemii tylko w rzetelnych źródłach. Dołóżmy wszelkich starań, by zachować bezpieczeństwo, chronić siebie i innych oraz pielęgnować wiedzę, jak to robić. Utrzymujmy rzeczowe podejście do problemów.
Rzeczowe, czyli jakie?
Zbierzmy fakty. A potem odpowiedzi na pytania: co potrzebuję zrobić, żeby chronić siebie i innych? Jak troszczyć się o swój stan psychiczny w tej trudnej sytuacji? Poza tym unikajmy nadmiernie emocjonalne podejścia do tego, co się dzieje na przykład poprzez kreślenie w głowie czarnych scenariuszy czy dramatyzowanie. A gdy już zbierzemy potrzebne informacje, zdecydowanie ograniczmy wpływ mediów. Zastąpmy telewizor i Internet muzyką, którą kochamy, mądrą książką, kawą na tarasie w słońcu. Ważne, by nie być stale w polu rażenia mediów, które nieustannie epatują lękiem i rozregulowują nasze emocje.
Dbajmy o kondycję fizyczną. W rozważny sposób korzystajmy ze spaceru, wyjścia do ogrodu, regularnie ćwiczmy w domu w taki sposób, jak lubimy. Ja lubię jogę i taniec, a ostatnio pracę w ogrodzie. To mnie uspakaja i cieszy. Pozwala wrócić do równowagi nawet po bardzo stresujących sytuacjach. Pracujmy z oddechem za pomocą medytacji, mindfulness lub po prostu prostych ćwiczeń oddechowych.
Dlaczego praca z oddechem jest wskazana przy odczuwaniu lęku?
Za pomocą regulacji oddechu mamy wpływ na układ przywspółczulny i możemy się dzięki temu uspokoić. Poza oddechem dbajmy o relacje z bliskimi, dzwońmy do przyjaciół, pytajmy, co u nich słychać, opowiadajmy, jak sobie radzimy. To dobry czas, by dostrzec bliskich, nawet jeśli przez ekran komputera czy telefonu. Zróbmy coś dla nich albo razem z nimi. To może być wspólne gotowanie, śpiewanie, granie czy nawet oglądanie filmu. Wspólnie łatwiej przejść przez trudności.
Okazujmy ekstremalną życzliwość i troskę każdej napotkanej osobie. Nie tylko nam jest trudno z powodu tej sytuacji. Jeśli jesteśmy w stanie powiedzieć miłe słowo do kogoś, kogo mijamy w sklepie czy na ulicy albo chociaż uśmiechnąć się, to utrzymanie dystansu czy niemożność podania ręki nie będzie problemem. Warto zadać sobie pytanie, jaka jest moja odpowiedzialność wobec innych ludzi w tej sytuacji, i zastanowić się, co dobrego można zrobić dla innych. A każdy z nas może coś takiego zrobić. To daje poczucie sensu i pozwala nam doświadczyć tego, że jesteśmy sobie nawzajem potrzebni i że nie jesteśmy sami. Spokój nie wyklucza postawy mobilizacji.
Do czego może prowadzić przymus pozostawania w jednej przestrzeni z ograniczoną liczbą osób?
Żyjemy w trakcie zmiany, niepewności, niektórzy tracą przywileje, inni środki do życia, zdrowie i życie. Wiele osób twierdzi, że to okazja do przewartościowania swojego życia i radykalnej zmiany systemu, który doprowadził do katastrofy klimatycznej. Każda duża destabilizacja jest wyzwaniem i szansą. Tylko od nas zależy, czy chcemy ją wykorzystać, czy też wolimy postawić się w roli ofiary, na którą niezasłużenie spadło nieszczęście. Nie da się zaprzeczyć, że z powodu epidemii stało się to, czego nie byliśmy w stanie wcześniej zrobić dla Ziemi: nie jeździmy samochodami, przestaliśmy kupować i konsumować absurdalne ilości rzeczy, które nie są nam do niczego potrzebne, przestaliśmy w związku z tym produkować ogromne ilości śmieci, dwutlenku węgla, zwróciliśmy się ku naszym bliskim, których często wcześniej ignorowaliśmy i zaniedbywaliśmy. Bo nie mamy wyjścia. Być może nie każda praktyka duchowa odbywa się w zendō czy w kościele. Naszą praktyką duchową teraz jest każdy dzień i wybór, którego dokonujemy. Wykorzystajmy to. Mamy szansę, która może się więcej nie powtórzyć. Szansę na to, żebyśmy stali się innymi ludźmi, czegoś dowiedzieli o sobie i świecie.
Pracownicy służby medycznej, sprzedawczynie, kurierzy, kucharki, piekarze, rolnicy, farmaceutki i szereg innych osób nie ma teraz luksusu wolnego czasu, ale pracuje na maksymalnych obrotach. Masz dla nich jakąś radę, ćwiczenie, pomysł?
Nie mam. Mogę tylko podzielić się tym, co usłyszałam od mojej przyjaciółki, która jest bohaterką pierwszej linii frontu. Pracuje jako pielęgniarka w angielskim szpitalu, który podobnie jak nasz szpital MSW został przekształcony na szpital zakaźny, i każdego dnia wychodzi do pracy, żeby zajmować się pacjentami zakażonymi COVID-19. Powiedziała mi, że czuje się zażenowana oklaskami, jakie dostaje, wychodząc ze szpitala, bo wolałaby tego nie robić, ale to jest jej praca. Po prostu ma poczucie obowiązku. To jest społeczna misja, a nie tylko zawód. W domu powiedziała partnerowi i dzieciom, że nie chce oglądać epidemii w TV ani rozmawiać o niej. Że chce chronić swój dom przed lękiem i ten kawałek normalności, który tam ma. Tak można sobie poradzić. Myślę, że gdyby te osoby, które na co dzień są narażone, stale myślały o zagrożeniu, po prostu nie mogłyby tego robić. Dlatego teraz tak ważne jest, żeby każdy z nas wziął na siebie swoją odpowiedzialność i robił to, co powinien, bo to jest potrzebne nam wszystkim.
W trakcie obecnego kryzysu niektórzy decydują się przeczekać, inni zmieniać, budować, wnosić do świata nowe jakości. Kiedy przeczekiwanie kryzysu jest szkodliwe, a kiedy może nam pomóc?
Nie sądzę, żeby to doświadczenie było czymś, co można przeczekać. To jest zbyt duże. Przeczekiwanie jest zaprzeczaniem podstawowej prawdzie, że wszystko się zmieniło. Musimy nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości, w której nic nie będzie takie samo. Moim zdaniem nie będzie powrotu do rzeczywistości sprzed tego doświadczenia. Już teraz widać, że wszystko się zmieniło. To jest ogromna szansa na stworzenie lepszego miejsca do życia na naszej planecie, nie tylko dla ludzi, ale wszystkich żywych istot.
Mówisz o duchowości – jak ją rozumiesz?
Jako zdolność do słyszenia i uczuciowego odpowiadania na wewnętrzny głos naszej duszy, który każdego z nas w pewnym momencie przyzywa. Nie jesteśmy tu po to, żeby być bezmyślnymi konsumentami dóbr i niepotrzebnych do niczego informacji. Robić to, czego chcą od nas inni. Płacić podatki i wypełniać polecenia. Być może potrzebowaliśmy wstrząsu, żeby to stało się dla nas jasne.
Niektórzy toną w szeregu teorii spiskowych, inni stawiają na walkę, wiele osób boi się, doświadcza rozpaczy, są tacy, którzy zwracają się w stronę guru, religii, uproszczonej duchowości. Skąd nabierać sił, pewności, że droga, którą idę, jest moja i nie prowadzi na manowce?
Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Nie możemy jednak przez całe życie szukać oparcia na zewnątrz. W pewnym momencie – i to jest właśnie częścią procesu indywiduacji – musimy zacząć doświadczać tego, że my i tylko my jesteśmy odpowiedzialni za nasze życie. Nikt nas z tego nie zwolni. Jesteśmy tu, bo mamy jakieś zadanie do wykonania i nie możemy go w nieskończoność unikać. Po prostu musimy podjąć to wyzwanie, stanąć twarzą w twarz z naszym lękiem, zajrzeć w te ciemne miejsca w naszej duszy, których tak bardzo się boimy, przestać stale uciekać.
Psychologia popełniała czasami błąd polegający na wąskim postrzeganiu człowieka i jego relacji ze światem. Niektórzy terapeuci namawiają, by nieustannie podnosić jakość swego życia, kupić sobie na pociechę prezent, myśleć o sobie, swoich emocjach, co pompuje ego i pośrednio odwraca uwagę od coraz bardziej degradowanego środowiska naturalnego. Człowiek stawiany przez psychologię na piedestale może podporządkowywać sobie Ziemię.
Wspólnie z Maciejem Wiśniewskim prowadzimy od jakiegoś czasu program Ciemny las poświęcony dojrzewaniu i osiąganiu integralności oraz przechodzeniu przez proces indywiduacji w drugiej połowie życia. C. G. Jung opisał to bardzo dokładnie. Jeśli w pewnym momencie naszego życia nie porzucimy pogoni za ego i jego zdobyczami, i nie zwrócimy się w stronę życia wewnętrznego, jeśli będziemy konsekwentnie bojkotować wołanie naszej duszy, zakończymy życie w rozpaczy i poczuciu bezsensu. Nie odkryjemy tego, co jest naszym prawdziwym powołaniem.
Bliska mi jest filozofia Wschodu z jej przywiązywaniem wagi do jedności. Kiedy stanie się dla nas możliwe doświadczenie umysłem i sercem tego, że jesteśmy jednością ze światem i innym ludźmi, będziemy w stanie zatrzymać nasze destrukcyjne działania wobec świata, który nas otacza. Nie ma żadnego ja ani żadnego ty. Cokolwiek robimy światu i innym ludziom, robimy też sobie. Więc kiedy z troską czy uśmiechem pozdrawiasz innego na ulicy, to jest to dar tak samo dla niego, jak dla ciebie. Może nawet bardziej dla ciebie. Bo on może dostać to od kogoś innego, a ty możesz dostać to tylko sam od siebie. Dzisiaj miałam taki moment wielkiego poruszenia w bardzo banalnej sytuacji. Gotowałam w kuchni zalanej słońcem włoski makaron na obiad i przed oczami stanęły mi moje podróże do Włoch, żeglowanie wokół Sycylii, cudowne sery i pomidory, które tylko tam mają taki smak. Pomyślałam o wszystkich serdecznych, otwartych i życzliwych Włochach, których spotkałam na swojej drodze i o tym, jaki straszny dramat oni teraz jako naród przeżywają. I w jednej chwili dotarło do mnie, że ci ludzie są moimi braćmi i dlatego ich cierpienie jest do pewnego stopnia też moim cierpieniem. Nie mogę powiedzieć – to mnie nie obchodzi, bo dzieje się daleko. Wszyscy jesteśmy ludźmi, czujemy i cierpimy tak samo.
Jak budować bliskość z innymi, nie tylko dwunożnymi, istotami w trakcie kryzysu, zamknięcia w domu?
Myślę, że watro jest zacząć od obserwowania. Być uważnym na to, w jaki sposób nasi bliscy przeżywają tę sytuację, czego potrzebują, w czym możemy im pomóc. To znaczy unikać robienia tego, co my uznajemy za im potrzebne. Zamiast tego lepiej obserwować, słuchać, pytać, być obecnym i reagować na to, czego naprawdę od nas potrzebują. Wnieść do naszego wspólnego życia poczucie humoru, radość i przyjemność, bo towarzyszy nam teraz tak wiele ograniczeń i frustracji. Istotny jest również szacunek do wszystkiego, co żyje, bez względu na to, czy są to zwierzęta, rośliny czy ludzie. Dzielimy ten sam dom.
W jakim sensie pandemia jest szansą dla nas i innych mieszkańców planety?
Mimo całego dramatu, który stał się udziałem tysięcy ludzi na świecie i w każdej chwili może stać się dramatem każdego z nas, także moim, dzieje się coś bardzo ważnego i podniosłego. Całe nasze dotychczasowe życie zostało zatrzymane, wypadliśmy z utartych kolein naszej rutyny. Rzeczy, które wydawały się nam oczywiste, przestały takie być. Rzeczy, które uważaliśmy, że się nam należą, są niedostępne. Rzeczy, które nie mieściły się nam w głowie, dzieją się. I jednocześnie wytworzyła się jakaś pusta przestrzeń. Ja staram się ją wypełnić pracą duchową: modlitwą, medytacją, czytaniem, pisaniem. Naprawdę czuję, że to ma ogromna wartość i jest bardzo potrzebne zarówno mnie, jak i innym. Fakt, że mimo ogromnego wysiłku i zmęczenia jestem w stanie robić to, co robię, opiekować się moimi pacjentami, wspierać współpracowników, prowadzić dom i zapewnić względne bezpieczeństwo dziecku, troszczyć się o moich przyjaciół, współpracowników, sąsiadów, to dla mnie teraz bardzo dużo znaczy i daje mi wielkie poczucie oparcia. W tej słabej sytuacji to buduje moją siłę. To mnie wzmacnia, hartuje.
Dr Martyna Goryniak:
Licencjonowana trenerka i terapeutka Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Współprowadzi Horyzonty Pracownię Psychoterapii i Treningu ISTDP w Warszawie. Prowadzi terapię indywidualną ISTDP (Intensywna Krótkoterminowa Psychoterapia Dynamiczna) i terapię grupową . Wykładowczyni na Akademii Przywództwa Values.