Wykąp się w lesie Wykąp się w lesie
i
źródło: Creative Commons
Pogoda ducha

Wykąp się w lesie

Katarzyna Sroczyńska
Czyta się 2 minuty

Na pływanie w morzu, jeziorze czy rzece dla większości z nas już za zimno, dla morsów – jeszcze za ciepło, ale na szczęście w sukurs tym, którzy obiecali sobie codzienną kąpiel dla zdrowia, przychodzą Japończycy. Od ponad 30 lat badają oni dobroczynny wpływ na zdrowie shinrin-yoku, czyli kąpieli leśnych. Przestraszonych albo onieśmielonych wizją tarzania się w kolorowych liściach uspokajamy: w ten poetycki sposób Japończycy nazywają powolne spacery, podczas których głęboko się oddycha, uspokajając myśli i regenerując ciało. Brzmi niewiarygodnie prosto? Co wam szkodzi spróbować.

– Shinrin-yoku obniżają poziom kortyzolu, czyli hormonu stresu, ciśnienie krwi i puls. Przez 5 mln lat ludzie żyli w naturalnym otoczeniu, nic więc dziwnego, że rozmaite
funkcje fizjologiczne najpłynniej przebiegają w naturalnych warunkach (czyli raczej w lesie niż na betonowej pustyni). Tak przynajmniej zjawisko tłumaczą antropolodzy.

– Spokojny spacer po lesie sprawia, że przybywa nam sił witalnych. Regeneruje się układ odpornościowy.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

– Już po dwugodzinnym spacerze rośnie produkcja komórek NK (ang. Natural Killers, czyli naturalni zabójcy). To strażnicy odporności, gotowi stawić czoła patogenom próbującym się wedrzeć do naszego organizmu. Japończycy zbadali, że jeśli zaszyjemy się w lesie na kilka dni, podwyższony poziom komórek NK będzie się utrzymywał przez miesiąc.

– W leśnym powietrzu znajdują się związki o działaniu bakterio- i grzybobójczym nazywane fitoncydami. Rośliny wytwarzają je, by zwalczały chorobotwórcze mikroorganizmy. To nie są antybiotyki, ale działają trochę podobnie. I, o dziwo, pomagają nie tylko roślinom, lecz także ludziom.

– Leśne kąpiele łagodzą stany depresyjne.

– Shinrin-yoku wyciszają działanie części przywspółczulnej układu nerwowego i pobudzają działanie części współczulnej. Sprzyjają relaksacji całego ciała.

Dla tych, do których bardziej przemawia poezja niż wyniki badań naukowych, mamy haiku japońskiego poety Matsuo Basho (który ukojenia szukał w filozofii zen) w tłumaczeniu Czesława Miłosza. Do powtarzania w myślach (albo i na głos):

„Krople rosy –
Czym lepiej obmyć
Pył świata”.

Czytaj również:

Na wolnym powietrzu Na wolnym powietrzu
i
„Możni wypoczywający w wieczornym chłodzie”, 1887, Yōshū (Hashimoto) Chikanobu; źródło: zbiory Met Museum
Wiedza i niewiedza

Na wolnym powietrzu

Katarzyna Sroczyńska

Lubię czytać słowniki. A najbardziej lubię znajdować słowa, których nie da się prosto przetłumaczyć. Żeby je wyjaśnić, trzeba opisać szerszy kontekst, czasem opowiedzieć historię, uruchomić wyobraźnię.

Utepils mówią Norwegowie, żeby opisać przyjemność picia piwa na zewnątrz, pod gołym niebem, w pierwszy ciepły dzień roku. O tej porze bardziej może się przydać słowo peiskos – związane z radością i przyjemnością, jakie daje siedzenie przy ognisku. Oba wyrazy znam dzięki The Positive Lexicography Project, słownikowi tworzonemu przez Tima Lomasa, brytyjskiego psychologa, który zbiera niezwykłe terminy dotyczące dobrostanu. I oba bliskie są kolejnemu wyrazowi, wymyślonemu podobno przez pisarza Henryka Ibsena: friluftsliv. W wierszu „Paa Vidderne” („Na szczytach gór”) pisał: „…jestem wolny!/ W samotnym „pieskim rogu”,/ Mój obfity połów, wezmę/ Tam, gdzie jest ognisko domowe, i stół,/ I friluftsliv w moich myślach”.

Czytaj dalej