Przyznaję, że jestem poruszony świątecznym rytuałem rzezi karpia w Polsce. Nieludzkie traktowanie tych ryb w sklepach budzi we mnie etyczny niepokój. W drodze z działu rybnego do kasy oglądamy „taniec plastikowych toreb” – to ławice karpia trzepoczą się w koszykach ku wolności. To wszystko wydaje się niechrześcijańskie.
W czasach, gdy każdy zakup wiąże się z etycznymi i ekologicznymi konsekwencjami, bezsensowne powolne zadawanie rybom śmierci to działanie, które z łatwością mogę usunąć z mojej karmicznej karty kredytowej. Rozumiem, że świeżość ryb jest priorytetem, ale ponieważ obserwuję, jak ci sami ludzie kupują papkowatego, tygodniowego łososia, cała akcja robi wrażenie nieuczciwej. I choć nie posunąłbym się do stwierdzenia, że polski rytuał karpiowy jest taką samą doroczną rzezią jak masakra delfinów w japońskiej zatoce Taiji lub mordowanie kanadyjskich fok, uważam, że warto go bojkotować.