Jakie są najnowsze, zaskakujące trendy we współczesnej pedagogice? Możemy się tego dowiedzieć z rozmowy, którą przeprowadził Tomasz Wiśniewski ze słynnym naukowcem, doktorem Zbigniewem Grzybowskim z Uniwersytetu Gdańskiego, znanym ze swojej głębokiej niechęci wobec dzieciństwa i młodości.
Tomasz Wiśniewski: Skąd bierze się Pana niechęć wobec dzieci i młodości?
Zbigniew Grzybowski: Przede wszystkim jako ludzie nie możemy się obejść bez niechęci: w kimś należy ją ulokować. Oczywiście wybór mamy szeroki – sąsiedzi, współmałżonek, inny naród – ale jeśli chodzi o wybór pomiędzy młodością a starością, niezbyt rozsądne wydaje mi się gloryfikowanie młodości z tego prostego powodu, że nieustannie się od niej oddalamy. Lepiej wychwalać to, do czego się zbliżamy z każdym dniem, i poddawać druzgocącej krytyce to, od czego odchodzimy.
Brzmi to rzeczywiście rozsądnie. Ale załóżmy przez chwilę, że możemy się obejść bez niechęci. Czy ma Pan jakieś inne argumenty przeciw młodym?
Tak, są to racje psychologiczne. Wiele światowych mitologii opowiada o początkach świata będących chaosem, po których następuje porządek. Myślę, że to symboliczne ujęcie wejścia w dorosłość. Wiele przecierpiałem jako młody człowiek. Miotały mną różne namiętności, coś mną rzucało na lewo i prawo, sam nie wiedziałem, co to było. Do tej pory zresztą nie wiem, ale już mnie to nie obchodzi. Poza tym bałem się duchów, nawet jeszcze na studiach.
Wiele osób chwali sobie na przykład okres studiów jako jeden z najlepszych w życiu.
Przetrawiłem całe studia na strach i libertynizm. Straciłem masę czasu i energii na rozliczne akty rozwiązłości, z których nic nie wynikło, nawet potomstwo. Dopiero po sześćdziesiątce się uspokoiłem.
Czy mógłby Pan w dużym skrócie powiedzieć, na czym polega główne przesłanie Pańskiego najważniejszego dzieła, czyli Rewolucji pedagogicznej?
Na natychmiastowym wprowadzaniu dzieci w stan późnej starości. Na takiej reformie systemu edukacji, która uczyłaby dzieci przyjmowania emerytury, spokojnej obserwacji przyrody i braku ekscytacji wobec bieżących wydarzeń światowych.
Nie boi się Pan krytyki ze strony dzieci?
Owszem, wielokrotnie byłem atakowany przez środowiska gimnazjalistów. Na łamach licznych gazetek szkolnych stałem się przedmiotem złośliwej i bolesnej satyry. Ale, rzecz jasna, nie złamało mnie to. Nie zamierzam przestać działać.
Czy na zakończenie chciałby Pan życzyć czegoś naszym Czytelnikom?
Życzę wszystkim, żeby czas mijał i nigdy się nie cofał.
Dziękuję za tę wyjątkową rozmowę.