Dziś przypominamy Państwu i sobie, jak na naszych łamach obchodziło się święta. Może w oczach starszych Czytelników zakręci się łezka lub uśmiechną się oni z rozczuleniem? Może młodsi zechcą się wczuć w świąteczny klimat w „P” przed laty – zawsze taki sam, ale jednak nie ten sam, gdyż zmieniały się mody, style i ludzie, co krakowski tygodnik starał się po swojemu odnotować i zilustrować.
Powrót
A podobno jest gdzieś ulica,
(lecz jak tam dojść? Którędy?)
ulica zdradzonego dzieciństwa,
ulica Wielkiej Kolendy.
Na ulicy tej, taki znajomy,
w kurzu z węgla, nie w rajskim ogrodzie
stoi dom, jak inne domy,
dom, w którym żeś się urodził.
Ten sam stróż stoi przy bramie.
Przed bramą ten sam kamień.
Pyta stróż: – Gdzieś pan był tyle lat?
– Wędrowałem przez głupi świat.
Więc na górę, szybko po schodach.
Wchodzisz. Matka wciąż taka młoda.
Przy niej ojciec z czarnymi wąsami.
I dziadkowie. Wszyscy ci sami.
I brat, co miał okarynę.
Potem umarł na szkarlatynę.
Właśnie ojciec kiwa na matkę,
że już wzeszła Gwiazdka na niebie,
że czas się dzielić opłatkiem,
więc wszyscy podchodzą do siebie
i serca drżą uroczyście
jak na drzewie przy liściach liście.
Jest cicho. Choinka płonie.
Na szczycie cherubin fruwa.
Na oknach pelargonie
blask świeczek złotem zasnuwa,
a z kąta, z ust brata płynie
kolenda na okarynie:
LULAJŻE, JEZUNIU,
MOJA PEREŁKO,
LULAJŻE, JEZUNIU,
ME PIEŚCIDEŁKO.
Konstanty Ildefons Gałczyński
Teatrzyk Zielona Gęś ma zaszczyt przedstawić swój cały zespół w uroczystej chwili składania świątecznych życzeń Czytelnikom „Przekroju”
Gżegżółka:
Zielona Gęś – rzecz nowa, podług nowych wzorów, życzę więc Wam – nowego poczucia humoru.
Prof. Bączyński:
Badacz aniołów, życzę Wam, o moi mili, żebyście mniej fruwali, a więcej chodzili.
Hermenegilda Kociubińska:
Ja, której świetną przyszłość wróżył Ludwik Solski, gdy umrę, zrozumiecie, czym byłam dla Polski.
(Mdleje; za mówienie nie na temat, Gżegżółka bije ją laską po głowie i wyciąga za kulisy)
Piekielny Piotruś:
Grunt, żebyś się jaką rybą nie otruł, bo nieboscyka się boją. Tego zycy Piekielny Piotruś wsystkim Cytelnikom Psekroju.
Pies Fafik:
Wzywam do świętej zgody rządy i narody, pogódźcie się i psom zostawcie kość niezgody.
Osiołek Porfirion:
(ryczy proroczo)
Następują: Śledzie i Dzwony, po czym wszystko przesłania śnieg jak bezkresna
KURTYNA
Konstanty Ildefons Gałczyński
Demokratyczny savoir-vivre świąteczny w odcinkach
opracował: Jan Kamyczek
Nie wypada:
• ubierać się do Wilii w czarną suknię, gdyż jest to uroczystość radosna, której nie należy zakłócać ponurym strojem.
Osoby będące w żałobie, albo posiadające jedną jedyną suknię – właśnie czarną – niech włożą chociaż biały żabocik,
• ubierać się do Wilii w suknię mocno dekoltowaną, gdyż Wilia jest kolacją familijną, do której zasiadają wszak i niewinne dzieci,
• siedząc przy gościnnym stole – opowiadać jakie to wspaniałe święta sprawiało się samemu ongiś („doskonały ten placuszek z makiem… u mnie przed wojną bywało po 8 tortów migdałowych”),
• odbierać dzieciom ofiarowanych im zabawek i samemu bawić się przez cały wieczór kolejką albo grającym bąkiem. Chyba, że pozwolimy dzieciom wzamian rozebrać nasz zegarek.
Natomiast wypada:
• wykąpać się i włożyć czyste dessous,
• pogodzić się ze szwagrem, stwierdzając, że użyte w stosunku do niego określenie „świnia” było zwyczajną pomyłką. Wilia i Święta są doskonałym pretekstem do zaprzestania wszelkich domowych wojen bez uszczerbku dla ambicji obu stron,
• udać, że się wyjechało na zimowe wczasy do Zakopanego, likwidując w ten sposób wszelkie towarzyskie problemy świąteczne już w zarodku.
P.S. Wszystkim Wesołych Świąt życzy Jan Kamyczek
Jedno danie Jana Kalkowskiego
Wigilijne z makiem
Podaje: p. Halina S. według przepisów, jakie zna z tradycji domowej. Jest zwyczajem, że oprócz strucli z makiem, podaje się także jakąś makową leguminę. Bywały różne w różnych regionach Polski. Trzy z nich:
1. Kutia. Szklankę pszenicy (ziaren) opłukać, sparzyć gorącą wodą i zostawić na noc; niech namoknie. Następnie doprowadzić do kilkakrotnego zagotowania i pszenicę odcedzić. Zalać ponownie wodą i gotować powoli do miękkości. Odcedzić, ostudzić.
Mak (2 szklanki) po opłukaniu w zimnej wodzie odcedzić, sparzyć gorącą wodą i niech tak postoi. Znów odcedzić i utrzeć w makutrze (można też przekręcić przez maszynkę z dodatkiem pól szklanki cukru). Dodać do maku – oprócz wspomnianego cukru – kilka łyżek miodu, krojone migdały słodkie, 2 garście rodzynków, otartą na tarce świeżą skórkę cytrynową, pokrojoną w kosteczkę kandyzowaną skórkę pomarańczową. Mak wymieszany z tymi dodatkami zmieszać z pszenicą i polać słodką śmietanką. Wymieszać na średnio gęstą masę i wstawić do lodówki lub za okno.
2. Kluski. Litr pszennej mąki przesiać na stolnicę, wbić do niej dwa całe jaja, dodać łyżkę masła i soli do smaku, a następnie dolewać letnią wodę – tyle, aby ciasto nie było zbyt twarde. Zagniatać aż powstawać w nim będą pęcherzyki. Wałkować cienko na stolnicy posypanej mąką i kroić na łazanki. Przed podaniem ugotować w osobnej wodzie i podać z makiem przygotowanym jak wyżej.
3. Łamańce. 3 szklanki pszennej mąki, pól kostki masła (12 dkg), 5 łyżek cukru, 8 żółtek i 2 łyżki śmietanki zagnieść na ciasto. Cienko rozwałkować i wycinać kieliszkiem od wina okrągłe ciasteczka. Ułożyć je na blasze i upiec. Mak przygotowany jak wyżej, ułożyć na półmisku i wetknąć do niego dość gęsto ciasteczka.
Tekst pochodzi z numeru 2635-36/1995 r. (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.