Obraz ten to snuta za pomocą wyrafinowanych symboli opowieść o cnotach, pozycji i pięknie pewnej nietuzinkowej postaci. Każdy z tych symboli zawierał w sobie ważną informacje, ale jeden miał szczególną moc.
O tym jakie to dzieło, przeczytacie pod obrazkiem.
Majestatyczny wyraz twarzy, bajeczny strój i broszka z pelikanem, symbolem rodzicielskiego poświęcenia – oto królowa Elżbieta I sportretowana przez Nicholasa Hilliarda.
Wizerunek królowej Elżbiety I znany jako Portret z pelikanem to szczytowe osiągnięcie angielskiej sztuki portretowej czasów Tudorów. Przedstawia on angielską monarchinię w dumnej pozie, ubraną we wspaniałą, bogato dekorowaną perłami, kamieniami szlachetnymi i złotem suknię. Ponadto płótno przemawia do odbiorcy szeregiem rekwizytów niosących ważne, symboliczne treści.
Autorem dzieła jest Nicholas Hilliard – malarz, utalentowany złotnik i miniaturzysta, w latach 70. XVI stulecia najważniejszy artysta na dworze Elżbiety.
Hilliard namalował Portret z pelikanem około 1574 r., gdy Elżbieta przekroczyła już wiek 40 lat i miała za sobą 15 lat panowania nad Anglią. Twarz królowej o nieskazitelnie białej cerze (w rzeczywistości wybielonej za pomocą maści kosmetycznych na bazie ołowiu) została ukazana bez zmarszczek i jakichkolwiek niedoskonałości. Elżbieta ściśle kontrolowała swój wizerunek – nawet w podeszłym wieku, gdy była bezzębna i łysa, kazała przedstawiać siebie jako płomiennie rudą kobietę o wyraźnie odmłodzonym obliczu.
Beznamiętny wyraz twarzy królowej i pompatyczność jej stroju przywołują na myśl wizerunki Medyceuszy włoskiego manierysty Bronzina, a w szczególności portret Eleonory de Toledo i jej syna Giovanniego z Galerii Uffizi we Florencji.
Obrazy, choć do siebie podobne, dzieli kilka znaczących różnic – pomijając obecność syna na portrecie księżnej, dzieło Bronzina wydaje się powściągliwe, wręcz surowe w swoich ponurych barwach i cieniach. Nie wiemy, czy Hilliard wzorował się na warsztacie włoskiego mistrza, lecz jeżeli tak było, wyraźnie postanowił odróżnić swoje dzieło, nasycając je wręcz bizantyjskim bogactwem detali.
Wedle zamysłu Nicholasa Hilliarda obraz miał nie tylko opowiadać o bogactwie i pięknie królowej, lecz także uzmysławiać jej zasługi i cnoty. W czasach Elżbiety tego typu przedstawienia stanowiły wizytówkę władcy wysyłaną często wraz z poselstwami na obce dwory, by zachęcać do koalicji i mariaży.
Jednym z najważniejszych rekwizytów na portrecie Elżbiety jest broszka pelikana przypięta do piersi monarchini. Już w średniowieczu wizerunek pelikana stanowił symbol ostatecznej ofiary, jaką poniósł dla ludzkości Chrystus. Przekonanie to narodziło się za sprawą wiary, iż samice pelikanów potrafią ofiarować własne ciało i krew, by nakarmić konające z głodu potomstwo. Wierzono, że uczynią to nawet za cenę swojego życia.
Wobec siły wyrazu tego symbolu nie dziwi fakt, że pelikan stał się jednym z ulubionych emblematów królowej. Ten potężny znak poświęcenia i matczynej miłości został użyty na portrecie, by prezentować królową jako oddaną matkę narodu angielskiego. Dawał on do zrozumienia, że dla dobra swoich poddanych Elżbieta dokonuje wielkich poświęceń.
Kolejne symbole, które czynią z obrazu swoisty manifest, to dwie korony umieszczone nad postacią królowej. Elżbieta nigdy nie zrzekła się roszczeń do korony francuskiej. Te wywodziły się jeszcze z czasów Edwarda III, który ponad 230 lat wcześniej ogłosił się królem Francji. To dlatego z prawej strony obrazu, tuż nad kwiatem lilii – fleur-de-lis – królowa kazała umieścić koronę symbolizującą jej pretensje i do tronu tego kraju. Korona po lewej stronie obrazu wieńczy rodzinny herb Elżbiety – róża Tudorów. Motyw ten pojawia się też jako bogaty haft na rękawach jej stroju oraz pod postacią żywych kwiatów upiętych na sukni. Detal ten miał wielkie znaczenie, ponieważ w ten sposób Elżbieta potwierdzała swoje prawa do władzy nad Anglią.
Niebagatelne znaczenie dla podkreślenia statusu królowej jako ważnej i bogatej władczyni mają także kolory – czerwień, czerń i biel. Czerwony pigment, używany do barwienia odzieży i draperii, wytwarzany był na bazie koszenili, substancji w owych czasach dostępnej jedynie najbogatszym. Podobnie kosztowny był także bardzo lubiany przez arystokrację barwnik czarny. Z kolei białe błyski pojawiające się na obrazie to trudne do zdobycia koronki i perły. Te ostanie (a znajdziemy je na niemal każdym portrecie monarchini) dodatkowo miały symbolizować czystość i dziewictwo Elżbiety.
Obraz Hilliarda zajmuje ważne miejsce wśród dóbr kultury Wielkiej Brytanii, nie dziwi zatem, że został dokładnie przebadany. Ciekawostką, którą odkryli naukowcy z National Portrait Gallery, jest fakt, iż najważniejsze elementy konstrukcji malowidła stanowią dębowe panele wykonane z drzewa sprowadzonego ze środkowej Europy, najprawdopodobniej z Polski. Wcześniejsze badania wykazały, że obraz był początkowo jaśniejszy, a jego tło karmazynowe.
Dzieło, które dziś znajduje się w Walker Art Gallery, wcześniej było w posiadaniu potężnej arystokratycznej rodziny Howardów, hrabiów Suffolk (nazywanej drugą rodziną Anglii). Zgodnie z jej podaniami obraz sprezentowała Suffolkom sama Elżbieta. Choć nie ma mocnych dowodów na potwierdzenie tego przekazu, wydaje się on prawdopodobny, gdyż Howardowie są spokrewnieni z Anną Boleyn, matką królowej. Potomkowie Howardów w 1945 r. przekazali malowidło mieszczącej się w Liverpoolu galerii, gdzie dziś każdy może podziwiać oblicze monarchini.