Złowieszczy żółw Złowieszczy żółw
i
ilustracja: Daniel Mróz, archiwum nr 926/1963 r.
Rozmaitości

Złowieszczy żółw

Czyta się 2 minuty

Dwóch prywatnych detektywów z agencji „Jupiter” oczekiwało inspektora Wernera na miejscu wypadku.

— Nieboszczyk Fenner cieszył się opinią szacownemu obywatela, lecz miał ciemną przeszłość i wielu wrogów wśród dawnych swoich kumpli — opowiadał jeden z nich. – Ostatnio zaczął dostawać listy z zapowiedzią zemsty oraz przesyłki zawierające dziecinne rewolwery sztyleciki i tym podobne przedmioty. Fenner mieszkał sam i prawie nie wychodził z domu. Dom prowadziła staruszka gospodyni. Niedawno Fenner zaangażował nas dla ochrony swej osoby. We dwóch pilnowaliśmy willi. Jeden z nas nie spuszczał z oczu głównego wejścia, drugi pilnował drzwi kuchennych. Na noc zmieniało nas innych dwóch kolegów. Dziś rano, gdy objęliśmy posterunek, Fenner jeszcze żył i rozmawiał z nami przez okno. Następnie, za co możemy zaręczyć, nikt podejrzany nie wchodził do willi. W południe nadeszła gospodyni i po wejściu do willi podniosła alarm: Fenner leżał w saloniku ze sztyletem wbitym w pierś. Nie żył od jakiejś godziny.

Inspektor obszukał pokój i znalazł w szufladzie biurka przedmioty nadsyłane przez mściciela oraz jego listy z pogróżkami. Na biurku leżała paczka, którą jak stwierdził inspektor nadano poprzedniego dnia na poczcie, ale nadawca był zmyślony, w każdym razie podał w swym adresie nieistniejącą ulicę. Inspektor odłożył paczkę, spojrzał na nieboszczyka i drgnął.

— Co to jest? — zawołał zdumiony.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Przy głowie Fennera, na podłodze, znajdował się żółw. Inspektor podniósł go i stwierdził, że jest to zabawka nakręcana sprężynką. Na grzbiecie żółw miał wymalowaną trupią główkę. Inspektor nakręcił żółwia i puścił go na posadzkę. Żółw zaczął wolno posuwać się w stronę drzwi.

— Cała ta historia jest dość tajemnicza — powiedział jeden z detektywów. — Czy to nie dziwne, że gosposia wczoraj wieczorem wyszła z domu, rzekomo do chorej siostry, i wróciła dopiero dziś w południe?

— Sprawdzimy jej zeznanie — powiedział inspektor. — Ale to nie ona zabiła, wiem już gdzie szukać mordercy.

Co miał na myśli? Odpowiedź poniżej.

Mordercą był listonosz, który przyniósł tego dnia Fennerowi poleconą paczkę (którą sam nadał poprzedniego dnia). Detektywi widzieli listonosza, ale nie traktowali go jako kogoś podejrzanego.

ilustracja: Daniel Mróz, archiwum nr 926/1963 r.
ilustracja: Daniel Mróz, archiwum nr 926/1963 r.

Tekst pochodzi z numeru 926/1963 r. (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.

Czytaj również:

Rabunek w muzeum Rabunek w muzeum
Rozmaitości

Rabunek w muzeum

Przekrój

Inspektor Werner zawahał się. Czy funkcjonariusz policji, przybywający do muzeum służbowo, ma obowiązek wkładać filcowe kapcie, jak każdy zwykły śmiertelnik? Spojrzawszy na swoje ośnieżone buciki, inspektor zdecydował że tak. Wsunął nogi w kapcie i przekroczył drzwi do galerii. Czekał tam już na niego kustosz muzeum i dyżurny strażnik. Dyrektor wskazał inspektorowi wiszący na ścianie obrazek, a raczej ozdobną pustą ramkę: płótno zostało wycięte. Tabliczka przytwierdzona u dołu ramki głosiła „Tycjan (1477—1576) — Portret Lukrecji Borgii”.

— Perła naszej kolekcji! Musimy odzyskać ten obraz — denerwował się kustosz. Na zapytanie inspektora, jak odbyła się kradzież, strażnik oświadczył:

Czytaj dalej