Wiedza i niewiedza

Cebula, 
mon amour

Jacek Kubiak
Czyta się 3 minuty

Jak większość ludzi znam cebulę z widzenia – i z jedzenia. Przyrządzanie bigosu zawsze zaczynam od podsmażenia cebuli na złoty kolor. Naprawdę dogłębnie poznałem jednak to warzywo w laboratorium, gdy prowadziłem doświadczenia na potrzeby pracy magisterskiej o mikrotubulach w cebulowym korzeniu.

Mikrotubule to białkowe włókna występujące we wszystkich prawie komórkach (tylko bakterie radzą sobie bez nich). Są one niezbędne do podziału komórki. W roślinach dodatkowo kontrolują odkładanie się włókien celulozowych. To dzięki nim amerykańskie sekwoje mogą żyć tysiące lat i nie łamią się pod byle podmuchem wiatru.

W czasie, gdy przygotowywałem moją pracę magisterską, czyli w latach 80. XX w., naukowcy znali roślinne mikrotubule głównie z obserwacji pod mikroskopem elektronowym. Innymi słowy odtwarzali ich strukturę, badając nie całe komórki, ale ich cienkie kawałeczki. Zadanie niezwykle żmudne. Aby mieć lepszy punkt widzenia, chciałem zobaczyć mikrotubule jednocześnie w całej komórce – w mikroskopie świetlnym. Na przeszkodzie stała mi jednak występująca w organizmach roślinnych sztywna i nieprzepuszczalna dla odczynników ściana komórkowa. Postanowiłem pozbyć się tej zawady, trawiąc ją enzymami.
W laboratorium Marka de Brabandera w Janssen Pharmaceutica Research Laboratories w Beerse w Belgii, gdzie prowadziłem doświadczenia, nie brakowało różnego rodzaju komórek ludzkich i zwierzęcych hodowanych in vitro. Nie było zaś komórek roślinnych. Ponieważ mnie interesowały właśnie one, wybrałem się na rekonesans do sklepu ogrodniczego.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Ku mojej wielkiej radości od razu zauważyłem większe i mniejsze cebule. Najbardziej zainteresowały mnie te najmniejsze, wręcz miniaturowe w porównaniu z tymi używanymi w kuchni. Z prozaicznego powodu: nie zabierały dużo miejsca. Mogłem umieścić je na biurku w małych naczynkach z wodą i czekać, aż w tak zaimprowizowanym miniaturowym ogrodzie wypuszczą korzenie – czyli przyszły obiekt moich badań.

Wymyślona przeze mnie metoda zadziałała doskonale. Enzym trawił ściany komórkowe i mogłem – bez konieczności krojenia komórek na skrawki – opisać, jak układają się w nich mikrotubule. Wyniki badań przedstawiłem w dwóch artykułach, które opublikowały międzynarodowe czasopisma naukowe.
Nigdy nie zapomnę dni spędzonych nad mikroskopem, gdy odkrywałem nieznany mi dotąd świat zamknięty w komórkach korzenia cebuli. Warzyw nie brakuje dziś w moim życiu, ale z żadnym już nie będę tak blisko związany, jak byłem z cebulą w dniach mojej naukowej młodości.
 

Czytaj również:

Dusza z ciała uleciała Dusza z ciała uleciała
i
zdjęcie: Mathias Reding/Unsplash
Pogoda ducha

Dusza z ciała uleciała

Tomasz Wiśniewski

Euforia, wyjście poza ciało, wizje zbyt cudowne, by je opisać. To jednak tylko część prawdy o doświadczeniach bliskich śmierci. Okazuje się, że nie zawsze pojawia się w nich tunel i nie za każdym razem na jego końcu jest światło.

Zanim książka Życie po życiu Raymonda Moody’ego zrobiła światową karierę, istniały znacznie mniej znane prace opisujące doświadczenie blis­kie śmierci (NDE – near-death experience). Za prekur­sora tej tematyki można uznać żyjącego na przełomie XIX i XX w. szwajcarskiego profesora geologii i alpinistę Alberta Heima. Choć nie miał on wykształcenia w zakresie psychologii, był człowiekiem o wszechstronnych zainteresowaniach – badał m.in. terapeutyczne zastosowanie hipnozy i hodował szwajcarskie psy pasterskie.

Czytaj dalej