Serhija Żadana cenię za (przynajmniej) kilka rzeczy. Zaczynając od trzymania literackiego poziomu, przez bycie od dwóch dekad kulturowym ambasadorem wschodniej Ukrainy, która dzięki niemu stała się bliższa mieszkańcom pozostałej części kraju – przy jednoczesnym i konsekwentnym bronieniu się przed wysłaniem na literacki parnas (co nie zmienia faktu, że ląduje Żadan w rankingach najbardziej wpływowych Ukraińców, a nagród na jego koncie przybywa), po kreatywność w tworzeniu tytułów (Anarchy in the Ukr., Hymn demokratycznej młodzieży, Odsetek samobójstw wśród klaunów…). Najbardziej cenię jednak pisarza za dojrzewanie wraz ze swoimi bohaterami, co doskonale widać i w najnowszej powieści pt. Internat, która rozgrywa się w czasie niszczącej jego kraj wojny.
Gdy polski czytelnik w 2005 r. mógł sięgnąć po prozę (Big Mac) i poezję (Historia kultury początku stulecia) Serhija Żadana, w Ukrainie dobiegła końca pomarańczowa rewolucja, która nie przyniosła, jak wiemy, oczekiwanych zmian. Przewrót sprawił jednak, że polskie wydawnictwa zaczęły jak nigdy wcześniej (i później) zabiegać o ukraińskich pisarzy, więc pojawiły się u nas dzieła m.in. Sofiji Andruchowycz, Natalki Śniadnko, Tarasa Prochaśki, Ostapa Sływińskiego, Wasyla Machno, Ireny Karpy, Lubko Deresza czy tworzącego po rosyjsku Andrija Kurkowa. I tu należy się zatrzymać, bo jeśli coś łączy tak różne osobowości jak wymienieni autorzy, to przede wszystkim miejsce urodzenia, bo wszyscy oni są z zachodniej i centralnej Ukrainy. Wyjątek stanowił właśnie Serhij Żadan, którego kolejne wydane książki pozwoliły poznać lepiej młodych mieszkańców również wschodnich regionów, tak bliskich pisarzowi, który urodził się w Starobielsku, wychował w Ługańsku (kiedyś Woroszyłowgrad), a od czasów studiów mieszka stale w Charkowie.