A może jest tak, że wojna nie tylko nie ma w sobie nic z kobiety, ale w ogóle z człowieka?
Jednym z popularnych wyjaśnień zjawiska wojny jest domniemane istnienie u ludzi wrodzonego instynktu agresji. Pogląd ten bywa różnie wyrażany. Zygmunt Freud twierdził, że jako gatunek posiadamy pewną mroczną i brutalną część psychiki, która potrzebuje ekspresji w formach symbolicznie lub dosłownie przemocowych. Badacze kojarzeni z nurtem socjobiologii, tacy jak Konrad Lorenz czy Edward O. Wilson, podkreślali ciągłość pomiędzy naszymi destrukcyjnymi zachowaniami a rzekomo analogicznymi do nich występującymi wśród innych zwierząt. Edward O. Wilson w swojej książce O naturze ludzkiej pisał, że gdyby pawian płaszczowy dysponował bombą atomową, wysadziłby świat w ciągu tygodnia. I choć badacz odrzucał istnienie jednej szeroko pojętej „agresji”, sugerował, że to właśnie tym pojęciem można wyjaśniać ludzką skłonność do przemocy, a także wojnę. Miałby to być nasz wrodzony potencjał, który w odpowiednich okolicznościach (np. w warunkach przeludnienia na danym obszarze) może się aktywować i prowadzić do tragedii.
Przy bliższym rozpatrzeniu powyższe stanowiska nie są jednak przekonujące.
Wiele trafnych argumentów przeciwko nim można znaleźć w książce Barbary Ehrenreich Rytuały krwi. Agresja i wściekłość mogą pojawiać się na polu bitwy, ale w przypadku broni dalekiego zasięgu, armat i rakiet, strzelb czy karabinów, a nawet łuku i włóczni (czyli prymitywnych narzędzi, które wynaleziono przecież już w głębokiej prehistorii) kierowanie się irracjonalnymi impulsami jest wysoce nieskuteczne. Pożądane cechy wojownika są dokładnie przeciwne: działania wojenne wymagają chłodu oraz kalkulacji. Snajper musi być cierpliwy i precyzyjny, strateg zaś racjonalny i uważny.
Bitwa to zresztą tylko jeden z aspektów wojny, którą poprzedza długotrwałe i metodyczne przygotowanie do niej. Czy istnieje instynkt odpowiedzialny za wieloletni trening, działania logistyczne bądź marsz w szyku?
W argumentacji Ehrenreich szczególnie ważne jest jednak to, że wojna nie przychodzi żołnierzom „naturalnie”, z łatwością i bez psychologicznych oporów. Powołując się na prace z zakresu psychologii wojny, autorka zauważa, że nawet podczas bitwy, której stawką jest ich życie, ludzie często nie mają odwagi, by strzelać bezpośrednio do wroga. Eseistka przypomina również, że XVIII-wieczne pruskie podręczniki sztuki wojennej zdecydowanie zabraniały rozbijania obozów w sąsiedztwie lasu z tej prostej przyczyny, że w czasie konfliktu całe oddziały dezerterują, znikając między drzewami. Czy sam fakt dezercji stanowczo nie przeczy „naturalności” wojny?
Strach, a nie agresja
Wydaje się jednak, że najmocniejsze racje przeciwko objaśnianiu wojny domniemanymi instynktami wyłożył zmarły rok temu wybitny antropolog Marshall Sahlins w eseju Krytyka wulgarnej socjobiologii. Podkreślił on – bazując na swojej rozległej wiedzy etnograficznej – że podczas działań wojennych ludzie najczęściej nie są agresywni, lecz… przerażeni. Ponadto Sahlins zauważył, że szukając motywacji, które stoją za każdym indywidualnym aktem udziału w konflikcie, możemy znaleźć praktycznie wszystko: nienawiść, litość, strach, chciwość, dumę czy miłość do ojczyzny. Byłoby absurdem twierdzić, że militarna odpowiedź Ukraińców na atak wojsk rosyjskich jest rezultatem ich „biologicznej skłonności do agresji” czy też – jak ujął to wspomniany wyżej Edward O. Wilson – „biologicznej radości wojowania”.
Najistotniejsze jednak jest to, że rozważanie poszczególnych motywacji, z powodu których ludzie walczą, wcale nie odpowiada na pytanie, dlaczego wojny w ogóle wybuchają. Wojna – zdaniem Sahlinsa – nie mówi nic o stosunku między danymi jednostkami, a wyłącznie między organizmami społecznymi (jak np. państwo). W tym sensie wojna nie jest zjawiskiem biologicznym, lecz społecznym i kulturowym. Antropolog nie twierdzi, że nie posiadamy jako gatunek określonych popędów i skłonności. Chodzi raczej o to, że po prostu nie zaspokajamy i nie wyrażamy ich podczas wojny – może je ona co najwyżej pobudzać, mobilizować czy wykorzystywać.
Ostrożny wniosek z tych rozważań jest umiarkowanie optymistyczny: nie da się stwierdzić, że ludzie są z natury wściekłymi drapieżnikami, które muszą się wzajemnie zabijać. Nie istnieją też racjonale podstawy, by twierdzić, że pacyfizm jest czymś sprzecznym z naszą „biologiczną naturą”.
Podziel się tym tekstem ze znajomymi z zagranicy lub przeczytaj go po angielsku na naszej anglojęzycznej stronie Przekroj.pl/en!