Marzenia o lepszym świecie

Do czego służy filozof?

Aleksandra Przegalińska
Czyta się 2 minuty

Pytanie może wydawać się dziwne. Ostatecznie wszyscy w społeczeństwie chcemy być potrzebni, a nawet jeśli nie, to i tak w subwersywny sposób do tego dążymy. Jednakże utartą dotychczas ścieżką filozofów była ucieczka przed tą koniecznością. Gdy więc około dwóch dekad temu rozpanoszył się neoliberalizm, filozof został uznany za zbędnego. Zwłaszcza w naszym kręgu kulturowym, adaptującym się wówczas do hiperkapitalizmu. Kojarzył się ze smętnym akademickim bajdurzeniem, wonią naftaliny i bibliotecznego kurzu, z osobą nieznoszącą społeczeństwa i uważającą wszystkich za troglodytów. To wówczas krystalizowały się pomysły na profesje typu operator call center, które – zdaniem wielu mądrych głów – należało wykładać na studiach.

Od niedawna jednak wyłania się inna prawda na temat pożyteczności filozofki lub filozofa. Filozofowie w Polsce, ale i poza nią, w ostatnich latach funkcjonowali często jako konwertyci w branży kreatywnej i technologicznej: gwiazdy mainstreamowych mediów, copywriterki czy utalentowani programiści po solidnym kursie logiki. Kolejny trend, w którym sama się mieszczę, kształtują ludzie łączący filozofię z kognitywistyką, neurobiologią, informatyką. Czysta filozofia raczej na tym traci, ale niewątpliwie z takich fuzji wynikają oryginalne badania naukowe.

Jeszcze ciekawszym zjawiskiem jest jawny renesans filozofii. Coraz więcej słychać o zapotrzebowaniu na zawodowych myślicieli. W świecie wczesnoposthumanistycznym, gdzie sens nadają systemy technologiczne, a nie ludzie – filozof się przydaje. Na Zachodzie (jeśli on jeszcze istnieje jako sensowna kategoria, że tak filozoficznie wtrącę) rośnie popyt na doradztwo filozoficzne. Przypomina nieco psychoterapię, ale zamiast psychologii wykorzystuje filozofię. Konsultant pomaga klientom zrozumieć lepiej siebie, swoje życie i problemy społeczne – na podstawie tekstów i tez wielkich myślicieli. Można mieć co do tych praktyk mieszane uczucia, ale są interesującym trendem.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Są także bardziej perspektywiczne ścieżki dla filozofów. Sporo się spekuluje na temat kompetencji na rynku pracy przyszłości. Geoff Colvin, autor książki Humans Are Underrated, argumentuje w niej, że wiele umiejętności, których maszyna nie zdobędzie, niebawem okaże się cenionych. Sprzeciwiając się m.in. tezom Martina Forda z Rise of the Robots, Colvin stwierdza, iż tylko ludzie są w stanie odpowiedzieć na głębokie intelektualne i interpersonalne potrzeby innych ludzi. Chcą pracować kreatywnie i kolektywnie, rozważać i rozwiązywać problemy. Tu w sukurs przychodzą tylko filozofowie.

Wreszcie, nie oszukujmy się – za horyzontem czai się Inteligentna Maszyna czy też tzw. Technologiczna Osobliwość. Jej losem jest zapanowanie nad światem. Kto wie, może ostatnim potrzebnym jej zawodem będzie właśnie filozof – myślowy freestyler, sycący maszyny miłością do intelektualnych rozważań, wyobraźnią i nutą szaleństwa.
 

Czytaj również:

Wiedza i niewiedza

Sen pod kontrolą

Aleksandra Przegalińska

Sen do niedawna traktowany był jako (być może ostatni) obszar wolny od kontroli. Podlegał jedynie reżimowi czasu, ale w jego trakcie mogły dziać się rzeczy dowolne, najdziksze, najdziwniejsze i najbardziej irracjonalne. W tym sensie był najbardziej wyjątkowym z obszarów czasu wolnego. Dzisiaj jednak – wraz z rozwojem neuronauki, metod zbierania danych o użytkownikach oraz konsumenckich technologii ubieralnych (wearable technologies) – również sen stał się dziedziną, którą możemy mierzyć, a także nią zarządzać.

Niewesoła to nowina dla tych, którzy walczą o życie analogowe w coraz bardziej cyfrowym świecie i o możliwość niezostawiania cyfrowych śladów. Wesoła natomiast dla wszystkich tych, którzy nie chcą, by jakakolwiek rzeczywistość (w tym oniryczna) była przed nimi zakryta. Wychodząc naprzeciw ich potrzebom i marzeniom, pilni technolodzy konstruują dające wgląd w sen narzędzia i aplikacje. Na przykład takie neurotrackery, którymi zajmuje się mój zespół badawczy. Zaliczyć do nich można opaski i maski do precyzyjnego pomiaru snu, a także urządzenia do mierzenia poziomu koncentracji. Niektóre wyglądają jak okulary do rozszerzonej rzeczywistości – przenoszą wyobraźnię użytkownika w świat technoutopii, w którym sen miesza się z grą wideo. Pierwsze zetknięcie z nimi powoduje najczęściej pytania o to, czy pozwalają projektować sny i na ile te sny mogą być realistyczne. Pewnie dlatego, kiedy tylko pojawiają się na rynku jako wczesne i niekoniecznie sprawnie jeszcze funkcjonujące prototypy, gromadzą tysiące dolarów na platformach crowd­fundingowych i w krótkim czasie zdobywają środki na rozpoczęcie produkcji na masową skalę.

Czytaj dalej