Adolf Loos, znany austriacko-czeski architekt, miłośnik eleganckich, minimalistycznych przedmiotów, był również rewolucyjnym teoretykiem sztuki. Wszelkie zdobnictwo uważał za zbędne i nieopłacalne, wręcz za symbol kultur prymitywnych. Twierdził, że „ewolucja kultury polega na usuwaniu ornamentu z artykułów codziennych”.
Urodzonego w Brnie w 1870 r. artystę pośmiertnie uznano za doskonałego budowniczego. Za życia jednak, mimo że sam był uszczypliwym krytykiem, ciężko znosił brak zrozumienia dla swoich realizacji. Było ich niewiele, prawie wszystkie jednak prekursorskie.
W 1909 r. w jednym ze swoich pierwszych i najbardziej niekonwencjonalnych budynków przy Michaelerplatz w Wiedniu Loos zaprojektował wyjątkowo prostą w formie elewację. Dwukondygnacyjny cokół, mieszczący punkty usługowe, został pokryty pięknym, zielonym marmurem cipollino, a górna część, mieszkalna – zwykłym, białym tynkiem. I tyle. Bez dekoracji.
Wiedeńczykom, przyzwyczajonym do stylów historyzujących i secesji, trudno to było zaakceptować. Obiekt został od razu nazwany budynkiem bez rzęs – jego okna nie miały obramowań. Powstały nawet satyryczne rysunki, na których porównywano elewację budowli do krat studzienek kanalizacyjnych. Sporów było tyle, że architekt nabawił się rozstroju żołądka, a po burzliwych pertraktacjach z mieszkańcami zgodził się na zamontowanie zewnętrznych donic z kwiatami w wyższej partii kamienicy.
Ponoć na polecenie samego Franciszka Józefa okna jego imperialnej siedziby, z których widać było ten „okropny” budynek, zostały zasłonięte kotarami. Legenda głosi, że cesarz, na znak protestu, miał nawet przestać używać drzwi pałacowych, które otwierały widok na dzieło architekta przy Michaelerplatz.
Budynki Loosa, uważane wtedy za niedorzeczne, dziś są uznawane za zabytki najwyższej klasy, wybitne przykłady rodzącej się wówczas architektury modernistycznej.