Amerykańska dziennikarka Julian Guthrie spisała fascynującą historię współczesnych marzycieli – organizatorów pierwszych prywatnych lotów kosmicznych. Dziś rynek komercyjnych wypraw pozaziemskich – za sprawą Spacex Elona Musca i Virgin Galactic Richarda Bransona – można już powoli nazywać rynkiem – i to wielomiliardowym, ale we wczesnych latach 90., kiedy zaczyna się historia przedstawiona w książce, turystyka kosmiczna należała do gatunku science fiction. How to make a Spaceship… to barwnie napisana opowieść o wielkim osiągnięciu – pierwszym niekomercyjnym locie na orbitę pozaziemską – i o ludziach, którzy do niego doprowadzili. Peter Diamandis, genialny syn greckich imigrantów, zamiast spełnić marzenie rodziców i zostać lekarzem (studia medyczne ukończył na Harvardzie), postanowił podążać za swoim snem o locie w kosmos. Zaprowadziło go to na wydział aeronautyki i astronautyki MIT. Pod koniec lat 80. Diamandis trafił do słynącego z biznesowej fantazji Richarda Bransona, przez współpracowników zwanego „Dr. Yes”, z propozycją ufundowania nagrody w wysokości 10 mln dolarów dla tego, kto pierwszy zorganizuje prywatny lot w kosmos bez udziału NASA. Ku zdziwieniu obu panów Branson odpowiedział „nie”. Na szczęście ta odmowa nie zatopiła pomysłu Diamandisa (znalazł innego fundatora), a sam Branson dwie dekady później stoi na czele firmy przymierzającej się do organizowania turystyki kosmicznej na dużą skalę.
How to Make a Spaceship jest opisem historii „wyścigu szaleńców” – budowniczych pierwszych prywatnych statków kosmicznych, trochę garażowych inżynierów, którzy stają w szranki, by zdobyć nagrodę XPRIZE, wymyśloną przez Petera Diamandisa. Przed oczami czytelnika przesuwają się historyczni i fikcyjni marzyciele oraz eksploratorzy: bracia Wright, Indiana Jones, Thor Heyerdahl, Denys Finch czy pionierzy odkryć geograficznych.
Budując swoje małe statki kosmiczne, nasi bohaterowie nie wiedzą jeszcze, że zaledwie kilkanaście lat później przyszłość eksploracji kosmosu leżeć będzie w rękach prywatnych korporacji, a nie państwowych agencji kosmicznych. Mając tę perspektywę w pamięci, czytamy tę historię jako początek wielkiej wyprawy ludzkości w kierunku kosmosu. Wyprawy, której smak dopiero powoli poznajemy, o czym w posłowiu do książki przypomina sam Stephen Hawking.