Hellboy z Krakowa Hellboy z Krakowa
i
Creative Commons
Wiedza i niewiedza

Hellboy z Krakowa

Adam Węgłowski
Czyta się 4 minuty

Komiksowy i filmowy Hellboy – niesforny pół diabeł, pół człowiek przywołany na ten świat przez Rasputina – ma swój zaskakujący polski odpowiednik. Oto jak podała krakowska prasa, w czerwcu 1920 r. w grodzie Kraka przyszedł na świat „diabełek z rogami, kopytkami i ogonem”. Urodził się wprawdzie jak trzeba – w „klinice położniczej” przy ulicy Kopernika, jednakże porodowi nie brakowało niezwykłości. Matką dziwadła była bowiem wedle dziennikarzy „10-letnia Izraelitka”! Na tę wieść zbiegła się masa krakusów, domagając się, by pokazać im potworka. „Wśród tłumów zauważyć było można panie elegancko ubrane, które głośno twierdziły, że diabła widziały na własne oczy. Jest on przywiązany do łańcuchów w parterowej sali kliniki. Bryka on i bodzie, kto tylko do niego dostąpi” – donosił nie jakiś brukowiec, lecz organ Polskiej Partii Socjalistycznej, dziennik „Naprzód”. A to dopiero początek sensacyjnej relacji.

Wizerunek krakowskiego "diabełka"/ Polona
Wizerunek krakowskiego „diabełka”/ Polona

Iskry spod kopyt

Wedle spisanych przez dziennikarzy plotek podjęto próbę ochrzczenia diabełka. I to nie byle gdzie, bo w pobliskim zabytkowym kościele św. Mikołaja, znanym chociażby ze średniowiecznej latarni umarłych. To magiczne urządzenie służyło do ochrony żywych przed demonami i błąkającymi się po cmentarzach duchami. W 1920 r. latarnia nic jednak nie pomogła. Gdy tylko pokropiono diabełka święconą wodą, „błyskawica rozdarła obłoki i przeleciała nad kościołem, który się zatrząsł w posadach”. Wystraszony ksiądz upuścił kropidło, a diabełek ani myślał spokornieć.

Plotkowano, że nie sposób odesłać go na tamten świat. Zdesperowani doktorzy próbowali monstrum otruć, ale nawet „najostrzejsze trucizny” nie działały, stwór robił się zaś coraz bardziej nieznośny i – a jakże! – „krzesał iskry kopytami”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Tymczasem karmione takimi opowieściami kilkutysięczne tłumy pod kliniką położniczą coraz gwałtowniej domagały się pokazania dziwadła. Oczywiście się nie doczekały. „Długo przedkładano kobietom, mężczyznom i dzieciom, że w XX wieku diabły się nie rodzą w tej postaci, w jakiej oni sobie wyobrażają, jednak nie dało się przekonać zebranych – czytamy w artykule w „Naprzód”. – Mimo rozpędzania tłumu przez policję czekały rzesze na ulicy do późnej nocy, by zobaczyć przynajmniej w przelocie utęsknionego diabełka”. W efekcie po Krakowie rozeszła się plotka, że dyrektor placówki wziął łapówkę od rodziny małej Żydówki, by cały skandal zatuszować, natomiast diabełka wysłano za granicę. Do wrogich Niemiec, „do jednego z zakładów antropologicznych w Berlinie, celem zachowania w spirytusie”. To sugeruje, że diabełek jednak nie był niezniszczalny. Ale jaki plotkarz przejmowałby się logiką…

Piekło po polsku

Julian Tuwim, który przywołał tę historię w Czarach i czartach polskich w 1924 r. – a więc zaledwie kilka lat po opisywanej histerii – wspominał, że jakiś diabeł urodził się w Krakowie już w 1544 r. Wtedy wyglądał jak „potwór arcystraszliwy z płomiennymi błyszczącymi oczyma, z byczymi nozdrzami, grzbietem obrośniętym psią szerścią, z małpim pyskiem na piersi, z kocimi ślepiami na podbrzuszu, z ponurymi łbami psimi na łokciach i na stopach, z łabędzimi nogami i podwiniętym ku górze ogonem”. Wygląda więc na to, że Kraków jest dosyć lubiany przez demony – nie narodził się tam jeden, lecz dwa!

A czy jest w tym wszystkim jakiś odpowiednik wspomnianego na wstępie Rasputina, który przywołał komiksowego Hellboya? Zdecydowanie tak. Otóż krakowska histeria – nawet jeśli podkoloryzowana przez dziennikarzy – to koniec czerwca 1920 r. A więc moment, gdy coraz więcej Polaków bało się zagrożenia ze strony bolszewików, uważanych za istne legiony Antychrysta. A w czołówce demonów rewolucji znajdował się szef bolszewickiej policji politycznej, Polak Feliks Dzierżyński. Dobrze on znał nie tylko Kraków, ale nawet wspomniany kościół św. Mikołaja. To w nim wziął ślub w 1910 r.

Nasz Hellboy cuchnie więc nie tylko siarką, ale również polityką. Rzekomymi konszachtami Żydów, Niemców, Rosjan oraz ich „agentury” w Polsce. Nie na darmo taką popularność zdobył nad Wisłą termin „polskie piekiełko” mający swoje korzenie w wierszu Gałczyńskiego Piekło polskie z – notabene – lat 20. ubiegłego wieku.

Czytaj również:

Szkielet historii i ciało teraźniejszości Szkielet historii i ciało teraźniejszości
i
Mieczysław Wasilewski, rysunek z archiwum
Przemyślenia

Szkielet historii i ciało teraźniejszości

Paulina Małochleb

Teraźniejszość może być przybliżana i tłumaczona poprzez opowieści o przeszłości. Jednak tego typu narracje niosą ryzyko, że zostaną niezrozumiane i zinterpretowane tylko jako dawne dzieje. 

„A zatem nie ma już »teraz«, ponieważ przeszłość pochłonęła teraźniejszość, zamieniła ją w ciąg obsesyjnych powtórzeń, a to, co wydawało się nowe – co wydaje się dziać teraz – jest jedynie odgrywaniem jakiegoś ponadczasowego schematu” ‒ pisał w zbiorze esejów Dziwaczne i osobliwe Mark Fisher, filozof i teoretyk kultury. W elegijnym tekście opublikowanym tydzień po jego śmierci w 2017 r. na stronie „Guardiana” Simon Reynolds stwierdził, że dla młodszych pokoleń najważniejsza była teza Fishera dotycząca prywatyzacji cierpienia psychicznego – dokonanej przez praktyki kapitalistyczne i polegającej na przekonaniu, że to jednostka ponosi pełną odpowiedzialność za stany psychoemocjonalne. W ten sposób problem dotykający milionów staje się ich własną sprawą, na którą system nie ma wpływu i za którą nie odpowiada. Dla polskich czytelników blog Fishera – o nazwie K-punk – prowadzony na początku lat dwutysięcznych nie był z pewnością tak ważnym punktem odniesienia jak dla brytyjskich odbiorców, ale jego tezy krążą i w systemie coraz bardziej drapieżnego kapitalizmu, strojącego się w szatki work-life balance, brzmią coraz mocniej.

Czytaj dalej