Opowieść o nie do końca planowanej podróży, która trwała 26 lat (a skrzynia biegów „nie była nawet dotykana”).
Gunther Holtorf kończył 51 lat i miał dosyć. Wypalił się jako dyrektor w liniach lotniczych Lufthansa i potrzebował silnego bodźca. Kupił mercedesa „Gelendę” i wraz z małżonką wyruszył na wyprawę. Był rok 1988. Nie przypuszczał, że kiedy jako starszy, siwy, lekko zgarbiony mężczyzna zaparkuje ten sam samochód pod Bramą Brandenburską, jego ojczyzna będzie już zjednoczonym krajem, a marki niemieckie, których wydał na samochód równo 50 tys., staną się odległym wspomnieniem.
Początkowo Gunther nie miał tak ambitnego planu. Celem była Afryka, którą od dawna chciał zwiedzić. Po pierwszych pięciu miesiącach para wróciła do Niemiec, by… się rozwieść. Wspólne trudy ujawniły słabości trwającego krótko trzeciego małżeństwa Gunthera. On jednak nie zniechęcił