
Cynizm uczy niewiary w ludzi. Optymizm rozleniwia – pozwala wierzyć, że wszystko samo się ułoży. Natomiast nadzieja to propozycja dla realistów, którzy chcą popychać świat w stronę dobra – uważa holenderski myśliciel Rutger Bregman, nazywany cudownym dzieckiem nowych idei. Kilka z nich przybliża w rozmowie z Pauliną Wilk.
Jest jednym z najmłodszych, a także najważniejszych myślicieli w Europie. Historię ludzkości analizuje w błyskotliwy sposób, znajduje dowody na dobro i życzliwość ludzi oraz uznaje człowieka za najbardziej przyjazne ze zwierząt. Bestsellerową książką Homo sapiens. Ludzie są lepsi, niż myślisz (2019) rzucił wyzwanie pesymistycznym wizjom natury ludzkiej oraz słynnym analizom Yuvala Noaha Harariego, izraelskiego historyka i autora serii książek krytycznych wobec homo sapiens. Wcześniej Rutger Bregman – również historyk – już jako 28-latek opublikował przebojową Utopię dla realistów. Receptę na idealny świat (2016), którą przełożono na ponad 30 języków. Opisał w niej pomysł wprowadzenia bezwarunkowego dochodu podstawowego i skrócenia tygodnia pracy do 15 godzin. Mieszka w Utrechcie, pracuje w De Correspondent – poważanym serwisie dziennikarskim. Publikuje także w „The Guardian” i „The Washington Post”.
Paulina Wilk: Jest Pan najbardziej optymistycznym myślicielem Europy. Pana książki to testamenty wiary w ludzi. Czy wojna w Ukrainie wstrząsnęła tymi przekonaniami?
Rutger Bregman: Aby pisać książki o ludzkiej przyzwoitości, trzeba najpierw przestudiować setki tysięcy stron poświęconych okrucieństwu i mrocznym rozdziałom w historii naszego gatunku. A następnie rozprawić się z pytaniami, dlaczego dochodzi do ludobójstwa, czystek etnicznych, wojen. Moją książkę Homo sapiens. Ludzie są lepsi, niż myślisz można chyba nazwać medytacją nad problemem, dlaczego z jednej strony potrafimy być najbardziej przyjaznymi istotami w królestwie zwierząt i mamy supermoc w postaci rozwijania współpracy na skalę niespotykaną wśród innych zwierząt, a z drugiej strony jesteśmy najbardziej okrutni, zdolni do okropieństw, jakich nie popełniają pingwiny czy bonobo. Ten sam dylemat przeżywam teraz, obserwując rzeczywistość wokół. Dostrzegam wiele dobra – począwszy od heroicznej postawy samych Ukraińców, do eksplozji współczucia i aktywizmu w krajach takich jak Polska, a nawet moja ojczysta Holandia, gdzie wielu ludzi także angażuje się w pomoc. Ale widzę też putinowską korupcję władzy, zbrodnie. Będę szczery: trudno mi w tej chwili trwać przy pozytywnych konkluzjach moich badań i nie czuć zwątpienia.
Co Pan robi, aby utrzymać się po jasnej stronie? Wypatruje faktów skłaniających do optymizmu?
Moje książki nie są optymistyczne, są pełne nadziei – a to istotna różnica. Uważam optymizm za formę samozadowolenia. Przypomina mówienie: „Nie martw się, będzie dobrze” i machanie na wszystko ręką. W tym sensie optymistyczna była filozofia końca historii, według której cały świat będzie samoistnie zmierzał w tę samą stronę, wszystkie kraje staną się demokracjami liberalnymi – i to tylko kwestia czasu. Jak już wiemy, nic podobnego się nie wydarzyło. Nadzieja to coś zupełnie innego. To dostrzeganie możliwości zmiany, przyjęcia innej perspektywy. Nadzieja nie jest koniecznością, nie gwarantuje poprawy. I najważniejsze: nadzieja skłania, by coś zrobić, popychać historię w dobrą stronę. Optymizm natomiast często działa rozleniwiająco. A warto trochę utrudnić sobie życie. Wiele godnych podziwu osób gotowych było iść pod prąd, zrobić coś nieprzyjaznego wobec innych ludzi, sprzeciwić się. Pomyślmy o Gandhim, Mandeli, Martinie Lutherze Kingu – dowody historyczne wskazują, że byli oni za życia niepopularni, a nawet nielubiani. Kingowi dopiero po śmierci dorobiono biografię chodzącego ideału. To fascynujące. Od jakiegoś