Fontanny Europy
Naukowcy z NASA zauważyli, że z lodowej pokrywy księżyca Jowisza, Europy, tryskają strumienie wody. Wiadomo, że pod grubą warstwą lodu pokrywającego ten glob znajduje się olbrzymi ocean. Z tego powodu od wielu lat astronomowie myślą o misji na Europę – w poszukiwaniu życia. Teraz jednak okazuje się, że aby dotrzeć do wody nie trzeba będzie przewiercać się przez wielokilometrową powłokę. To bardzo zła wiadomość dla producentów urządzeń wiertniczych.
Mars czeka na człowieka
„W latach 60. naszego stulecia około miliona ludzi będzie już mieszkać na Marsie” – twierdzi Elon Musk, szef firmy SpaceX. Przedsiębiorca ogłosił, że rozpoczął prace koncepcyjne nad środkami transportu, które mają umożliwić kolonizację Czerwonej Planety. Po pierwsze, inżynierowie SpaceX zamierzają skonstruować najpotężniejszą rakietę, jaką kiedykolwiek zbudowano – ma liczyć 77,5 m wysokości. Na jej szczycie zostanie umieszczony pasażerski statek kosmiczny. Całość będzie mierzyć 122 m.
Kosmiczny pojazd ma zabierać za jednym razem od 100 do 200 pasażerów – Musk jeszcze nie zdecydował, ilu ich dokładnie będzie. Jest za to pewien, że na pokładzie znajdzie się miejsce dla sal kinowych i wykładowych oraz restauracji. „Podróż będzie naprawdę fajna, będziecie się świetnie bawić” – zapewniał podczas konferencji prasowej.
Kolos pokona trasę Ziemia–Mars w ciągu 80 dni. Potem czas ten ma się skrócić do miesiąca. Aby powrócić na Ziemię, nie będzie potrzebował już potężnej rakiety, wystarczą mu własne silniki (grawitacja na Marsie jest znacznie słabsza niż u nas, więc start będzie łatwiejszy).
Musk zdradził, że docelowo chce wybudować flotę składającą się z 1000 olbrzymich statków kosmicznych. I wszystkie – co wyraźnie podkreślił – mają startować jednocześnie. Jest to, jak na wizjonera przystało, porywająca wizja. Wyobraźmy sobie tylko: 1000 wielkich kapsuł lecących jednocześnie w stronę Marsa, w każdej z nich 100 śmiałków rozpartych w fotelach pokładowego kina, popijających popcorn colą i oglądających 23. część Gwiezdnych wojen. Prawdziwie triumfalny moment w dziejach naszej cywilizacji.
Bo też o los cywilizacji Elonowi Muskowi chodzi. Przedsiębiorca nie ukrywa, że to troska o ludzkość każe mu snuć i realizować monumentalne plany. „Nasza przyszłość może potoczyć się w dwóch kierunkach – tłumaczy. – Albo staniemy się gatunkiem wieloplanetarnym, odbywającym kosmiczne podróże, albo będziemy tkwić na naszym globie, aż jakaś katastrofa spowoduje, że wyginiemy. Ja jestem zwolennikiem tej pierwszej opcji”.
Laserem przez wichry
Czy doczekamy się w końcu wakacji, kiedy będziemy choćby w pewnym przybliżeniu wiedzieć, w jakim terminie należy zaplanować urlop, by nad Bałtykiem trafić na ładną pogodę? Może to marzenie się wreszcie ziści dzięki nowemu europejskiemu satelicie noszącemu dumne imię Aeolus (tak nazywał się w starożytnym Rzymie bóg wiatrów, w Grecji mówiono na niego krótko: Eol).
Zadaniem Aeolusa będzie sporządzenie superdokładnej mapy wiatrów wiejących w atmosferze Ziemi. Naukowcy z Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA – European Space Agency) twierdzą, że dane dostarczone przez sondę umożliwią opracowanie znacznie precyzyjniejszych niż dziś prognoz pogody. Satelita zostanie uzbrojony w laser, którego promień będzie przeczesywał przestworza powietrzne. Na pokładzie znajdzie się również teleskop. Za jego pomocą naukowcy będą rejestrować, w jaki sposób światło lasera jest rozpraszane i zakrzywiane. Dzięki temu dowiedzą się, co dzieje się z gazami na drodze promienia. Zmierzą przede wszystkim prędkość i kierunek wiatrów.
Tego rodzaju lasery są już stosowane do badania wiatrów, ale jak dotąd montowano je na ziemi, mierzyły więc przesuwanie się mas powietrza w jednym tylko punkcie. Aeolus, wędrując po orbicie, będzie dokonywał pomiarów w wielu miejscach.
Naukowcy postawili sobie ambitny cel: chcą dzięki Aeolusowi opracować trójwymiarową mapę ziemskich wiatrów. ESA twierdzi, że naziemne testy satelity potrwają jeszcze kilka miesięcy – potem urządzenie zostanie wysłane na orbitę.
Budowa sondy okazała się znacznie trudniejsza, niż przewidywano. Aeolus miał polecieć na orbitę już 10 lat temu, co rusz jednak okazywało się, że skomplikowany system optyczny lasera wymaga kolejnego czyszczenia. A skutek był taki, że planując urlop, wciąż padaliśmy pastwą pogodowej loterii. Czy to się wreszcie zmieni?
Heroiczna sonda
To niepozorne, nieostre zdjęcie jest ostatnią fotografią wykonaną przez sondę Rosetta, która przez dwa lata towarzyszyła komecie 67P. Pojazd rozbił się o jej powierzchnię 30 września 2016 r. Człowiekowi w takiej sytuacji pewnie przeleciałoby całe życie przed oczami – ale sonda Rosetta do końca była na służbie, rejestrowała i przesyłała dane. Oto zdecydowana wyższość naszej techniki nad nami.
Towarzyszka puchnie, gdy karzeł wybuchnie
Malowniczą kosmiczną parę opisał polski astronom Przemysław Mróz w magazynie „Nature”. Oto biały karzeł, mała gwiazda, w której ustały już termojądrowe reakcje. Obok niego gwiazda większa nieco, barwy pomarańczowej. Krążą wokół siebie po ciasnych orbitach.
Przez tysiące lat karzeł wysysał ze swojej towarzyszki materię: wodór i hel. Pierwiastki te osiadały na jego powierzchni, a gdy zebrała się ich pokaźna warstwa, doszło do reakcji łańcuchowej i potężnej eksplozji. Był to tzw. wybuch nowej, zjawisko znane astronomom od starożytności.
Po wybuchu karzeł wrócił do dawnej postaci i znów powoli podkrada lekkie pierwiastki swojej partnerce. Ta zaś pod wpływem niedawnej eksplozji partnera zmieniła się: jak piszą naukowcy – spuchła. Jest teraz 50 razy jaśniejsza niż przed eksplozją.
To jednak blask chwilowy, nietrwały, ulotny. Zniknie tak, jak rumieniec znika z twarzy. Za jakieś 100 lat pomarańczowa towarzyszka karła przygaśnie, a cały układ pogrąży się w półśnie. Ona i on będą krążyć wokół siebie monotonnie, zaś strumyczek materii od niej ku niemu sączyć się będzie powolusieńku. Nadejdzie jednak moment, gdy znów – bach! Nastąpi kolejna eksplozja nowej. Kosmiczny romans ponownie rozbłyśnie. Ale to za kilkanaście, kilkadziesiąt albo i kilkaset tysięcy lat.
Nie taka dziura czarna
Gdybyśmy rozpisali konkurs na najniezwyklejsze rzemiosło świata, duże szanse na zwycięstwo miałby Jeff Steinhauer. Fizyk ten wytwarza w swoim laboratorium czarne dziury. „Olaboga! – ktoś zakrzyknie. – Czy to aby nie ryzykowne? Czarne dziury połykają przecież wszystko, co znajduje się w pobliżu!”. Nie ma obaw. Prawdziwej czarnej dziury nie sposób powołać do istnienia w laboratorium. Zaś dzieła Steinhauera nie stanowią zagrożenia, bo są to czarne dziury akustyczne. Twory, które tylko pod pewnymi względami prawdziwe czarne dziury przypominają.
Akustyczny model czarnej dziury to tak naprawdę strumienie pędzącego gazu. Jeśli pod prąd takiego strumienia wypuścić falę akustyczną, nie może ona posuwać się naprzód, bo gaz gna szybciej, niż wynosi prędkość rozchodzenia się w nim dźwięku. Podobnie dzieje się w kosmicznej czarnej dziurze: fotony (cząstki światła) nie są w stanie się z niej wydostać, bo potężna grawitacja nie pozwala im na to.
Po co takie laboratoryjne hece? Ano choćby po to, żeby zweryfikować słynne przypuszczenie Stephena Hawkinga. Ten genialny naukowiec uważał, że czasem z czarnej dziury coś jednak może się wysmyknąć.
Dokładnie to udowodnił Steinhauer. Pokazał, że czasem pewne dźwiękowe zdarzenia (fonony), które powstaną na skraju akustycznej czarnej dziury, mogą się z niej wydostać. Niewykluczone więc, że podobnie jest z ich kosmicznymi odpowiednikami. Czarne dziury mogą tracić materię, a w skrajnych przypadkach wręcz zupełnie wyparować.
„Stephen Hawking miał rację – skonkludował Jeff Steinhauer. – Czarne dziury wcale nie są absolutnie czarne”.
Nie wierz nigdy kosmicie
Jeszcze kilka słów o Hawkingu. Naukowiec ten ostrzega przed lekkomyślnym nawiązywaniem kontaktów z obcymi cywilizacjami. „Któregoś dnia możemy otrzymać sygnał z jednej z odległych planet – mówi w filmie Ulubione miejsca Stephena Hawkinga – ale powinniśmy dobrze się zastanowić, zanim odpowiemy. Spotkanie z bardziej zaawansowaną cywilizacją może się dla nas skończyć tak, jak dla Indian amerykańskich zetknięcie z Kolumbem. Nie wyszło to im na dobre” – przypomina fizyk.
Można tu tylko dodać, że prognoza ta zakłada łagodne potraktowanie nas przez obcych – jak braci w rozumie, z którymi można nawiązać dialog. Jeśli dostrzegą w nas wyłącznie inny, znacznie mniej rozwinięty gatunek, mogą stwierdzić, że nadajemy się wyłącznie do zjedzenia – w końcu tak właśnie my traktujemy inne gatunki. Jedyna nadzieja, że do czasu spotkania z kosmitami zdołamy do tego stopnia zanieczyścić Ziemię, że nie będziemy spełniać surowych norm jakości artykułów spożywczych, jakie zapewne obowiązują w kosmosie.
Starą skórę ma Merkury
Pierwsza planeta układu słonecznego staje się coraz mniejsza. Wiemy to dzięki obserwacjom sondy Messenger. Urządzenie sfotografowało prawie 6 tys. zmarszczek i wybrzuszeń, które powstały na powierzchni globu w wyniku kurczenia się skalnej skorupy. Naukowcy oszacowali, że w ciągu ostatnich 4 mld lat promień planety skrócił się o około 7 km. Daje to mniej więcej 2 mm na 1000 lat. Może to niewiele, ale i tak warto na ten problem zwrócić uwagę i poświęcić mu niezgrabny sonet:
Spieszmy się kochać Merkurego,
kurczy się, choć już mały.
Marszczą się na nim skały.
Ubywa jego.
NASA wysłała Messengera,
sondę, co jest bardzo biegła.
Ta na Merkurym dostrzegła
dużo znamion (sześć, trzy zera).
Nie masz sprawiedliwości…
Merkury, suchy jak rżysko,
zazdrości Ziemi wilgoci.
To cena bycia blisko
Słońca, które dzierży stery.
Mieszkać w centrum – źle dla cery.