
Naukowiec, dwie zaniepokojone matki i kilkaset osób, które znalazły własny sposób na pozyskanie energii. Co ich łączy? Troska o Katalonię i jej, zmieniający się z dnia na dzień, klimat.
W Barcelonie jest właśnie środek listopada. Za oknem wciąż ciepło.
Javier Martín Vide, klimatolog, pochyla się nad kartką. Jedna po drugiej, zapisuje na niej informacje: 4 milimetry, 1,4ºC, 90 dni. Te liczby to zmiany – niektóre już możemy odczuć na własnej skórze, a inne odczują pewnie nasze dzieci lub wnuki. Wyliczać Vide zaczyna od tej drugiej kategorii.
– Poziom morza podnosi się tu co roku o 4 milimetry – tłumaczy. – To stosunkowo mało, na razie nikt tego nie zauważa. Ale za 100 lat sytuacja może być zupełnie inna. W przyszłości, tak to sobie wyobrażam, wysokie mury będą odgradzać plaże i chronić ląd od zachłannego morza.
Jeśli mury nie powstaną, do Barcelony wtargnie woda. Nowy krajobraz można zobaczyć „na próbę” w Internecie; wystarczy jedno kliknięcie i już przenosimy się do 2200 r. Pod falami znikają lotnisko El Prat i sąsiadujące z nim dzielnice. Ale to jeszcze nie dziś, jeszcze nie teraz. Na razie przeciętny barcelończyk odczuwa przede wszystkim ciepło.
– Od drugiej połowy XIX w. temperatura w rejonie Morza Śródziemnego podskoczyła o 1,4ºC – mówi Vide. – Lato nam się wydłuża, jest połowa listopada, a przecież jeszcze kilka dni temu chodziliśmy w krótkim rękawku. Do tego upalne noce: ponad 90 dni w roku w Barcelonie temperatura nie spada w nocy poniżej 20ºC.
Pyta mnie, czy spędziłam w mieście ostatnie lato. Kiedy przytakuję, uśmiecha się porozumiewawczo. Nie musi mi tłumaczyć, jak czuje się człowiek, który przez całą noc przerzuca się z boku na bok, bo oblepia go gorące, duszne powietrze.
Noches tropicales to zjawisko, które już kilkadzi