Manuskrypty z Timbuktu Manuskrypty z Timbuktu
i
ilustracja: Igor Kubik
Wiedza i niewiedza

Manuskrypty z Timbuktu

Adam Węgłowski
Czyta się 4 minuty

Najstarsze informacje o naszym państwie Piastów, państwie Mieszka I, pochodzą od Ibrahima Ibn Jakuba, który w roku 965 pojawił się na Słowiańszczyźnie. Był to Żyd z Półwyspu Iberyjskiego wysłany przez Maurów na wschód Europy. Trochę kupiec, trochę szpieg, trochę podróżnik. Państwa Mieszka wprawdzie osobiście nie odwiedził, ale informacje o nim zebrał w Pradze.

Jego opowieść znamy z XI-wiecznej Księgi dróg i królestw andaluzyjskiego geografa Abu Abdullaha al-Bakriego. Nie zachowała się oryginalna relacja samego Ibn Jakuba, a przynajmniej nic o tym nie wiemy. Ciekawe, że jest pewne miejsce, gdzie mogłaby przetrwać jej kopia i nawet byśmy się nie zorientowali. To dalekie, afrykańskie pustynne Timbuktu.

Zapomniane bogactwo

Szansa taka jest minimalna, jednakże warta odnotowania. W Mali, którego Timbuktu długo było perłą, zgromadzono setki tysięcy zabytkowych manuskryptów w piśmie arabskim. To pozostałość po czasach, gdy miasto było prawdziwą potęgą ekonomiczną i kulturalną. Założone zostało niecałe tysiąc lat temu przez pustynnych nomadów – Tuaregów. Początkowo było tylko skromną osadą. Lecz dzięki temu, że leżało na skrzyżowaniu transsaharyjskich szlaków, w średniowieczu stało się centrum handlu złotem, solą, kością słoniową, niewolnikami i innymi towarami. Jeden z władców Mali – Mansa Musa I (1280–1331), który zgromadził majątek szacowany na równowartość 400 mld dolarów, co czyniłoby go najbogatszym człowiekiem w historii – przejeżdżając przez Timbuktu rozkazał zbudować tam pałac królewski i słynny meczet Djingareyber.

W Timbuktu powstał też uniwersytet Sankore. Bujnie rozwijała się nauka – również pod rządami władców państwa Songhaj, które najpierw było uzależnione od Mali, a potem samo stało się hegemonem. Dowód tego rozwoju stanowiły rękopisy z nowymi i kopiowanymi dziełami na temat medycyny, astronomii, historii, genealogii, prawa islamskiego, muzyki, a nawet kucharzenia. Niektóre opasłe, inne jednostronicowe (stąd wieczne rozbieżności co do ich liczby).

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

O istnieniu zbioru Europejczycy nawet nie wiedzieli, dopóki do odległego miasta nie dotarł w 1826 r. Brytyjczyk Alexander Gordon Laing. Wcześniej na Starym Kontynencie słyszano o Timbuktu i jego skarbach tylko z drugiej ręki.

Tysiące zagadek

Z tych setek tysięcy rękopisów, które zachowały się do XXI w. – przetrwawszy upadek miasta, najazdy Marokańczyków i Francuzów – przynajmniej kilku tysięcy wciąż nie zinwentaryzowano. Wprawdzie od 1973 r. działał w mieście instytut badawczy nazwany imieniem XVII-wiecznego miejscowego uczonego Ahmada Baby, ale zbiory były zbyt rozproszone – często wśród rodzin, dziedziczone z pokolenia na pokolenie.

Parę lat temu na moje pytanie, czy mogą być w Mali jakieś nieodkryte tłumaczenia dzieł greckich (np. zaginionego dzieła Arystotelesa, niczym w Imieniu róży Umberta Eco) polski afrykanista Eugeniusz Rzewuski odpowiedział:

„Cywilizacja arabska tkwiła bardzo mocno w śródziemnomorskiej. Ceniono naukę. Bardzo wiele dzieł z Timbuktu to teksty, które nie powstawały na miejscu, lecz np. w Andaluzji, albo zostały zakupione w Kairze czy Bagdadzie lub skopiowane. Następnie były przekazywane z pokolenia na pokolenie. Wszystko jest więc możliwe, bo tylko niewielka część dzieł jest rozpoznana i skatalogowana”.

Teoretycznie mogłaby znaleźć się wśród nich także zapomniana oryginalna relacja Ibn Jakuba. A jeśli nie, w niczym nie zmienia to oceny historycznej wartości zbiorów z Timbuktu. Oraz faktu, że niedawno znalazły się w wielkim niebezpieczeństwie.

Cień fanatyków

W 2012 r. w Timbuktu pojawili się islamscy fanatycy z Al-Kaidy, połączeni sojuszem z marzącymi o własnym państwie Tuaregami z Narodowego Ruchu Wyzwolenia Azawadu. Ci ostatni mieli za sobą służbę u libijskiego dyktatora Muammara Kaddafiego, a po jego upadku stali się tyleż bezrobotni, co uzbrojeni i niebezpieczni.

Dopóki los zabytków na zajętych terenach był tylko w rękach Tuaregów, sytuacja nie wyglądała groźnie. Jednak gdy do głosu doszli fanatycy z Al-Kaidy, wszystko się zmieniło. Uwzięli się na to, co wydawało się niezgodne z ich przekonaniami. Oczywiście nie przejmowali się, że miasto w 1988 r. zostało uznane przez UNESCO za pomnik światowego dziedzictwa ludzkości. Tak jak afgańscy talibowie zburzyli wykute w górach bezcenne pomniki Buddy, tak oni postanowili „oczyścić” Timbuktu. Zaczęli niszczyć zabytkowe mauzolea sufickich (a więc heretyckich dla radykalnego islamu) mędrców. Zagrożone były też manuskrypty uznane przez nich za świętokradcze. Długo jednak poprzestawali tylko na groźbach, że zniszczą rękopisy.

Dopiero pod koniec stycznia 2013 r., w obliczu francusko-malijskiej wojskowej akcji nazwanej operacją „Serwal”, terroryści uznali, że nie mają już nic do stracenia. Postanowili zostawić po sobie spaloną ziemię. Podpalili więc bibliotekę Instytutu Ahmada Baby w Timbuktu. Liczyła ona kilkadziesiąt tysięcy manuskryptów (najstarsze nawet z początków XIII w.!), z których tylko niewielką część zeskanowano. Timbuktańczycy byli w szoku. „Nigdy nie przyszło nam do głowy, że ci ludzie, którzy mówili, że są muzułmanami, mogą wziąć muzułmańskie teksty i je podpalić. Nic gorszego nie mogli nam zrobić” – wspominał pewien Malijczyk.

Spisek bibliotekarzy

Fanatycy spopielili jednak dużo mniej, niż zamierzali. Wprawdzie strat nie udało się uniknąć, lecz na szczęście większość cennych zbiorów z Timbuktu ocalili… bibliotekarze. W trakcie okupacji miasta przez fanatyczne bandy, przy finansowej pomocy z zagranicy zabezpieczyli oni w sumie aż 300 tys. rękopisów z różnych kolekcji, nie tylko z Instytutu Ahmada Baby. Timbuktańczycy sami chcieli je oddawać, byleby ocalić przed zniszczeniem przez islamistów.

Worki, beczki, skrzynie, kufry – wszystko mogło się przydać do przechowania manuskryptów. Siatka bibliotekarzy przemytników przewoziła je w stronę wolnej od terrorystów stolicy kraju Bamako, jak się dało. Wozami i samochodami, lądem i wodą, czasem schowane wśród ziarna, warzyw i owoców.

Ich historia posłużyła potem za kanwę reportażu Przemytnicy książek z Timbuktu Charliego Englisha. Oczywiście nie wszyscy dowierzają, by akcja była tak udana, a jej wykonawcy – tak bezinteresowni. Wokół tych wydarzeń powstało wiele kontrowersji, ale najważniejsze wydaje się, że ta dramatyczna historia przypomniała i udowodniła światu, że Afryka nie była i nie jest kulturalną pustynią, islam nie jest jednorodny, a nawet bibliotekarz może zostać superbohaterem.

Dziś manuskryptom znów zagrażają głównie wilgoć i termity – chociaż sytuacja w Mali wciąż daleka jest od normalności, kraj rozdzierają konflikty etniczne i może pogrążyć się w chaosie…

ilustracja: Igor Kubik
ilustracja: Igor Kubik

 

Czytaj również:

Palimpsest Archimedesa Palimpsest Archimedesa
i
ilustracja: Igor Kubik
Przemyślenia

Palimpsest Archimedesa

Adam Węgłowski

Czy podczas oblężenia Syrakuz przez Rzymian Archimedes użył w obronie swojego miasta gigantycznych zwierciadeł i skupionymi promieniami słonecznymi zapalił okręty wroga? To jedna z najpopularniejszych anegdot o tym genialnym greckim uczonym, żyjącym w latach 287–212 p.n.e. Dobrze znany jest także z tego, że wyskoczył nago z wanny z okrzykiem „Znalazłem (Heureka)!”, gdy uświadomił sobie, jak działa siła wyporu. No i odgrażał się, że z odpowiednio długą dźwignią i mocną podporą byłby w stanie sam poruszyć całą Ziemię.

Od siły ciężkości do nieskończoności

Jednym słowem, Grek z sycylijskich Syrakuz to malownicza postać. Nawet aż za bardzo. „Infantylne anegdoty, jakie narosły wokół postaci Archimedesa, w połączeniu z niezwykle słabym rozpowszechnieniem jego dzieł upodabniają go bardziej do figur z mitów czy legend niż do innych myślicieli. W rezultacie owszem, pamiętamy go, lecz raczej jako osobowość legendarną, poza historią. W końcu zapominamy, że chodzi tu o jednego z ludzi nauki, którego wieloma pismami dysponujemy i z którego odkryciami zapoznajemy się przez cały czas edukacji” – stwierdził ostro włoski historyk nauki Lucio Russo w książce Zapomniana rewolucja. Grecka myśl naukowa a nauka nowoczesna.

Czytaj dalej