Otwartość zaczyna się w głowie Otwartość zaczyna się w głowie
i
"Schody Bauhausu", 1932 r., Oskar Schlemmer, źródło:WikiArt
Wiedza i niewiedza

Otwartość zaczyna się w głowie

Katarzyna Rodacka
Czyta się 9 minut

Kuba jest osobą niedosłyszącą. Edyta należy do społeczności głuchych. Natalia nie widzi od dziecka. Szymon porusza się na wózku. Wszyscy są ekspertami ds. osób z niepełnosprawnością w projekcie Kultura Wrażliwa. Projekcie wyjątkowym, bo jednym z niewielu tego typu, który, stawiając na dostępność dla osób niepełnosprawnych, konsultuje się przede wszystkim z samymi zainteresowanymi. Bo kto, jak nie osoba poruszająca się na wózku, lepiej stwierdzi, czy dana powierzchnia nadaje się do jazdy?

1.

Kuba Studziński na co dzień jest lektorem Polskiego Języka Migowego, przewodnikiem w języku migowym po krakowskich muzeach i działaczem społecznym na rzecz głuchych. Mimo że jest osobą niedosłyszącą, bez problemu rozmawia po polsku, używając języka fonicznego. Dzięki Kubie mogę porozmawiać z Edytą Kozub – performerką Visual Vernacular, czyli migania pantomimicznego, montażystką filmową, lektorką PJM. A także aktywistką w środowisku głuchych. Kuba jest naszym tłumaczem.

Kiedy pytam o to, czy w Polsce kultura jest dostępna dla osób głuchych, Edyta odpowiada, że nie ma takiej dostępności w ogóle. „Nikt o tym nie myśli. W muzeum jedynie obejrzysz sobie eksponaty, nikt ci nic nie wyjaśni. Na spotkania związane ze sztuką Głusi nie przychodzą, bo jak nie ma tłumacza, to po co mają przychodzić?” – wyjaśnia.

Edyta mówi, że z chęcią częściej brałaby udział w różnych wydarzeniach kulturalnych, ale tylko na niewielu z nich zapewniony jest tłumacz. Jeden z dużych festiwali literackich miał zagwarantować takiego tłumacza na spotkanie z autorem, które miało docelowo trwać dwie godziny. Edyta spóźniła się na nie 30 minut. Tłumacza już nie było.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Natalia Kaczor z wykształcenia jest anglistką i tyflopedagożką, czyli osobą zajmującą się uczeniem dzieci z niepełnosprawnością wzrokową. Oprócz tego prowadzi warsztaty, w tym także muzyczne, bo sama jest skrzypaczką i flecistką. Wkrótce będzie nagrywać płytę. Jest współzałożycielką stowarzyszenia „Dobrze”, przeciwdziałającego wykluczeniu osób z niepełnosprawnościami. Rozwiązania, które podpowiada instytucjom w tym zakresie, może od razu przetestować sama jako użytkowniczka. Sama bowiem jest osobą niewidomą od urodzenia. Mimo to, do kina chodzi od dziecka. Jak była mała, rodzice po prostu opowiadali jej wszystko, co działo się na ekranie.

Kiedy dzisiaj planuje iść do kina i chce znaleźć na stronie internetowej zakładkę „repertuar”, syntezator mowy musi po kolei przeczytać etykiety wszystkich linków, które prowadzą do kolejnych podstron. Wiele z nich jest niezaetykietowanych. „W takiej sytuacji synteza mowy mówi po prostu »link«, »link«, »link«. I nie wiesz, w który kliknąć. A mogłaby powiedzieć »repertuar« albo »strona główna«” – wyjaśnia Natalia. Mimo że istnieją wytyczne WCAG 2.1, które mówią o tym, jak przystosować stronę internetową dla osób z niepełnosprawnością, w praktyce wiele stron jest nieczytelnych. Znalezienie wtedy cennika z biletami wcale nie jest takie proste.

Szymon Laciuga w projekcie Kultura Wrażliwa pracuje jako ekspert ds. dostępności dla osób z niepełnosprawnością ruchu. Bywa na różnych festiwalach muzycznych. Nie na wszystkich są dostępne toalety dla osób poruszających się na wózku. „Byłem na kilku festiwalach za granicą. Na jednym z nich przysługiwał mi nawet darmowy bilet, miałem miejsce w pierwszym rzędzie i asystenta, który co jakiś czas pytał mnie, czy wszystko jest w porządku. W Polsce czegoś takiego nie widzę” – mówi.

2.

Czy teatr lub kino z założenia muszą wykluczać osoby niewidome lub głuche? Jak się okazuje – niekoniecznie. Odbiorca, który nie widzi, może usłyszeć dokładny opis tego, co się dzieje. Ten, który nie słyszy – może przeczytać napisy lub dostać tłumaczenie w PJM. Krakowski Teatr Słowackiego czy zakopiański Teatr Witkacego organizują już takie spektakle z napisami albo tłumaczeniem. Także opera krakowska wprowadziła napisy do arii operowych.

Innym udogodnieniem, stosowanym częściej podczas konferencji czy spotkań masowych, są napisy na żywo, czyli live subtitling. Respiker powtarza słowa mówcy, które wyświetlają się w formie napisów na ekranie. Respikerzy pracują często międzyjęzykowo. To duże ułatwienie nie tylko dla osób niesłyszących, ale także dla tych, którzy nie znają dobrze języka, w którym operuje mówca.

Coraz bardziej powszechna jest także audiodeskrypcja, czyli przełożenie treści wizualnych oraz dźwięków, które są niedostępne lub niezrozumiałe dla osób z niepełnosprawnością wzroku, na słowa. Anna Jankowska jest prezeską fundacji Siódmy Zmysł, która razem z kilkoma innymi partnerami stworzyła aplikację AudioMovie. „Można ją ściągnąć na telefon i odsłuchać audiodeskrypcji i wersji lektorskiej w kinie. Dzięki temu kino nie musi kupować zestawów słuchawkowych. Aplikacja automatycznie synchronizuje audiodeskrypcję i ścieżkę lektorską”mówi Jankowska.

Fundacja jest także każdego roku obecna z audiodeskrypcją i z audionapisami na kilku festiwalach filmowych. Na ten rodzaj dostępności otwierają się także teatry, opery i koncerty oraz muzea. W bezpłatnej formie dostępna jest aplikacja OpenArt, w której można odsłuchać audiodeskrypcji do dzieł z kilku polskich muzeów. To aplikacja stworzona z myślą o osobach niewidomych, a tak naprawdę przyda się także osobom, które mieszkają daleko od Krakowa czy Warszawy.

Oprócz inicjatyw ze stron samych instytucji kultury czy fundacji można zauważyć także pewne zmiany odgórne. Od trzech lat w Małopolsce prowadzony jest projekt Małopolska Kultura Wrażliwa, który powstał dzięki współpracy Małopolskiego Instytutu Kultury i Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego. W ramach projektu, instytucje kultury znajdujące się pod kuratelą UMWM mają obowiązek rozwijania dostępności. Mogą zdobywać certyfikaty, konsultować planowane rozwiązania czy wystawy z ekspertami ds. niepełnosprawności i brać udział w szkoleniach. Jednym z wymogów projektu było także wyznaczenie koordynatora dostępności, czyli osoby odpowiedzialnej za kontakt z osobami z niepełnosprawnością.

„Koordynator dostępności powinien uczestniczyć w spotkaniach organizacyjnych w momencie, kiedy dyskutuje się nad koncepcją i aranżacją przestrzeni każdej nowej wystawy. Oprócz zaprojektowania wystawy, która będzie dostępna, warto też organizować ciekawe i dostępne wydarzenia towarzyszące. Na przykład oprowadzanie w PJM-ie lub z audiodeskrypcją. Dobrze też szukać rozwiązań, które pozwolą osobom z niepełnosprawnościami wzroku poznawać wybrane obiekty czy kopie eksponatów dotykiem” – mówi Olga Błaszczyńska, koordynatorka dostępności w Muzeum Etnograficznym w Krakowie.

Basia Pasterak i Olga Curzydło pełnią analogiczną funkcję w Cricotece. Stojąc jeszcze w holu budynku, można sprawdzić dotykiem, jak wygląda budynek, w którym mieści się muzeum Kantora. Przy kasie bowiem znajduje się makieta budynku. Biały domek jest gładki, pozostała część w dotyku jest wyraźnie chropowata. Pod spodem, jakby na suficie czuć wyraźnie fakturę lustra.

Muzeum stawia na maksymalną dostępność. Na stronie internetowej Cricoteki znajduje się wiele plików w PJM. Jest opis dla osób z niepełnosprawnością wzroku, jak dotrzeć na miejsce. Można się także umówić na asystowanie w dotarciu do instytucji. Przy kasie znajduje się pętla indukcyjna. To mikrofon, który podbija głos mówiącego, a wycisza szum i dźwięki tła. Takiego samego mikrofonu używa przewodnik podczas oprowadzania po wystawie. Na plakacie z rozpiską spotkań na dany miesiąc, przy niektórych wydarzeniach widać dodatkowe oznaczenia – dzięki temu wiadomo, jakie wydarzenia będą dostępne dla osób z niepełnosprawnością i na czym ta dostępność będzie polegać.

W recepcji dodatkowo można wypożyczyć tablet, do którego wgrany jest przewodnik po wystawie w PJM, a także nagrania audiodeskrypcji obiektów prezentowanych na wystawie dla osób niewidomych. Osobno jest też wydrukowany opis wystawy stałej spisany alfabetem Braille’a. Dla niedowidzących położono kilka szkieł powiększających, które można wypożyczyć na czas zwiedzania.

W Cricotece znajdują się także kopie niektórych obiektów, wykonane specjalnie po to, żeby osoby niewidome mogły ich dotknąć. Oprócz tego – tyflografiki. Dotykam filcu – to włosy. Linia gładkiej taśmy prowadzi palce po zarysie sylwetki. Taśma chropowata pokazuje abstrakcyjne kształty. Wszystko przeniesione jest z płótna na karton, który można dotykać i wyobrazić sobie, co znajduje się na oryginalnym obrazie.

3.

Większe instytucje wygrywają granty, mają ludzi, których mogą w ogóle wysłać na szkolenia, stać ich na wynajęcie tłumacza PJM. A organizatorzy małych lokalnych koncertów czy właściciele niedochodowych galerii? Jak mogą sprawić, że ich wydarzenie będzie bardziej dostępne?

„To może banał, ale najważniejszy jest brak lęku. Nie ma nic strasznego w kontakcie z osobą z niepełnosprawnością” – mówi Magda Urbańska, koordynatorka projektu Kultura Wrażliwa i zarazem organizatorka koncertu, który odbył się w grudniu i był jednocześnie jednym z pierwszych w pełni dostępnych.

Przykłady? „Najpierw zadbaj o jasną informację. Jeśli organizujesz np. koncert, to warto napisać, jak można na niego trafić. Podaj adres, najbliższy przystanek. Warto jeszcze szczegółowo opisać, jak wygląda droga od przystanku na miejsce wydarzenia. Przejdź ją samemu i napisz, że pomiędzy przystankiem a wejściem do instytucji jest 100 metrów, ale po 50 metrach są dwa schodki. Napisz, gdzie jest kasa, gdzie są toalety”– wyjaśnia Magda.

„Przejdź trasy festiwalowe z półprzymkniętymi oczami i zastanawiaj się po drodze, co ci może przeszkadzać. Taki opis ułatwi osobom z niepełnosprawnością dotarcie na miejsce. Pokaże też, że organizator dba o ich potrzeby i że dane miejsce jest otwarte na ich obecność. To są bardzo proste rzeczy, które nie wymagają żadnych nakładów finansowych” – dodaje organizatorka.

Na miejscu zadbaj też o przestrzeń. „Wszyscy myślą, że dostępność to tylko winda dla osób na wózkach. Ale czasami ważne są małe rzeczy: wystarczy coś przestawić, przesunąć lub zawiesić niżej. Na przykład przyklejając kartkę z programem lub z jakimiś ważnymi informacjami, należy pamiętać, żeby była ona na odpowiedniej wysokości – tak, żeby osoba na wózku też mogła ją zobaczyć. Pamiętaj nie tylko o osobach niewidzących, ale także niedowidzących. Jeśli masz schody – naklej na nich żółto-czarną taśmę. Jeśli masz przezroczyste szklane drzwi – oznacz je – wylicza na jednym wydechu Magda. Pisząc informację o wydarzeniu, pamiętaj też, że dla osób Głuchych język polski jest językiem obcym. Używaj prostego języka. Żadnych metafor ani zdań kilkukrotnie złożonych” – dodaje.

Poza tym, jeśli wydarzenie będzie dostępne dla osób z niepełnosprawnościami, warto wysłać informację o nim na strony różnych fundacji i stowarzyszeń. To właśnie tam osoby głuche czy niewidome szukają informacji, bo jest to miejsce związane z ich środowiskiem.

Na końcu Magda jeszcze dodaje – „Moim marzeniem jest, aby w przyszłości nie trzeba było mówić, że dane wydarzenie jest dostępne. Że to nie będzie miało żadnego znaczenia. Obojętne czy jesteś Głuchy, niewidomy czy jedziesz na wózku – po prostu przychodzisz na wydarzenie i wiesz, że ono jest także dla Ciebie”.

4.

Żeby bardziej współpracować z Głuchymi, krakowskie Muzeum Etnograficzne ogłosiło konkurs na własny znak migowy i włączyło do współpracy nad jego wymyślaniem środowisko Głuchych. Słowo „tradycja” to młynek zamigany obiema dłońmi przy głowie w tył. W polskim języku migowym czas przeszły lub przyszły oznacza się odpowiednio kierunkiem migania – do tyłu lub do przodu. Okazało się, że charakter muzeum najbardziej odzwierciedla „tradycja” migana w przód, co podkreśla też istotę współczesnych badań etnograficznych. Tak więc z połączenia dwóch znaków migowych – słowa „tradycja” miganego w przód i literki „E” – muzeum dorobiło się własnego znaku migowego. Oprócz tego muzeum prowadzi warsztaty, na które zaprasza osoby Głuche. Żeby do nich dotrzeć, umieszcza filmiki w PJM-ie, zapewnia tłumaczy na spotkania. Dzięki temu na rodzinnych warsztatach zaczęły pojawiać się także osoby Głuche.

W Polsce jednak osoba Głucha wciąż musi liczyć na to, że organizator zapewni jej tłumacza. A warto, by wziąć przykład ze Słowenii. „Tam każdy Głuchy ma przydzieloną od państwa pewną pulę godzin do wykorzystania w ciągu roku, kiedy może skorzystać z tłumacza języka migowego. Sam wybiera, czy wykorzysta tę możliwość u lekarza, czy na wykładzie o sztuce” – dodaje Edyta.

Po czym opowiada, jak podczas podróży po Francji, weszła do lokalnego muzeum w małym miasteczku. Grupa, do której dołączyła, składała się z Francuzów i kilku innych obcokrajowców nieznających francuskiego. Przewodniczka, która oprowadzała po wystawie, najpierw mówiła wszystko w swoim ojczystym języku, potem po angielsku, a następnie – wiedząc, że są w grupie także osoby głuche – pisała na kartkach. Bo jak się okazuje, dostępność to przede wszystkim otwarta głowa i drugi człowiek.

Czytaj również:

Lekcja empatii – rozmowa z Dorotą Danielewicz Lekcja empatii – rozmowa z Dorotą Danielewicz
Marzenia o lepszym świecie

Lekcja empatii – rozmowa z Dorotą Danielewicz

Agnieszka Drotkiewicz

Agnieszka Drotkiewicz: 22 stycznia premierę ma Twoja książka Droga Jana, w której piszesz o doświadczeniu ciężkiej i bardzo rzadko spotykanej choroby – galaktaosialidozy – która dotknęła Twojego syna, Jana. Piszesz o tym, czego jego choroba i wynikająca z niej niepełnosprawność Ciebie nauczyły. W jakich okolicznościach zdecydowałaś, żeby napisać tę książkę?

Dorota Danielewicz: Impulsem, który zainspirował mnie bezpośrednio, był protest rodziców niepełnosprawnych dzieci w sejmie polskim w 2018 r. Czytałam o nim w Internecie na bieżąco, a któregoś dnia zobaczyłam nagranie sceny, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie: do protestujących wyszła jedna z posłanek (nie pamiętam jej nazwiska) i niby próbowała rozmawiać, ale nie było w niej autentycznej chęci do nawiązania porozumienia. Wtedy Iwona Hartwich powiedziała jej kilkakrotnie: „Pani nie wie, co my czujemy”. To zdanie bardzo głęboko we mnie zapadło, „pracowało” we mnie przez kilka dni. Po tych paru dniach obudziłam się wcześnie rano z ułożonym w głowie tekstem, dość ostrym, w którym pragnęłam wytłumaczyć, jak czuje się rodzic dziecka niepełnosprawnego. Opublikowałam go na Facebooku i reakcje na niego mnie zupełnie zaskoczyły – został udostępniony tysiące razy, był czytany na demonstracjach pod sejmem, publikowany w „Wysokich Obcasach”, cytowany w radiu. Stał się manifestem. Nie przypuszczałam, że może on mieć taką siłę rażenia. Widocznie trafiłam w odpowiednią strunę.

Czytaj dalej