Ten tekst trafi do Państwa wkrótce po świętach wielkanocnych, a więc trochę z tej okazji, a trochę bez okazji – o Bogu. Bogu u stoików rzecz jasna.
Na kartach dzieł Seneki czy Epikteta różnych bogów spotkamy często, bo takie to były czasy, że ludzie lubili się otaczać bogami. Od nikogo (nawet od stoików) nie można wymagać, by wyrażał się inaczej niż językiem i pojęciami swojej epoki. U wszystkich pisarzy starożytnych mamy pełno mitologiczno-homeryckich bogów, którzy są niejako tłem czy ozdobnikami. Bóg w znaczeniu filozoficznym jest jednak u stoików tylko jeden.
I jest tożsamy ze światem. To właśnie czyni stoików panteistami. Stoicki Bóg (bóg?) nie mieszka w zaświatach, nie jest transcendentny ani rozłączny ze światem. On jest światem. Deus sive natura – bóg, czyli natura – ta znana, acz nie do końca ścisła formułka, całkiem nieźle to oddaje. Bóg i świat to tylko dwa różne słowa na opisanie tego samego bytu.
Lubię mówić, że stoicy byli w dziejach filozofii zachodniej pierwszymi prawdziwymi materialistami, bo – przepraszam za skrót – transcendentną Zasadę, wymyśloną przez Sokratesa, Platona i Arystotelesa, przywrócili z powrotem do świata materialnego. Materia stoików znów była wszystkim, co istnieje, i zasadą wszechrzeczy, ale już na innych, subtelniejszych zasadach niż woda Talesa czy ogień Heraklita. Analogicznie jest z panteizmem. Stoików możemy nazwać pierwszymi prawdziwymi panteistami Zachodu, bo jako pierwsi sprowadzili oni transcendentną zasadę boską z powrotem na ziemię. I uczynili ją równą naturze.
Bóg stoików nie jest bogiem osobowym tylko naturą, a więc nie osobą. (Musielibyśmy go nazwać niejako wszechosobą, ale nie idźmy tym tropem). Nie ma wiele wspólnego z Bogiem znanym nam z lekcji religii, a skoro tak, to nie ma też osobowej woli. Co za tym idzie, opatrzność, o której pisali stoicy, to nie interwencja z zewnątrz, nie przychodzi „spoza” świata, a w szczególności nie jest wyrazem osobistej troski Boga o los człowieka. Opatrzność stoików pochodzi z wewnątrz, z samej logiki świata.
Zaznaczę tu dla porządku, że wszystko powyższe jest rekonstrukcją klasycznego stanowiska stoików starożytnych. Zadajmy jednak pytanie: co w tym wszystkim dla nas dzisiaj? Otóż niejedno.
Jak to często bywa, po latach (i tysiącleciach) okazuje się, że najdonioślejsze znaczenie mają nie same założenia metafizyczne, ale ich konsekwencje. Z panteizmu wywodzi się przecież fundamentalny egalitaryzm stoików. Skoro boski pierwiastek przenika cały wszechświat bez wyjątku, to jest również obecny w każdym i w każdej z nas, niezależnie od płci, rasy, pochodzenia, stanu posiadania czy jakichkolwiek innych czynników. Znaczenia tego wniosku wyjaśniać chyba nie trzeba, dodam więc tylko, że ten egalitaryzm stoików był pionierski w perspektywie historycznej – to stoicy jako pierwsi powiedzieli, że wszyscy ludzie są równi, a kobieta nie ustępuje mężczyźnie.
Konsekwencją panteizmu jest też kosmopolityzm, czyli przekonanie, że mieszkać, żyć, ale i ogólniej, „czuć się u siebie”, można wszędzie, bo cały świat jest naszym domem i żadne miejsce nie powinno być z góry skreślone. Sens geograficzny tego jest trywialny, ale przecież nie tylko o geografię tu chodzi. Naszego miejsca w życiu możemy i powinniśmy szukać szeroko, bo żadne nie jest z założenia gorsze niż inne. W każdej dziedzinie życia możemy znaleźć spełnienie, bo – mówiąc Markiem Aureliuszem – wszędzie gdzie da się żyć, da się żyć dobrze.
Od siebie dorzuciłbym jeszcze aspekt nader współczesny, związany z wielowymiarowością świata, w którym żyjemy. Żadnego medium – ani TikToka, ani Twitcha – nie powinniśmy ryczałtem skreślać. Boskie iskry można znaleźć wszędzie, również w miejscach nieoczekiwanych czy nieoczywistych. Pisałem już o tym kiedyś w kontekście Demotywatorów: oczywiście, wszędzie jest mnóstwo głupot i śmiecia, ale jeszcze głupiej byłoby programowo nie widzieć jakieś części świata. Każda jest bowiem przesiąknięta boskim logosem, o czym również przypominają stoicy.
Jak Państwo widzą, daleko zaszliśmy od ogólnego pytania: „kim jest Bóg w stoicyzmie?”. Ale tak to właśnie bywa w metafizyce, że jej realną treść odczytujemy nie po gołych twierdzeniach, ale po tym, co z nich wynika. A wynika jasno, że iskry boskiego ognia są wszędzie, trzeba tylko umieć je rozdmuchać. A przede wszystkim znaleźć w sobie miejsce na ich przyjęcie.