Nawet zdeklarowani miłośnicy zwierząt często traktują je w kategoriach użytkowych. Tymczasem godność przecież ma to do siebie, że jest przynależna każdemu, niezbywalna i nie trzeba nic robić, by na nią sobie zasłużyć. O tym, dlaczego wciąż odmawiamy godności zwierzętom, mówi prawniczka Karolina Kuszlewicz.
Pod koniec czerwca Sąd Okręgowy w Warszawie obalił nasze polskie, okropne powiedzenie, że „dzieci i ryby głosu nie mają”. Przynajmniej w tej części, która dotyczy ryb. Ponad 10 lat zajęło sądom różnych instancji ustalenie tego, co po pierwszych lekcjach biologii wie każde dziecko: że karpie potrzebują wody, aby oddychać i że bez wody się męczą.
Sprawę założyły post mortem karpie z wigilijnego stołu w 2010 r., a raczej w ich imieniu początkująca wówczas adwokatka Karolina Kuszlewicz. Ryzykowała, że branża przyklei jej łatkę niepoważnej ekoaktywistki. W rezultacie wygrała precedensową sprawę, została rozpoznawalną prawniczką, a Polskie Towarzystwo Etyczne mianowało ją Rzeczniczką ds. Ochrony Praw Zwierząt. To była pierwsza w historii sprawa o humanitarną ochronę ryb, która stanęła przed Sądem Najwyższym. Oskarżeni – dwóch sprzedawców i kierownik działu ryb z warszawskiego Leclerca. Przetrzymywali żywe karpie w skrzynkach bez wody i sprzedawali w suchych, plastikowych reklamówkach. Dostali odpowiednio po trzy i pięć miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Dlaczego to aż tak ważne i o co chodzi z godnością ryb i innych zwierząt, Aleksandra Pezda pyta mec. Karolinę Kuszlewicz.
Aleksandra Pezda: Każde dziecko wie, że ryba bez wody się męczy, dlaczego tak trudno było to udowodnić w sądzie?
Karolina Kuszlewicz: W Polsce mamy nieodrobioną lekcję na temat tego, że zwierzę to nie rzecz. Pierwszy artykuł Ustawy o ochronie zwierząt z 1997 r. głosi co prawda, że „zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą”, a „człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę”, ale już w drugim punkcie czytamy, że: „w sprawach nieuregulowanych w ustawie, do zwierząt stosuje się odpowiednio przepisy dotyczące rzeczy”. W tym widzę cały problem: lekceważy się w naszym kraju prawa zwierząt, bo to kłopotliwe i wymaga odejścia od prymitywnego modelu przerabiania zwierzęcych ciał na ludzkie zyski. Zwierzę – istota z prawami – to problem dla systemu. Wygodniej widzieć zwierzę jako towar. Ustawodawca czyści więc sumienie, składając w ustawie dobrze brzmiące deklaracje o szacunku do potrzeb każdego zwierzęcia,