Bardzo, bardzo dawno temu ludzie nauczyli się dzielić śmieci na odpady organiczne i pozostałe. Resztkami żywności karmili zwierzęta domowe, a z innych odpadów organicznych otrzymywali w procesie kompostowania wartościowy nawóz, którym użyźniali pola uprawne. Historia kompostowania liczy przeszło 4 tysiące lat i wywodzi się z krajów Dalekiego Wschodu. W Japonii, najbogatszym z krajów tego rejonu, już w 1908 roku zastosowano do użyźniania pól i rekultywacji gleb 24 mln ton kompostu. W Polsce od lat narzeka się na brak nawozów mineralnych, a kompost znany jest jedynie ogrodnikom i działkowiczom. Jeszcze rok temu biedna Polska miała bogatsze w części organiczne śmieci od bogatych krajów zachodnioeuropejskich. Zajrzyjmy do naszych pojemników i kubełków, przekonajmy się co w nich jest.
Codziennie do zsypów i śmietników wyrzucamy obierzyny ziemniaczane i warzywne, czerstwe pieczywo, kości i łój, resztki posiłków, makulaturę. W nowych osiedlach, o wysokiej zabudowie, udział odpadów organicznych w stałych odpadach komunalnych dochodzi do 70%, w innych, gdzie dość duży jest udział odpadów z palenisk, wynosi ok. 45%. Z tak bogatych odpadów można uzyskać kompost o lepszych nawet właściwościach niż obornik. Problem w tym, że jesteśmy zbyt biednym krajem, by zorganizować w nim chociażby lokalne punkty zbiórki odpadów kuchennych i ich przerobu, nie mówiąc o prymitywnym, prawie beznakładowym, kompostowaniu. Dlaczego inni potrafią?
W Czechosłowacji, według danych sprzed kilku lat, zbiera się rocznie ok. 30 kg odpadów kuchennych w przeliczeniu na mieszkańca miasta. Trafiają one do przetwórni, gdzie po oddzieleniu części