
Jaką rolę odgrywa współczesna nauka? Czy jest w niej jeszcze miejsce na nieposkromioną ciekawość i ekscytację towarzyszącą odkrywaniu nieznanego? Warto zastanowić się nad tym, czytając o humanistycznych korzeniach nauki i o historii pewnej niezwykle ubarwionej kaczki.
Pewnego dnia 1807 r. zamknięty w laboratorium Humphry Davy zamierzał podłączyć do swojego nowego aparatu jeden z biegunów sporej baterii elektrycznej (miała dobre kilkaset woltów, zamknięte w przekładańcu złożonym z metalowych blaszek i płatków bibuły nasączonych kwasem). W samym centrum aparatu znajdował się niewielki tygiel z pokruszoną białą substancją podgrzewaną palnikiem umieszczonym pod naczyniem. Białym proszkiem był potaż, czyli wodorotlenek potasu – żrący związek chemiczny, który pod wpływem ciepła topi się, zmieniając w oleistą, mętną ciecz. Jedna kropla tej wrzącej mikstury może wypalić człowiekowi oko. Badacz jednak nie zważał na niebezpieczeństwo. Metalowy tygiel był już podłączony do baterii. By rozpocząć swój eksperyment, Davy musiał jeszcze tylko podpiąć ogniwo do wetkniętej w roztopiony potaż elektrody. Gdy obwód elektryczny został zamknięty, wewnątrz tygla coś głośno huknęło, a spod platynowej elektrody eksplodowały na wszystkie strony syczące krople płynnego ługu i dymiące, palące się fioletowym ogniem iskry.
Davy na szczęście nie ucierpiał, zafascynowany wpatrywał się jedynie w fontannę płomieni i zniszczenia –