Cebulandia
i
Jan Brueghel młodszy, „Satyra na tulipanową manię”, około 1640 r., Frans Hals Museum w Haarlemie
Wiedza i niewiedza

Cebulandia

Kamil Bałuk
Czyta się 15 minut

Gorączka tulipanowa, która ogarnęła Holandię w XVII w., to podręcznikowy przykład bańki spekulacyjnej. Kupcy inwestowali w cebulki kwiatów kolosalne pieniądze. Czy jednak szaleństwo było tak wielkie, jak chcą niektóre źródła?

„Papież już nie dziękuje nam za kwiaty” – donosiły ze smutkiem holenderskie media w 2019 r. Komunikat był lekko przesadzony, bo tak naprawdę Franciszek nie miał za co dziękować, a dziennikarze powinni raczej pisać: „My, Holendrzy, nie wysyłamy już papieżowi kwiatów”. Chodzi o tradycję sięgającą 1985 r., kiedy przy okazji uroczystości beatyfikacji holenderskiego księdza Tytusa Brandsmy w Rzymie Holendrzy przygotowali specjalną kwiatową kompozycję. Gest ten od tamtej pory powtarzali co roku na Wielkanoc – zwykle przeważały barwy żółta i biała. Przez lata zwyczaj rozwinął się do tego stopnia, że nad ostatecznym kształtem wielkanocnej kompozycji pracowało już przez dwa dni 25 florystów, rok w rok.

W 1985 r. kwiaty spodobały się szczególnie papieżowi Janowi Pawłowi II, który już rok później w ramach wielkanocnego Urbi et Orbi pozdrowił wiernych wypowiadanymi po niderlandzku słowami: „Podziękowania za kwiaty!”. Zdanie „Bedankt voor de bloemen” weszło na stałe do holenderskiej mowy potocznej. Tradycję dziękowania podtrzymywał też Benedykt XVI, a precedens stworzył dopiero papież Franciszek, który w 2014 r. wypowiedział złowieszcze: „Grazie per i fiori!”, zrywając tym samym z wieloletnią tradycją dziękowania w języku Rubensa i Rembrandta.

Oficjalnie Holendrzy nie żywili urazy, choć sprawa odbiła się echem w tamtejszych mediach. Tradycję dostarczania holenderskich kwiatów do Watykanu przerwano ostatecznie dopiero w 2019 r., po ponad 30 latach. Ponoć ze względów oszczędnościowych, ale kto wie?

Nie zmienia to faktu, że Holandia kwiatami stoi. O słonecznikach Vincenta van Gogha i kwietnych obrazach Jana Pietera Breughla wiemy sporo. Mniej osób zdaje sobie za to sprawę, że kwiaty były mało znaną namiętnością Pieta Mondriana. Malarz, którego historia zapamiętała raczej jako prekursora abstrakcjonizmu, neoplastycyzmu oraz rzecznika sztuki jak najdalszej od rzeczywistości, był równocześnie autorem 150 realistycznych obrazów przedstawiających kwiaty! Raz mieczyk, innym razem amarylis, ale i słonecznik Mondrianowi

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Bogini O’Keeffe
i
Georgia O'Keeffe ze swoim obrazem, Abiquiú w Nowym Meksyku, 1960 r.; zdjęcie: Tony Vaccaro/Getty Images
Doznania

Bogini O’Keeffe

Julia Fiedorczuk

Była nazywana matką sztuki amerykańskiej. Potrafiła dostrzec piękno zarówno w kwiatach, jak i w kościach zwierząt. Udało się jej wypracować nowy język malarski, jednocześnie zmysłowy i precyzyjny, realistyczny i abstrakcyjny.

Ostatnie, 39. nakrycie przy trójkątnym stole The Dinner Party (Wieczerzy) Judy Chicago należy do Geor­gii O’Keeffe. Ukończona w 1979 r. monumentalna instalacja, zaliczana w tej chwili do klasyki sztuki feministycznej, celebruje różnorodną twórczość kobiet i symbolicznie przywraca im miejsce w historii zachodniej kultury. Każde nakrycie składa się z porcelanowego talerza, zdobionego bieżnika, kielicha z pozłacanym wnętrzem, sztućców i serwetki, a na podłodze, wewnątrz trójkąta, na którym umieszczono nakrycia, znajduje się 999 porcelanowych płytek z imionami i nazwiskami kolejnych gościń uczty: poetek, artystek, mistyczek, wojowniczek, postaci historycznych i mitologicznych, o których nasza cywilizacja, na złość samej sobie, woli nie pamiętać.

Czytaj dalej