Barwinki i choinki
Zima to czas głodu zieloności. Stąd w Polsce taki kult roślin zimozielonych. W moim lesie różne wspaniałe okazy drzew zrzucających liście rosną nietknięte, tymczasem nie daj Boże posadzić różanecznik, ostrokrzew czy tuję – większość z nich znika, aby pojawić się w ogrodach okolicznych mieszkańców.
Dzięki ociepleniu klimatu coraz łatwiej hodować u nas rośliny zimozielone. Jedną z nich jest angielski symbol Bożego Narodzenia – ostrokrzew pospolity (Ilex aquifolium). Na Wyspach dekoruje się nim domy i bożonarodzeniowe ciasta. Żeńskie okazy tego uzbrojonego w kłujące liście drzewa mają szczególny urok, bo są obsypane czerwonymi jagodami. Co ciekawe, naturalne stanowiska ostrokrzewu dochodzą prawie do granic Polski, do okolic Szczecina. Roślina ta źle znosi dłuższe okresy mrozów – na skutek tego wysycha w słoneczne dni – i dlatego w Polsce dobrze rośnie tylko w miejscach osłoniętych od słońca i wiatru, najlepiej w półcieniu drzew iglastych. Na szczęście otrzymano jej mieszańce z odporniejszymi na mróz gatunkami. Najpopularniejszy z nich to ostrokrzew Meservy Ilex meserveae (krzyżówka ostrokrzewu pospolitego z sachalińskim Ilex rugosa), który świetnie sprawuje się nawet na mroźnym Podkarpaciu. To piękna roślina!
Inną zimozieloną rośliną, tym razem już krajową, jest barwinek pospolity (Vinca minor). Występuje u nas tu i ówdzie w lasach – w stanie dzikim jest pod ochroną. Od dawna uprawia się go w ogrodach. Barwinkiem przyozdabia się koszyki wielkanocne, dawniej upiększano nim także dekoracje weselne i pogrzebowe. Polscy chłopi używali go do leczniczych okadzeń, a nalewką z barwinka na winie smarowano kołtun, aby się go pozbyć. Do dziś roślinę tę szczególnym kultem otaczają Łemkowie.
Jednak najważniejszym drzewem w zimowej porze jest choinka. Pierwsze drzewa choinkowe ozdobione świecidełkami i łakociami odnotowano na początku XVII w. w Strasburgu. W Polsce pojawiły się w czasach zaborów, spopularyzowane przez Niemców.
Za choinkę najczęściej służy świerk, ale u mnie na Podkarpaciu ulubionym drzewem jest jodła, która ma mniej kłujące gałązki i według ludności wolniej zasycha. Może to jednak wynikać z tego, że w tym regionie jodła dominuje nad świerkiem. W młodości rośnie ona wolniej, więc promuje się świerk, a za wycinanie jodeł leśnicy dają srogie mandaty. Obecnie można też kupić bardzo piękne choinki z wyhodowanych w szkółkach świerków „srebrzystych” (inaczej świerków kłujących) Picea pungens czy z bardzo zgrabnej i zwartej jodły koreańskiej Abies koreana. Widywałem też choinki z daglezji. Ale są regiony Polski, gdzie używa się zwykłej sosny.
Kto kocha las, powinien przyozdobić choinkę innymi jego płodami. Najlepiej nadadzą się do tego, wciąż wiszące na drzewach i krzewach, owoce jarzębiny i róży. Można zrobić z nich kolorowy sznur, który świetnie zastąpi sklepowe świecidełka. Takie improwizowane łańcuchy wykonuje się też z suszonych śliwek, grzybów, moreli, talarków jabłek.
Jak jeszcze można wykorzystać stojącą w domu żywą choinkę? Otóż z gałązek jodły i świerka przyrządza się pyszną herbatę. Ma ona co prawda właściwości moczopędne, ale też piękny odświeżający zapach. Podróżnicy wędrujący zimą przez tajgę gotowali właśnie taki napój. Nazywano go w Rosji tajożnym czajem.
O tym, co należy uczynić z wyschniętą już choinką świąteczną, dowiedziałem się przypadkiem, kiedy próbowałem pozbawiony igieł kikut wyrzucić na kompost. Mój sąsiad oburzył się bardzo! Otóż z kikuta choinki w mojej wsi na Podkarpaciu robi się mątewkę. Jest to nieskomplikowane, ale użyteczne narzędzie, za pomocą którego można mieszać pranie, ziemniaki dla świń albo ciasto na chleb. Łatwo je wykonać: kikut choinki przycinamy tak, żeby zostawić jedynie około 10–20 cm gałązek wystających z pnia.
A co, jeśli nie pieczemy chleba i nie hodujemy świń, a pranie robi za nas pralka automatyczna, więc posiadanie mątewki nie należy do naszych najpilniejszych potrzeb? Przechowajmy ją do kolejnych świąt – w sam raz nada się na prezent dla sąsiada.
Zuch rzeżucha
Idąc do lasu, przez który płynie mały potok, mamy dużą szansę natknąć się na rzeżuchę gorzką (Cardamine amara). Listki tej rośliny, nieśmiało wychylające się znad wody w potoku czy grzęzawisku, lodowacieją tylko podczas największych mrozów. Niewykluczone, że nawet w temperaturze –5 czy –8°C zbierzemy świeżą zieloną sałatę. Rzeżucha gorzka ma smak podobny do zwykłej rzeżuchy (a właściwie nie rzeżuchy, tylko pieprzycy siewnej!). Proponuję układać ją na chlebie lub bułce z masłem.
Prawie prawdziwe pomarańcze
Odwiedzających Węgry często zadziwia, że rosną tam pomarańcze. Nie są to jednak prawdziwe pomarańcze, ale pokrewny rodzaj – poncyria trójlistkowa Poncirus trifoliata. Jest to niewielkie drzewko rodzące owoce rzeczywiście podobne do pomarańczy i o zbliżonym aromacie, ale zbyt cierpkie, aby je jeść. Ponieważ roślina ta ma silne, długie kolce, w Gruzji np. sadzi się ją jako żywopłoty. Teraz, kiedy klimat bardzo się ocieplił, drzewko to ma szansę przeżyć w całej Polsce. Zupełnie już bez żadnych obaw możemy hodować żółtnicę pomarańczową – Maclura pomifera. Owoce tego kolczastego drzewka wyglądają identycznie jak zielone pomarańcze – szkoda tylko, że niejadalne.
Okratek z krainy kangurów
Najdziwniejszy z rosnących w Polsce grzybów trochę przypomina czerwoną czapkę św. Mikołaja, ale wywodzi się z antypodów. Okratek australijski Clathrus archeri przybył do Europy z Australii lub Nowej Zelandii na początku XX w. W Polsce zaobserwowano go dopiero w 1973 r. – występuje głównie w pasie gór i wyżyn, bo lubi obfite deszcze.
Okratek ma trzy fazy rozwojowe. Młode owocniki wyglądają jak kurze jajo – podobnie jest u pokrewnego sromotnika bezwstydnego. Jednak potem jajo pęka i wyłania się czerwona struktura przypominająca rusztowanie globusa, która bardzo szybko się rozpada i przekształca w mięsistą, okropnie cuchnącą, również czerwoną gwiazdę. Ów dojrzały owocnik wygląda trochę jak kosmita, gość z innej planety. No ale rzeczywiście przybył aż z drugiego końca świata. Wciąż nie mamy żadnych pewnych informacji o tym, czy jest jadalny. Słyszy się sprzeczne pogłoski – czasem, że jest toksyczny, innym razem, że można go jeść. No, ja się nie odważyłem… Oczywiście mowa tu o fazie jaja. Bo potem straszliwie cuchnie.
Koropiryna
Zimą, gdy większość roślin traci liście, trudno o świeże zioła z lasu lub ogrodu. Jednak i tak można znaleźć coś na herbatkę. W krajach dawnego Związku Radzieckiego przygotowuje się np. napary z gałązek maliny i czarnej porzeczki: gałązki sieka się na jak najdrobniejsze fragmenty, zalewa wrzątkiem, parzy 10 min i napój gotowy.
W zimie możemy też pozyskiwać lecznicze części drzew, np. sporządzać herbatkę z kory kruszyny (przeczyszczającą) czy kaliny (pobudzającą miesiączkowanie i poród). A przeciw biegunce zaleca się stosować olchowe szyszki lub korę dębu. Gdy zaś złapie nas przeziębienie, wyślijmy kogoś po korę wierzby (najlepiej białej) – wywar z niej działa jak aspiryna.
Grzyby na wierzbie
Styczeń lub luty to idealna pora do wyprawy na grzyby. Jednak zamiast iść do lasu, skierujmy nasze kroki nad rzekę. Tam właśnie najchętniej rośnie zimówka aksamitnotrzonowa, zwana też płomiennicą lub monetką (Flammulina velutipes).
Grzyb ten wyrasta przez prawie cały rok (ale zwykle w zimie), na żywych i martwych pniach drzew, szczególnie często na wierzbach nadrzecznych. Jest charakterystyczny – ma pomarańczowy kapelusz i czarno-białą nóżkę o aksamitnej fakturze. Wielkością przypomina opieńkę. Bywa bardzo dobrze widoczny podczas zimowych odwilży.
Zimówka, po ugotowaniu, jest jadalna. Powszechnie hoduje się ją w Chinach i Japonii. W Państwie Środka zwana jest jin zhen gu, czyli grzyb złota szpilka. Nazwa bierze się stąd, że uprawiane w cieple i zupełnej ciemności owocniki, blade i bardzo cienkie, mają małe jak główka gwoździa kapelusze osadzone na długiej nóżce. Kiedy pierwszy raz jadłem zimówkę, myślałem, że to wykwintne spaghetti.
Zimówkę można hodować w ogrodzie. Wystarczy przenieść kawałek kłody z jej grzybnią znad rzeki i obok ułożyć stosik pniaków wierzby (wystarczą niewielkie, średnicy 8 cm).