Każdej wiosny, o zachodzie słońca, na biebrzańskich bagnach rozpoczyna się przedstawienie. Z kilku dobrze ukrytych scen, o których wiedzą tylko miejscowi przewodnicy, dobiega cichutkie klekotanie i coś jakby zduszony szczebiot.
Widać (do czasu!) podskakujące w podnieceniu ptaki, które przybierają najdziwaczniejsze pozy: na przemian machają skrzydłami, nadymają piersi i stają na baczność, jakby miały zasalutować. Co jakiś czas dochodzi do potyczek na bardzo długie dzioby, którymi ptaki machają jak szermierze floretami…
To dubelty przeżywają swoje chwile uniesienia pośród bagiennych uroczysk. W końcu zapada zmrok. Nie widać już nic. Słychać – chóry żab, ciągnące w blasku księżyca słonki, klangor żurawi, mocne kląskania słowików… Pomiędzy nimi tłumione okrzyki dubeltów. Trudno oprzeć się wrażeniu, że uczestniczymy w czymś odświętnym, mistycznym. To Życie!
Święta Rzeka
Na wieczorne spektakle z dubeltami w roli głównej przyjeżdżają nad Biebrzę ludzie z całej Polski i Europy, ale zdarzają się goście i z dalszych zakątków świata. Wpadają tam też samiczki dubeltów, choć zdaje się, że one zostają na tokowiskach znacznie krócej, niż ptasiarze i birdwatcherzy… Skromny dubelt to jeden z najbardziej tajemniczych i najmniej poznanych ptaków naszego kontynentu, bardzo już rzadki. W zaledwie kilku miejscach w Polsce na wiosennych festiwalach spotyka się około 300 samczyków. Tam, gdzie zostało jeszcze trochę otwartych bagien i mokradeł.
Kiedy mówimy o bagnach, to raczej prędzej niż później w rozmowie pojawi się Biebrza. Jedyna nieuregulowana rzeka i jedyna w większości niezmeliorowana dolina rzeczna w Polsce i na zachód od Białorusi. Kiedy z kolei mówimy o bagnach biebrzańskich, w rozmowie natychmiast pojawiają się ptaki. Blisko 200 gatunków lęgowych – nasz krajowy rekord – oraz kolejna setka tych przelotnych. Biebrza to jedno z najważniejszych na naszym kontynencie centrów migracji ptaków. Tutejsze wiosenne rozlewiska są jak pożywana zupa dla zmęczonych wędrowców. Spokojne starorzecza, bujne łąki i szuwary, wydmy, zakrzaczenia, bory, łęgi, olsy, dąbrowy – i wreszcie ona, Biebrza.
Dla niektórych święta i kultowa, a dla wszystkich życiodajna! Nie ma już nigdzie w Polsce tak niezepsutego i różnorodnego krajobrazu jak ten, który możemy oglądać ze skarpy w Goniądzu czy Burzynie albo z Białego Grądu lub Barwika. Biebrzański róg obfitości przyciąga ptaki, a ptaki przyciągają ludzi. Wszyscy korzystają!
Na granatowo
Wracając umajoną nocą z Barwika – to moje ulubione tokowisko dubeltów – warto być czujnym. Na rozgrzanych za dnia leśnych duktach i na Carskiej Drodze przesiadują lelki, a kto wie, może nawet jakiś puchacz przemknie pomiędzy drzewami. Piekielny Książę Ciemności, jak widzieli go nasi pradziadkowie. A że noc krótka, proponuję w ogóle nie kłaść się spać. Gdyby tak wyruszyć na tokowisko cietrzewi…
Te zbierają się jeszcze przed wschodem słońca. Oni – prawdziwe przystojniaki. Praktycznie granatowi! Trochę perlistej bieli pod lirą i dwie czerwone róże na głowie. Szokuje? Natura nie zna granic! Prezentują swoje klejnoty, pysznią się urodą, popisują i walczą. Dają jeden z najwspanialszych spektakli, jaki możemy zobaczyć w Europie. One – w złotawych beżach, brązach i szarościach. Oprószone czernią i bielą. Na głowie zaledwie różyczki. Piękne subtelnie. Oczywiście też zaglądają na głośne areny. W końcu trzeba wybrać ojca dla swoich dzieci, chociaż patrząc na to wszystko od strony alkowy, trudno oprzeć się wrażeniu, że to tylko wiele hałasu o nic.
Jeszcze kilkanaście lat temu pojechalibyśmy na cietrzewiowe party na Biele Suchowolskie, gdzie strojne ptaki spotykały się na łąkach i pastwiskach na granicy Parku. Dzisiaj próżno ich tam szukać, a w całym Parku pozostało zaledwie kilkanaście kogutów i najwyżej tyle samo kur. Kiedyś staropolskie przysłowie mówiło: „Lepszy Wróbel w garści niż Cietrzew na sęku”. Tak, kiedyś, to był pospolity ptak. Dzisiaj w całej Polsce żyje może 200 cietrzewi – i z każdym rokiem mniej. Uroda ptaków i magiczna atmosfera tokowisk okazały się przyciągać nie tylko cietrzewie, ale też myśliwych. Ci drudzy przybywali w mniej romantycznych zamiarach…
I tak z tzw. listy ptaków łownych cietrzew trafił prosto do Polskiej Czerwonej Księgi gatunków zagrożonych. Czy to jednak wystarczy do przetrwania gatunku? Wrażliwe, płochliwe cietrzewie, to ptaki wielkich polan i łąk poprzetykanych bagniskami oraz lasami. Skąd dziś u nas takie wziąć? Jeśli cietrzewie znikają z biebrzańskiego raju, to jakie mogą mieć szanse gdzie indziej…? Lepiej dajmy im spokój, którego tak bardzo potrzebują. Mamy jeszcze tyle do zobaczenia i posłuchania: właśnie budzi się wielki, poranny chór biebrzański.
Głośno, coraz głośniej!
Do wyrafinowanych treli słowików, których nieśmiała zapowiedź świtu bynajmniej nie zniechęca, po kolei dołączają wszystkie biebrzańskie ptaki. Te, co mają pieśń, a także te, którym się tylko tak wydaje. Zwarty szuwar, jakiego pełno na bagnach, to nie przestrzenny park ani las z bardzo dobrą akustyką. Tutaj ładne kawałki to za mało. Słodkie szczebioty rudzików i pokrzewek, rozbudowane frazy drozdów (śpiewaków) czy eleganckie flety kosów szybko ugrzęzłyby w ścianie łodyg i liści, które działają jak ekrany dźwiękochłonne. Tutaj najlepiej sprawdzają się dźwięki proste, głośne i uparcie powtarzane. Tak jak świerszcze w trawie, tak i tutejsze ptaki cykają, brzęczą, buczą i trajkoczą. Brzmią jak przerośnięte owady albo nakręcane mechaniczne zabawki. Nazywają się świerszczak, brzęczka, strumieniówka. Ci, którzy trzymają się bardziej tradycyjnego repertuaru, starają się znaleźć jakąś grzędę wystającą nad łąką. Niektórzy co jakiś czas wzbijają się na krótko w powietrze i stamtąd popisują się swoimi trelami. Te przeważnie są ostre, rytmiczne, wyraźnie dzielone na frazy i sylaby, utrzymane w wysokim tempie, czasami wybuchowe.
Śpiewające je ptaki to wodniczka (jeszcze jedna lokalna gwiazda), łozówka, rokitniczka, trzcinniczek, trzciniak. Ich ulubione głoski to: r, s, t, z oraz ich kombinacje. Ich sąsiedzi, potrzosy, wąsatki, remizy, pliszki żółte i cytrynowe (tak, to jedno z kilku miejsc w Polsce, gdzie możemy zobaczyć te cuda!), właściwie tylko udają, że śpiewają. Ale świt jest jak sprawdzanie listy obecności i to teraz twoja piosenka (zew, klangor, prosty lub bardziej skomplikowany okrzyk) muszą brzmieć najdonioślej, najczyściej i najpiękniej. Nieważne, czy śpiewasz (krzyczysz) sam, czy w duecie z twoją partnerką, jak to robią żurawie, gęsi czy wodniki. Wszyscy dookoła muszą wiedzieć, że przeżyłeś noc, jesteś na miejscu (czytaj: w swoim rewirze), i masz się świetnie! W świecie ptaków, jak cię słyszą, tak cię piszą. I lepiej od razu zadbać o pióra, bo prawie tak samo często, jak cię widzą, tak cię piszą.
Mim z trzcinowiska
To pierwsze na pewno sprawdza się w świecie bąków. Ptaki, których całym światem jest trzcinowisko. Jedynym życiowym celem – pozostać w ukryciu trzcinowiska. Same wyglądają jak trzcina. Jeśli ktokolwiek widział bąka, to tylko wtedy, gdy przechodził z jednej kępy trzcin do drugiej. Jak tylko dociera na miejsce, to tak, jakby się rozpłynął. W trzcinie oczywiście! Bąk, na wszelki wypadek, porusza się bardzo wolno. Przybiera przy tym najdziwniejsze pozy i przystaje po każdym niemal kroku, jakby się zastanawiał, czy dobrze zrobił. A może tylko upewnia się, czy wciąż jest niewidoczny… Może bąk się ukrywa, dlatego że jego dzieci są brzydkie jak skaranie boskie? Właściwie to są jej dzieci, bo tylko matka się nimi opiekuje. W zalanych wodą szuwarach jest stosunkowo dużo jedzenia, więc sama poradzi sobie z wykarmieniem piskląt.
Obrona gniazda też nie powinna być większym problemem, bo tylko ona potrafi się rozumnie poruszać pośród labiryntu identycznie wyglądających łodyg i liści. Nie jest możliwe, aby bąk ukrywał się całe życie tylko dlatego, że się „bąk” nazywa, szczególnie że swoje imię wziął od godowego buczenia samców. Monotonnego jak świat, w którym żyją – jednocześnie mocnego i magnetycznego. Przy dobrym wietrze niesie się ono nawet pięć kilometrów. Odstrasza konkurentów i przyciąga samice. Na jedną, krótką chwilę.
Olé!
Skrajnym przeciwieństwem bąków są bataliony. Nie wiem, czy ktokolwiek słyszał, jak się odzywają, za to każdy może zobaczyć, co robią. O tej porze roku ich kolorowe, rozgorączkowane stadka okupują śródbiebrzańskie drogi, groble i wysepki. Ptaki, które wyprzedza ich własna legenda. Może dlatego ludzie, którzy widzą bataliony po raz pierwszy, często mówią, że spodziewali się czegoś… większego. Tymczasem batalion jest najwyżej wielkości niedużego gołębia, choć długie nogi, dziób, szyja oraz temperament i godowe kryzy samców gwarantują im mocne pierwsze wrażenie. Ale to, co zapewnia im największą sławę, to ich toki. Coś jakby pasodoble z elementami tanga i polki – symulowanej corridy, szermierki i czystego szaleństwa. Zaprezentowane z pasją, na jaką tylko ptaki stać. Przesada, na którą tylko Natura może sobie pozwolić.
Początkowe poczucie niedosytu szybko ustępuje: A jednak wielkie! Zrozumie ten, kto zobaczy. Oszołamiająca jest zmienność tych ptaków. Różnią się między sobą wielkością i przede wszystkim upierzeniem. Szczególnie rzuca się to w oczy w godowych płaszczach samczyków. Niektóre noszą śnieżnobiałe kryzy. Z jakiegoś powodu etykieta tokowisk nie pozwala im na udział w tanecznych pojedynkach na oficjalnej scenie, kręcą się więc z boku. Wbrew pozorom jest to najlepsze miejsce na tokowisku, bo tam trzymają się dużo bardziej powściągliwe samiczki. Im najwyraźniej biały nie przeszkadza i tak, każdej wiosny, na obrzeżach tokowisk początek biorą kolejne pokolenia batalionów w białych kryzach. Niedawno okazało się, że niektóre koguciki w ogóle rezygnują z ekstrawaganckich, godowych ozdób i kradną serca dziewczyn, nie budząc nawet podejrzeń zajętych rytuałami pierzastych macho…
W raju problemem są ludzie
Gdy oderwiemy się na chwilę od batalionowej opery, dostrzeżemy unoszące się na wodzie bukiety kolorowych kaczorów – wśród nich cyraneczki, płaskonosy, świstuny, krakwy, rożeńce, głowienki. Od dłuższego już czasu nad naszymi głowami dokazują kszyki. Prawie nam szkoda czapli siwej, która niby niechcący zapędziła się do kolonii śmieszek albo rybitw. (Wybierzcie, które chcecie – czarne, białoskrzydłe, białowąse, a może rzeczne lub białoczelne…?) Jej dystyngowane kuzynki, czaple białe, wolą ryby. Tak jak mieniące się wszystkimi barwami tęczy bociany czarne. Czasami na niebie pokaże się wielki bielik, a tuż nad szuwarem zawiśnie błotniak lub dwa – ku przerażeniu okolicznych krwawodziobów. Zaraz przybędą im z odsieczą czajki, a może nawet jakiś rycyk się zjawi… Biebrzańskie bagna kipią życiem. Jak w rajskim ogrodzie.
Wszyscy wystroili się w swoje najlepsze piórka i myślą tylko o jednym. Bo i o czym mają myśleć, kiedy dookoła śpiewa tyle słowików. Tak było i będzie każdej wiosny dopóty, dopóki na bagnach nie zabraknie wody. Gdy wody nie będzie, przyjdą ludzie i podpalą raj. Ci sami co go najpierw osuszyli.
Autor jest członkiem Stowarzyszenia Ptaki Polskie Jestem na pTak!