Nowe wydanie Wierszy zebranych kultowej argentyńskiej poetki Alejandry Pizarnik recenzuje Gerardo Beltrán.
Wśród książek polecanych przez księgarzy z okazji tegorocznego Sant Jordi (święto patrona Katalonii obchodzone 23 kwietnia, czyli akurat wtedy, kiedy wypada Międzynarodowy Dzień Książki) znalazło się nowe wydanie Wierszy zebranych kultowej argentyńskiej poetki Alejandry Pizarnik. Książka ukazała się w październiku 2016 w barcelońskim wydawnictwie Lumen, w opracowaniu poetki i tłumaczki Any Becciú. Tom zawiera wiersze z siedmiu tomików opublikowanych za życia „ostatniej poetki wyklętej”, jak również utwory z pośmiertnej publikacji Textos de Sombra y otros poemas [Teksty cienia i inne wiersze] przygotowanej w 1982 roku przez Becciú i Olgę Orozco, oraz dzieła nigdy wcześniej nie publikowane, odzyskane przez redaktorkę spośród manuskryptów Pizarnik przechowywanych aktualnie w archiwach Uniwersytetu Princeton.
Flora Alejandra Pizarnik urodziła się w mieście Avellaneda, w prowincji Buenos Aires 29 kwietnia 1936 roku. Zmarła śmiercią samobójczą w swoim mieszkaniu w Buenos Aires 25 września 1972 na skutek przedawkowania sekobarbitalu podczas kilkudniowego zwolnienia ze szpitala psychiatrycznego, gdzie przebywała z powodu głębokiej depresji (wcześniej dwukrotnie próbowała odebrać sobie życie). Ostatnie zanotowane przez nią słowa brzmiały: „nie chcę iść / nigdzie indziej / niż na dno”.
Rodzice Pizarnik, Elías Pozharnik i Rejzla Bromik, przyjechali do Argentyny z Rovnégo (terytorium dzisiejszej Słowacji) w 1934 roku, nie znali ani słowa po hiszpańsku (posługiwali się rosyjskim i jidysz). Hiszpański młodej Alejandry naznaczony był obcym akcentem, na domiar złego, dziewczynka jąkała się. Przyczyniło się to do dojmującego poczucia alienacji i przełożyło na specyficzną relację z językiem. Pisała: „język to organ poznania / porażka każdego wiersza / jałowionego przez język / organ od-twarzania / nowego poznania / ale nie zmartwychwstania”. Pisała czasem o chowaniu się w słowach, jakby język był tym, co oddzielało ją od świata.
Uważa się, że w twórczości argentyńskiej poetki dochodzi do głosu dojmujące doświadczenie braku. Krytycy podkreślają wszechobecność mroku, cienia, śmierci. Inne tematy tej mocno naznaczonej surrealizmem twórczości to sny, utracone dzieciństwo, ekstatyczne, ale straszliwie bolesne doświadczenie kobiecej cielesności, a także – poszukiwanie wolności oraz strach. Podczas lektury Wierszy zebranych właśnie to ostatnie (a nie: ten ostatni?) wysuwa się na pierwszy plan. Nieprzezwyciężona trwoga przelewa się poza marginesy krótkich, maksymalnie skondensowanych wierszy:
rozbiera się w raju
pamięci
nie zna okrutnego losu
swoich przepowiedni
boi się, że nie zdoła nazwać
nieistniejącego
W latach 1960–64 Pizarnik mieszkała w Paryżu, gdzie zaprzyjaźniła się między innymi z Julio Cortázarem i Octavio Pazem. Meksykański noblista jest autorem jednej z najczęściej przytaczanych opinii o twórczości Pizarnik. W przedmowie do jej czwartego tomiku El árbol de Diana [Drzewo Diany] Paz opisywał poezję Pizarnik za pomocą dość karkołomnych metafor chemicznych: „krystalizacja werbalna, amalgamat namiętnej bezsenności i ekstremalnej jasności w doprowadzonym do wrzenia roztworze rzeczywistości”. Co jednak najważniejsze, rzecz, która powstaje w wyniku tego procesu, „nie zawiera ani jednej cząsteczki kłamstwa”. Twórczość Pizarnik jest więc poezją in extremis. Drzewo Diany, jak pisał dalej Paz, jest przezroczyste i rozmigotane. Nie rzuca cienia, nie przynosi ulgi.
Sama Pizarnik mówiła, że interesuje ją pisanie „gęste aż do granic wytrzymałości, do afiksji, ale zbudowane tylko z subtelnych połączeń umożliwiających niewinne współistnienie, na tej samej płaszczyźnie, podmiotu i przedmiotu, i zniesienie zwykłych granic pomiędzy ja, ty, on, my, wy one”.
Pomimo trwogi, podróżując „przez piekło rzadko odwiedzane przez literaturę hiszpańskojęzyczną” Alejandra Pizarnik przekroczyła wszystkie granice, także granicę strachu, aby w końcu wypełnić swoje własne straszne proroctwo: „wiem z wizji, że umrę z powodu poezji. Jest to uczucie nie do końca zrozumiałe, raczej niewyraźne i odległe, ale wiem to i ręczę za to”.