Epoka wielkich odkryć geograficznych obfitowała w nową wiedzę o kształcie mórz i lądów, ale miała też swe lustrzane odbicie w postaci długiej listy błędów i bzdur nanoszonych przez kartografów i podróżników na mapy. W tym samym czasie, gdy ciekawość odległych wysp i szlaków sięgała zenitu, ludzkość dała także popis wyobraźni, brawurowych oszustw i pospolitych wpadek. Ich fascynujący i niepozbawiony dowcipu zbiór ukazuje się właśnie w postaci „Atlasu lądów niebyłych“, w którym Edward Brooke-Hitching, syn antykwariusz i mapofil, zebrał najważniejsze mity i niby-odkrycia, a także powstające wraz z nimi mapy.
Rysunki i kartograficzne „dokumenty“ tworzą intrygujące ilustracje do opowieści i legend, które – jak dowodzi autor – rodziły się z przemożnych ambicji, pragnień odbierających zdrowy rozsądek, czasem z tchórzostwa, dla pieniędzy albo z powodu zwykłej niewiedzy czy braku doświadczenia w nawigacji. Podróż przez ten atlas jest porywającą wyprawą po świecie alternatywnym i pokazuje, jak wielkie nadzieje wiązaliśmy z planetą. Z czytania płynie też wniosek smutniejszy: od początku wypraw Ziemia była obiektem, który ludzie chcieli wziąć w posiadanie, przetrzebić, dotrzeć do jej krańców i głębi, by wydostać cenne kruszce, przyprawy, klejnoty. Za marzycielami podążał cień chciwości.
Atlas Brooke-Hitchinga, uczta dla wielbicieli geografii i ilustracji, jest ułożony alfabetycznie, krótkie opowieści-hasła autor wzbogaca cytatami z historycznych dokumentów, dzienników podróży, listów i raportów składanych przed możnymi sponsorami wypraw. W każdej z przedstawionych fantazji autor przeprowadza także śledztwo i pokazuje, jak została zdemaskowana. W niemal każdym przypadku zadziwiająca jest długowieczność mitów, utrzymywały się przez setki lat, mimo rozwoju technologii i podróży, niektóre obalono dopiero kilka czy kilkanaście lat temu.
Brooke-Hitching zabiera czytelników na niezliczone wyspy (je zmyślać lub błędnie opisywać było najłatwiej, jest ich więc w atalsie najwięcej), jak położona „na prawo od Indii“ Kalifornia, straszliwa Wyspa Demonów u wybrzeży Nowej Fundlandii czy matka wszystkich zatopionych lądów i rzekomo „większa niż Azja i Libia razem wzięte“ – Atlantyda. Pokazuje mapy australijskiego morza wewnętrznego, stworzone przez ludzi, którym w głowach nie mieściło się, że ląd tak olbrzymi mógłby nie mieć zbiornika wody słodkiej.
Ludzkość wspaniale zmyślała góry, całe łańcuchy – i na mroźnej północy (możliwe, że były to majaki przemęczonych podróżników lub przesuwające się lodowce), i na południu – najsłynniejsza fantazja skalna to Góry Księżycowe, z których miał wypływać Nil. Trzeba było trzyletniej pieszej wyprawy przez Afrykę, by dotrzeć do prawdziwych źródeł w Jeziorze Wiktorii. Fantastyczne są także historie ziem powstających niejako na zamówienie, na skutek wypraw komercyjnych opłacanych przez ludzi, którzy chcieli, by jakiś zakątek nosił ich nazwisko (np. Ziemia Bradleya czy Ziemia Crockera w okolicach bieguna północnego). Przy okazji odkrywcy tworzyli nowe istoty żywe, np. dziewięciostopych olbrzymów z Patagonii albo potwory morskie, jak homary-giganty czy kacze drzewo, z którego owoców miały rodzić się ptaki (wyrysował je w XVI w. Olaus Magnus na słynnej carta marina – mapie stworzeń wodnych). W atlasie ujęte zostały także najpopularniejsze legendy ludzkości: różne wersje Edenu, kraina El Dorado rządzona przez kacyka chodzącego w pozłocie, wizje płaskiej i kwadratowej Ziemi podtrzymywanej przez anioły.
Z części skatalogowanych tu mitów zrodziły się nowe, na przykład przypuszczenie, że pewien chiński mnich, który badał nieznaną ziemię Fusang, już tysiąc lat przed Kolumbem odkrył Amerykę.
Przy każdym z lądów niebyłych autor podaje współrzędne geograficzne. Jest w nich ukryta zachęta, by wyruszać w podróż. Przecież każda wyprawa jest pogonią za wyobrażeniami.