
Młody inżynier i wynalazca, Polak nazwiskiem Gromski, skonstruował sterowiec „Polska”, na którym chce przelecieć nad biegunem południowym. Inżynierowi towarzyszą w podróży dwaj dzielni nawigatorzy: kapitan i sternik. Balon napotyka właśnie jedno z wyniosłych pasm górskich Antarktydy…
– Znowu te przeklęte góry przed nami! – zawołał kapitan, uderzając pięścią w rozłożoną przed nim mapę. – Tym razem będziemy mieli twardy orzech do zgryzienia. Szybujemy na pułapie 3000 metrów, a te szczyty, które dostrzegam w kierunku północnym, sterczą przynajmniej o 1000 metrów wyżej. Są one najeżone licznymi iglicami i zębatymi turniami, o które bardzo łatwo możemy się rozbić. Musisz pan, inżynierze, zawczasu postanowić, co jeszcze mamy do wyrzucenia, jeżeli w ogóle chcemy ocalić nasz statek powietrzny.
– Puszczę na chwilę silnik w ruch, ażeby wybrać jakąś przełęcz, przez którą łatwiej się przedostaniemy na tamtą stronę łańcucha górskiego – odpowiedział inżynier Gromski. – Co zaś do przedmiotów, które jeszcze możemy poświęcić, to nie ma żadnego wyboru. Proszę cię, kapitanie i sterniku, odłóżcie na bok cokolwiek żywności, namiot i kołdry, a poza tym pozbyć się musimy wszystkiego. Możemy też odrąbać część poręczy naszej gondoli, co da nam także kilkanaście kilogramów balastu.
Kiedy już skończono segregowanie przedmiotów, góry znajdowały się o kilkanaście kilometrów zaledwie od sterowca. Inżynier wypatrzył szeroką przełęcz, puścił na kilka minut w ruch śmigło i „Polska" znalazła