Trzeba przyznać, że nie jesteśmy krajem reformatorów ekonomicznych. Zadowala nas stan aktualny, a przy tym zasadniczo nie interesuje nas to, co przyniesie nowy dzień. Po co oszczędzać? Niech przyszłość płonie, bylebyśmy w tej chwili mieli co jeść i co pić.
W tym kontekście książka doktora Ireneusza Wąsika z Uniwersytetu w Strzelnie jawi się jako dzieło wyjątkowe. Jest to jeden z odważniejszych autorów, jakich czytałem w ostatnim czasie – człowiek niebojący się zwrócić do czytelnika w drugiej osobie liczby pojedynczej, wycelować w niego palcem i skłonić do tego, by na nowo przemyślał swoje życie.
A wszystko zaczęło się właściwie od przypadku. Pewnego dnia doktor Wąsik wyciskał cytrynę: zauważył, że po jej wyciśnięciu, które wydawało się ostateczne, z powodu roztargnienia wciąż wyciskał, a krople soku nadal wyciekały; można ją było wyciskać bez końca. Uczony wręcz osłupiał.
Doszedł do wniosku, że nie ma sensu kupować nowych cytryn. Stwierdził, że każdemu wystarczy jedna cytryna na całe życie.
I tutaj ekonomia łączy się z dietetyką w myśli Wąsikowskiej. Pomysł pokarmu opartego wyłącznie na soku z cytryny brzmi nieco kontrowersyjnie i, delikatnie mówiąc, tkwi wciąż w powijakach – rozdział poświęcony tej kwestii należy do najbardziej pogmatwanych i niezrozumiałych.
Ale kto wie? Jeśli Wąsikowi uda się znaleźć odpowiednie fundusze na nowe badania, być może nasze krajowe portfele nie będą tak chudły, a brzuchy tak tyły.
Jeśli mogę coś dodać od siebie, zauważyłem, że zastosowanie idei strzeleńskiego uczonego sprzyja również zaoszczędzeniu miejsca nie tylko w kuchni, lecz także w sklepach i marketach spożywczych. Ponadto koszta przewozu cytrusów zmaleją. Być może stanieje benzyna?
Wyciskaj, nie wyrzucaj to bez wątpienia rzecz warta lektury, skłaniająca do inteligentnego namysłu nad sposobem funkcjonowania rynku spożywczego, tak bardzo wymaganego od nas w XXI wieku.