Czas kruchości Czas kruchości
i
Kadr z filmu „Małe kobietki”, 1949 r.; zdjęcie: Everett Collection/East News
Przemyślenia

Czas kruchości

Kamila Dzika-Jurek
Czyta się 11 minut

Czym jest dzieciństwo dla nastolatki, a czym kobiecość dla 9-letniej dziewczynki? Między jednym a drugim brzegiem dorastania rozciąga się czas rzeczy trudnych do pogodzenia. Bunt wobec świata i wielka potrzeba czułości idą tu pod rękę.

Dorastające dziewczyny z dnia na dzień stają się istotami z innej rzeczywistości, mieszkankami odległej planety. Zaczynają inaczej mówić, inaczej się poruszają i śmieją. Dla przypatrującego się im świata pozostają tajemniczymi bytami, zwłaszcza dla później dojrzewających chłopców. Wyobrażam sobie, że postrzegają je jako piękne, a zarazem dziwne istoty, do tego przykryte jakimś gęstym pyłem, którego nikt nie jest w stanie rozgarnąć. „Wiedzieliśmy, że dziewczyny były naszymi bliźniakami, że wszyscy istnieliśmy w przestrzeni jak zwierzęta o identycznej skórze oraz że one wiedziały o nas wszystko, chociaż dla nas były nieprzeniknione” – powie jeden z bohaterów książki Przekleństwa niewinności (1993) Jeffreya Eugenidesa [tłum. Witold Kurylak]. To chłopiec z sąsiedztwa, który wraz z kolegami w mrocznym podekscytowaniu śledzi codziennie życie pięciu tajemniczych sióstr Lisbon.

Powieściowe dziewczęta – po kolei, licząc od najstarszej do najmłodszej: Cecilia, Lux, Bonnie, Mary i Therese – mają od 13 do 17 lat i pewnego dnia po prostu zjawiają się z rodzicami w cichej dzielnicy Detroit. Zajmują dom pośród pięknych, rozłożystych wiązów, których będą później bronić przed dewastującą zieleń polityką miasta. „[…] dwoje rodziców wypłukanych z barw, jak negatywy fotograficzne, a za nimi ich pięć lśniących córek, ubranych w suknie domowej roboty, całe w koronkach i krezach, wypchane ich owocującymi ciałami”. Nie wiadomo, czy ten portret dziewczynek i całej ich nietypowej rodziny jest najbardziej trafnym obrazem każdej rodziny z dorastającymi córkami, czy to tylko zbiorowa halucynacja chłopców, jedynych narratorów tej opowieści, aż po czubki palców wypełnionych hormonami.

Kadr z filmu „Przekleństwa niewinności”, 1999 r.; zdjęcie: Ronald Grant Archive/Alamy Stock Photo
Kadr z filmu „Przekleństwa niewinności”, 1999 r.; zdjęcie: Ronald Grant Archive/Alamy Stock Photo
Kadr z filmu „Lolita”, 1962 r.; zdjęcie: United Archives/East News
Kadr z filmu „Lolita”, 1962 r.; zdjęcie: United Archives/East News
Kadr z filmu „Małe kobietki”, 1949 r.; zdjęcie: Everett Collection/East News
Kadr z filmu „Małe kobietki”, 1949 r.; zdjęcie: Everett Collection/East News

Ale siostry Lisbon tak samo jak nagle pojawiają się w życiu mieszkańców dusznego przedmieścia (i tych kilku chłopców), tak samo niespodziewanie z niego znikają. Niewyjaśniona do końca tragedia, która dotknie dziewczynki, staje się jaskrawym symbolem okresu dorastania komunikującym coś istotnego. Ciągłe balansowanie na granicy życia i śmierci wraz z roztaczanym wokół specyficznym czarem składa się na świat żeńskiego pokwitania. Chłopcy zresztą w pewnym momencie odkryją dla siebie, że „dziewczęta w istocie były kobietami w przebraniu, że rozumiały miłość, a nawet śmierć, a naszym zadaniem było jedynie robić wokół siebie hałas, który najwyraźniej je fascynował”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Energia wiosny

Kilka lat po publikacji książki historię pięciu sióstr sfilmuje Sofia Coppola (1999), kierując oko kamery przeważnie na 14-letnią Lux. Dlaczego spośród pięciu sióstr wybiera właśnie ją? O Lux ani z powieści, ani z filmu nie dowiemy się zbyt dużo. Ale mam intuicję, że samo jej krótkie imię powinno wystarczyć za tę wiedzę. Lux to łacińskie światło, a płowowłosa, młodziutka Kirsten Dunst grająca dziewczynkę jest jego idealnym wcieleniem. Blask 14-latki stawia ją w centrum świata. Mówią o tym odbijające światło białe bluzki, które nosi do szkoły, i skąpe kostiumy kąpielowe, wystawiające ciało na promieniowanie UV oraz spojrzenia chłopaków z sąsiedztwa. Wyraża to także jej śmiała postawa wobec rówieśników i przyczajona wewnątrz niej energia, która „żywcem obdziera ze skóry” zadurzonych kolegów. Na samym końcu zaś jasność. Jas­ność, która za kilka lat zniknie – tak jak w przypadku szarej gospodyni domowej z przedmieścia, matki Lux – wypełnia nastolatkę i co jakiś czas wybucha na ekranie. Zmienia ją w rezerwuar gigantycznej energii, bombę atomową ukrytą w ciele dojrzewającego dziewczęcia.

Podobnie kumuluje się energia u mojej córki. W 9-letniej dziewczynce ukryci są jednocześnie drapieżca i małe dziecko szarpiące rodzica za rękaw, przeważnie spragnione czułości. Skrada się za plecami, szczypie i całuje w policzek tak, jakby miała ugryźć albo odcisnąć w skórze wieczny ślad. Jest istnieniem, które ciągle się przytula, dotyka innych, szepcze do swojego otoczenia. Jej z trudem kontrolowana energia przypomina wiosnę czającą się zawsze w końcówce zimy – pyk i świat zaraz wybuchnie od nowa.

Wywoływanie kobiet

Tej właśnie charakterystycznej witalności, dziecinnej jeszcze „poświaty” wypatrywał wciąż w swojej Lo Humbert Humbert, główny bohater kontrowersyjnej Lolity Władimira Nabokowa. „Uśmiechem i jas­nością młodych dziewcząt” napawał się również młody Marcel, bohater pierwszego tomu W poszukiwaniu straconego czasu ­Prousta, goniąc wiosną po Polach Elizejskich za swoją rudowłosą, trochę bezczelną Gilbertą Swann. Anielkę, tytułową bohaterkę słynnej powieści Bolesława Prusa, „wiek robił żywą jak iskra”. Wreszcie ten niedający się z niczym pomylić blask u dorastających dziewczyn udało się sfotografować Sally Mann. Zresztą to właśnie zdjęcia 12-latek gdzieś w bogatym kraj­obrazie prowincji amerykańskiego Południa otworzyły fotografce drogę do wielkiej kariery. Z drugiej strony kontrowersje i nienawistne komentarze wobec jej prac – m.in. dyskusje o prezentowanej nagości dzieci, o erotycznej aurze skupionej wokół nich, sprzedawaniu niewinności dojrzewających dziewczynek – ścigają sławną artystkę do dziś.

Na czarno-białych portretach Mann w albumie At Twelve: Portraits of Young Women tytułowe 12-latki wyglądają jak dzieci przebrane za kobiety albo kobiety w przebraniu dzieci. Na słynnym zdjęciu pt. Candy cigarettes pochodzącym z kolei z albumu Immediate Family dziewczynka w białej sukience, w pozie dorosłej kobiety, trzyma w palcach coś, co ma udawać papierosa – to właśnie candy cigarette, papieros w formie cukierka (sama takie „wypalałam” z koleżankami z podwórka). Na innym ta sama dziewczynka z koleżanką (siostrą?) stoją obok wózka typu spacerówka, w środku jest lalka, a jedna z nich znowu trzyma podobnego papierosa. Zdjęcie zatytułowane jest The New Mothers. Ich miny (wydęte usta, zmrużone oczy) i ciała (charakterystycznie przekrzywione biodra) są „ustawione” jak u dorosłych kobiet. Odgrywają własne matki. Może kopiują ich bunt wobec życia i tłumiony gniew? A jednocześnie mają jeszcze w sobie ten trudny do zdefiniowania blask. Coś, co opuści dziewczynki, kiedy przekształcą się w końcu w kobiety, na które tutaj na razie pozują. Mann zrobiła zdjęcia w odpowiednim czasie – można powiedzieć, że zdążyła. „Dzieci na tych fotografiach to zaskakująco zmysłowe i często odległe istoty, magiczni strażnicy jakichś niejas­nych i przerażających sekretów” – pisała w „Newsday” o wystawie Mann w 1987 r. amerykańska krytyczka Karen Lipson.

Balthus, „Śniąca Teresa”, 1938 r. Modelka miała wówczas około 13 lat; zdjęcie: East News
Balthus, „Śniąca Teresa”, 1938 r. Modelka miała wówczas około 13 lat; zdjęcie: East News

Na fotografiach Amerykanki białe bluzki, sukienki i szorty noszone przez dzieci – które matki przecież jeszcze prasują i piorą dla nich – mają potwierdzać trwające wciąż dzieciństwo, zabezpieczyć niewinność. Tworzą swego rodzaju warstwę ochronną dziecinnych ciał i dusz. Ale na zdjęciach Mann haftowane sukienki, tiulowe spódniczki i podwórkowe szorty są jednocześnie pierwszym znakiem zmian zachodzących w okresie dojrzewania. To, co dotąd było luźne, staje się przyciasne, opięte. Ubrania jako pierwsze – zwraca uwagę fotografka – ujawniają rozpoczęty już proces. Odkrywają przed oczami innych – dorosłych, którzy patrzą – seksualność dorastającego człowieka. Ciało dotąd schowane w falbankach i kostiumach z dzieciństwa (czy ubranka dzieci nie są zawsze trochę kostiumowe?) ujawnia się teraz pod naprężoną tkaniną. To ta sama energia, która w odpowiednim momencie zmieni dziewczynkę w kobietę. Z wielką intuicją nazwał to Marek Bieńczyk w eseju Po czym poznać nimfetkę. Patrząc na obrazy Balthusa (odsądzanego od czci i wiary, podobnie jak Sally Mann) przedstawiające dziewczynki w okresie pokwitania, napisał: „[…] wszystko zwiastuje – i wyraz twarzy, i gest rąk, i kształt nóg oraz ich ułożenie – że to tu już jest i tylko czeka na wywołanie”.

Susan Sontag spogląda na drzewo

Wszystko może być dla człowieka rytua­łem. Poranna kawa zawsze o tej samej porze, bluzka, którą za każdym razem wkłada się na wizytę do lekarza, słowo, gest albo zwykły buziak przy pożegnaniu dziecka przed jego wyjściem do szkoły. To powtarzalny scenariusz dni, tygodni, całego życia. Jest nim również chrzest i pierwszy tatuaż. „Gdy wracam na rowerze ze szkoły, każdego dnia staję, żeby popatrzeć na niebo przez liście wielkiego drzewa” – zapisuje myśl 14-letnia wówczas Susan Sontag w swoim dzienniku, który później wraz z zapiskami już dorosłej kobiety pisarki wyjdzie jako książka: Odrodzona. Dzienniki 1947–1963.

Rytuały ustanawiają porządek, pomagają przejść przez coś nowego, zabezpieczyć umysł i ciało przed ewentualnym stresem (u mnie tak działa zestaw: bluzka i lekarz). Ale dają też poczucie bezpieczeństwa, stałości. Czy nastoletnia Sontag wtedy już o tym wie, czy prowadzi ją jakiś wewnętrzny instynkt dorastającej dziewczyny? Drzewo jest dobrym przykładem. Rośnie, staje się większe, choć cały czas „jest” w tym samym miejscu. Przyszła autorka słynnych esejów O fotografiiWidoku cudzego cierpienia przekazuje w tamtej chwili, przede wszystkim sobie, ważną myśl: świat jest bezpieczny dla jadącej na rowerze ze szkoły 14-latki. A ja – mimo wielkich zmian, rośnięcia i dojrzewania – wciąż mogę na sobie polegać.

Rytualność zachowań nastolatek, potrzeba dostrzegania stałości są czymś, czego burzliwy okres pokwitania wymaga. Te same motywy pojawiają się w obrazach, literaturze, sztuce. Opuszczanie dzieciństwa, nowa energia w ciele wymagają ofiary, obrządków bliskich religijnym. Bo oto w tym jeszcze małoletnim życiu zostaje rozbudzona fascynacja czymś nowym, znacznie ciemniejszym od zabaw w dzieciństwie.

Twarde i kruche

„Nastoletnie dziewczynki nie zabijają ludzi. To tylko głupie małolaty. Tylko że prawie nikt nie rozumie dziewczynek. Wchodzimy w życie twarde jak szklane kulki” – tak pomyśli pewnego wieczoru Joan w powieści Zwierzę Lisy Taddeo, kiedy dowie się, że córka jej żonatego kochanka prawdopodobnie chce ją zabić. Joan jest „zepsutą” – tak sama siebie określi – 30-latką, bardzo atrakcyjną i inteligentną. Patrzy więc na nastolatki z perspektywy tego, co wie o życiu kobiet. A wie bardzo dużo. Porównując dorastające dziewczyny do twardych, szklanych kulek, wypowiada na głos metaforę, która siedzi gdzieś głęboko w nas, matkach i ojcach, kiedy patrzymy codziennie na te gniewne osoby. W literaturze nie na darmo długie, zmysłowe imiona, takie jak Lolita (z powieści Nabokowa) czy Josephine (z Małych kobietek Louisy May Alcott), zmieniają się w krótkie, trochę męskie i zaczepne: Lo, Joe. Teraz to one będą określać ich relacje ze światem – dziewczęta mają być twarde, a zarazem kruche.

Patrzę na moją córkę, która stoi u progu tego okresu. Jeszcze kolekcjonuje pet shopy i buduje z przyjaciółką domki moji pops, ale jest już prawie tą dziewczynką ze wspomnianego zdjęcia Sally Mann. Za kilka lat być może zrobi sobie selfie z przyjaciółką – z prawdziwym, a nie cukierkowym papierosem. Rozpocznie się czas, który zaboli i ją, i nas jako najbliższych. Ale również przez chwilę będziemy mieli okazję zobaczyć tę niebywałą jasność dorastających dziewcząt. Coś, za czym my – doroś­li – tęsknimy, odkąd zostawiliśmy za sobą dzieciństwo. Zobaczyć w ten sposób dojrzewanie to dla mnie wielka łaska, kiedy „to tu już jest, tylko czeka na wywołanie”.

Czytaj również:

Kruche kobiety Kruche kobiety
i
Kobieta z szyldem „#MeToo”, autor: surdumihail, Pixabay/Wikimedia Commons (domena publiczna)
Przemyślenia

Kruche kobiety

Paulina Małochleb

W 2017 r. szwedzka dziennikarka Matilda voss Gustavsson przeprowadziła śledztwo, które zachwiało Akademią Szwedzką, wywołało skandal i spowodowało jedną z największych debat ostatnich lat w Szwecji.

Paulina Małochleb: Kiedy wybuchł skandal związany z działaniami Harveya Weinsteina, redakcja „Dagens Nyheter” szukała podobnego tematu w Szwecji. Dlaczego akurat plotki dotyczące Jean-Claude’a Arnaulta wzięłaś na warsztat?

Czytaj dalej