Życie w bliskości i harmonii z Naturą, „ekologia”, antykonsumpcjonizm, bierny opór jako jedyna forma walki. Henry David Thoreau był prekursorem i rzecznikiem tych idei. W połowie XIX w.
Amerykański „bakałarz Natury”, „poeta naturysta”, kontestator, moralista był tylko cieniem „mędrca z Concord”, wielkiego Ralpha Waldo Emersona, i zmarł w 1862 r. właściwie nieznany. Czas – Thoreau definiował go szczególnie: „to jedynie strumień, w którym łowię ryby” – wkrótce zaczął jednak działać na jego korzyść. W ciągu kilkudziesięciu lat idee współzałożyciela Klubu Transcendentalistów, erudyty i lokalnego ekscentryka spotkały się z uznaniem. Thoreau zajął honorowe miejsce w panteonie amerykańskich pisarzy.
Transcendentaliści wskazywali społeczeństwu właściwą, ale trudną drogę do takiej Ameryki, jaką mogła się stać – twierdził Henry Miller. Zlekceważono jednak ich przesłanie. (Co powiedziałby o sporej części zamerykanizowanego świata dzisiaj?) Mimo to wpływ filozofii Thoreau na amerykańską mentalność okazał się znaczący.
W 1845 r. „poeta naturysta” przeniósł się z Concord w stanie Massachusetts nad położony w pobliskich lasach staw Walden. Tam zbudował chatę i spędził w niej dwa lata. Mówił, że kocha przyrodę po części dlatego, że nie jest ona człowiekiem, tylko ucieczką od niego. Nathaniel Hawthorne tak o nim pisał: „[…] jest zapalonym i wnikliwym obserwatorem Natury, genialnym obserwatorem, a Natura w zamian za jego miłość zdaje się go adoptować jako dziecko na specjalnych prawach i odkrywa przed nim tajemnice, które niewielu ma prawo poznać”. Pędził nad stawem życie proste i surowe, potrzeby ograniczał do podstawowych, aby móc je zaspokoić niezbyt ciężką własną pracą, której w tym wymiarze nie uważał za trudny obowiązek. Pisał: „[…] jeśli chcemy żyć mądrze i skromnie, praca dająca utrzymanie na naszej ziemi nie jest trudem, ale rozrywką”.
Wiele czasu poświęcał na obserwację przyrody, lekturę i kontemplację. Zaczął też pisać pierwszą wersję swojej najsłynniejszej książki, której tytuł zapożyczył od nazwy stawu: Walden, czyli życie w lesie. Zbiór 18 esejów to koronne dzieło i wyznanie wiary filozoficznej Thoreau. Doświadczenia dwóch lat, dwóch miesięcy i dwóch dni spędzonych nad stawem autor zamyka w cyklu roku. Jest jednym z największych stylistów literatury amerykańskiej, powstało więc arcydzieło o środkach ekspresji budzących podziw mistrzów, takich jak Proust.
Walden stał się biblią wielu radykalnych ruchów na świecie, np. późniejszej brytyjskiej Partii Pracy. W latach 60. sięgnęła po niego zbuntowana młodzież amerykańska, a w latach 80. – publicyści głośnych czasopism w związku z kryzysem „państwa opiekuńczego” czy w poszukiwaniu poparcia dla ruchu „Zielonych” bądź naturystów.
Obecny prawie na całym świecie, w polskim przekładzie Thoreau pojawił się dopiero w 1973 r., kiedy w „Twórczości” opublikowałam jego pierwszy esej. Zależało mi jednak, by zaistniał w szerszej świadomości. Praca translatorska trwała kilka lat. W rozszyfrowaniu różnych zagadek autora erudyty pomógł mi prof. Walter Harding, wówczas prezes szacownego Towarzystwa Thoreau w Concord. Udostępnił mi – uwięzionej za żelazną kurtyną – jedno z opracowań i zaprosił na listę członków Towarzystwa. Kilka lat później, ku mojej radości, udało mi się je odwiedzić i powędrować nad Walden, gdzie znalazłam legendarną chatę. Stoi tam po dziś dzień, a staw nadal jest celem „pielgrzymek” różnych fanów „pierwszego hipisa”. Na szczęście po 1989 r. starania, by u nas Thoreau także był wyraziściej obecny, obrodziły kolejnymi wydaniami Waldenu, Życia bez zasad i Obywatelskiego nieposłuszeństwa. W „Przekroju” też kiedyś zawitał.
Oto Wiosna, jeden z rozdziałów Waldenu. A w nim inspirujące opisy eskapad odważnych heroldów najpiękniejszej pory roku.