Hipis transcendentalista Hipis transcendentalista
i
Henry David Thoreau, zdjęcie: Edward Sidney Dunshee, 1861 r./Wikimedia Commons (domena publiczna)
Przemyślenia

Hipis transcendentalista

Halina Cieplińska
Czyta się 3 minuty

Życie w bliskości i harmonii z Naturą, „ekologia”, antykonsumpcjonizm, bierny opór jako jedyna forma walki. Henry David Thoreau był prekursorem i rzecznikiem tych idei. W połowie XIX w.

Amerykański „bakałarz Natury”, „poeta naturysta”, kontestator, moralista był tylko cieniem „mędrca z Concord”, wielkiego Ralpha Waldo Emersona, i zmarł w 1862 r. właściwie nieznany. Czas – Thoreau definiował go szczególnie: „to jedynie strumień, w którym łowię ryby” – wkrótce zaczął jednak działać na jego korzyść. W ciągu kilkudziesięciu lat idee współzałożyciela Klubu Transcendentalistów, erudyty i lokalnego ekscentryka spotkały się z uznaniem. Thoreau zajął honorowe miejsce w panteonie amerykańskich pisarzy.

Transcendentaliści wskazywali społeczeństwu właściwą, ale trudną drogę do takiej Ameryki, jaką mogła się stać – twierdził Henry Miller. Zlekceważono jednak ich przesłanie. (Co powiedziałby o sporej części zamerykanizowanego świata dzisiaj?) Mimo to wpływ filozofii Thoreau na amerykańską mentalność okazał się znaczący.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

W 1845 r. „poeta naturysta” przeniósł się z Concord w stanie Massachusetts nad położony w pobliskich lasach staw Walden. Tam zbudował chatę i spędził w niej dwa lata. Mówił, że kocha przyrodę po części dlatego, że nie jest ona człowiekiem, tylko ucieczką od niego. Nathaniel Hawthorne tak o nim pisał: „[…] jest zapalonym i wnikliwym obserwatorem Natury, genialnym obserwatorem, a Natura w zamian za jego miłość zdaje się go adoptować jako dziecko na specjalnych prawach i odkrywa przed nim tajemnice, które niewielu ma prawo poznać”. Pędził nad stawem życie proste i surowe, potrzeby ograniczał do podstawowych, aby móc je zaspokoić niezbyt ciężką własną pracą, której w tym wymiarze nie uważał za trudny obowiązek. Pisał: „[…] jeśli chcemy żyć mądrze i skromnie, praca dająca utrzymanie na naszej ziemi nie jest trudem, ale rozrywką”.

Wiele czasu poświęcał na obserwację przyrody, lekturę i kontemplację. Zaczął też pisać pierwszą wersję swojej najsłynniejszej książki, której tytuł zapożyczył od nazwy stawu: Walden, czyli życie w lesie. Zbiór 18 esejów to koronne dzieło i wyznanie wiary filozoficznej Thoreau. Doświadczenia dwóch lat, dwóch miesięcy i dwóch dni spędzonych nad stawem autor zamyka w cyklu roku. Jest jednym z największych stylistów literatury amerykańskiej, powstało więc arcydzieło o środkach ekspresji budzących podziw mistrzów, takich jak Proust.

Walden stał się biblią wielu radykalnych ruchów na świecie, np. późniejszej brytyjskiej Partii Pracy. W latach 60. sięgnęła po niego zbuntowana młodzież amerykańska, a w latach 80. – publicyści głośnych czasopism w związku z kryzysem „państwa opiekuńczego” czy w poszukiwaniu poparcia dla ruchu „Zielonych” bądź naturystów.

Obecny prawie na całym świecie, w polskim przekładzie Thoreau pojawił się dopiero w 1973 r., kiedy w „Twórczości” opublikowałam jego pierwszy esej. Zależało mi jednak, by zaistniał w szerszej świadomości. Praca translatorska trwała kilka lat. W rozszyfrowaniu różnych zagadek autora erudyty pomógł mi prof. Walter Harding, wówczas prezes szacownego Towarzystwa Thoreau w Concord. Udostępnił mi – uwięzionej za żelazną kurtyną – jedno z opracowań i zaprosił na listę członków Towarzystwa. Kilka lat później, ku mojej radości, udało mi się je odwiedzić i powędrować nad Walden, gdzie znalazłam legendarną chatę. Stoi tam po dziś dzień, a staw nadal jest celem „pielgrzymek” różnych fanów „pierwszego hipisa”. Na szczęście po 1989 r. starania, by u nas Thoreau także był wyraziściej obecny, obrodziły kolejnymi wydaniami Waldenu, Życia bez zasadObywatelskiego nieposłuszeństwa. W „Przekroju” też kiedyś zawitał.

Oto Wiosna, jeden z rozdziałów Waldenu. A w nim inspirujące opisy eskapad odważnych heroldów najpiękniejszej pory roku.

 

Czytaj również:

Wiosna nad stawem Walden Wiosna nad stawem Walden
i
Marta Ludwiszewska
Żywioły

Wiosna nad stawem Walden

Henry David Thoreau

Zamieszkałem w lesie zwabiony myślą, że będę miał czas i sposobność obserwować nadejście wiosny. Gdy widzę z jednej strony uśpione zbocze, z drugiej zaś owo bujne listowie wyrzeźbione w ciągu godziny, wzruszam się tak, jak gdybym w szczególny sposób znalazł się w pracowni artysty.

Skoro na głównych szlakach wodnych ruszają lody, na stawie kra pęka zazwyczaj szybko; nawet przy niskiej temperaturze woda poganiana przez wiatr kruszy okoliczny lód. Tego jednak roku wszystko wyglądało inaczej na Waldenie, albowiem lód spłynął tylko po to, aby wkrótce staw na nowo nim się pokrył. Zawsze kra pęka tutaj później aniżeli na okolicznych jeziorkach, dlatego że Walden jest głębszy i nie mają w nim ujścia strumienie, które by stopiły ją albo skruszyły. Nigdy nie słyszałem o tym, aby pękała w środku zimy, nie wyłączając przełomu lat 1852–53, kiedy to zimowa zawierucha wystawiła stawy na ciężką próbę. Pęka zazwyczaj około pierwszego kwietnia, w tydzień czy dziesięć dni później niż na stawie Flinta i Fair Haven. Zaczyna topnieć od północnego brzegu i na płyciznach, czyli tam, gdzie woda najpierw zamarza.

Czytaj dalej