Jaśmin
Przyleśne rumowisko.
Rdzeń domu jest omszałą mamką dla samosiejek brzóz,
dla chrząszczy i małej jaszczurki; obracającą się w próchnicę.
Woń namokłego mchu, grzybów wchodzi w krzew jaśminu.
Sadzili go w Prusach po śmierci domownika, żeby przypominał.
Jego cierpkie i słodkie nuty dodaje się często do perfum,
gdzie tworzy nutę serca – myślę bez związku
z dynamiką erozji, a skrzydlate mrówki moszczą się
w szczelinach rozłamanych schodów.
Umarli, wypędzeni; ich milczenie
– jak przewieszające się pędy krzewu owinięte żywą tkanką –
dotyka ziemi. Zapuszcza w niej korzenie, tworzy odkłady
od rośliny matecznej.
Komentarz autorki:
Miejsca, gdzie stały mazurskie domy poznasz po zdziczałych sadach, po rozrastających się, zajmujących coraz więcej przestrzeni krzewach bzu i samosiejkach brzóz. Po zapachu jaśminu.
Te rumowiska tworzyły po części krajobraz mego dzieciństwa. To na nie wybierałam się z ojcem i rodzeństwem, żeby zebrać śliwki i jabłka jesienią. A obraz murszejących, nagrzanych wrześniowym słońcem schodów prowadzących do nieistniejącego już domu na zawsze przeorał moją wyobraźnię, napełnił ją poczuciem nietrwałości.
To wiersz o domu, o jego utracie, o nieznanych mi ludziach, którzy kiedyś w nim mieszkali. Oni umarli lub zginęli, być może udało im się uciec w końcówce wojny lub tuż po niej zostali wypędzeni. Kiedyś zasadzili drzewa owocowe – do sadzenia pastor nawoływał z ambony. Kazał też kopać doły na śmieci w każdym gospodarstwie. Chodził po ludziach i sprawdzał. Jeśli dołu nie było, to w kazaniu upominał, pod jakieś przykazanie boskie podprowadzał. Bardzo się ludzie wstydzili i bali, żeby ich nie wyczytał, więc kopali te doły na śmieci. Sadzili jabłonie, śliwy, z których zrywałam (wciąż zrywam) owoce.
Wiersz pochodzi z tomu Wilki, wyd. Znak, Kraków 2023.