5 września 1957 r. Gilbert Millstein napisał na łamach „The New York Times” recenzję powieści W drodze Jacka Kerouaca, w której nazwał ją „autentycznym dziełem sztuki” oraz „jak dotąd najpiękniej wykonaną, najczystszą i najważniejszą wypowiedzią pokolenia, które sam Kerouac nazwał beat, i którego jest on głównym wcieleniem”.
Jean-Louis Lebris de Kerouac, bo tak go ochrzczono, wychowany w Lowell (Massachusetts) we francusko-kanadyjskiej i katolickiej rodzinie. Przyjechał do Nowego Jorku w 1939 r. jako siedemnastolatek ze stypendium futbolisty Uniwersytetu Columbia w kieszeni i z marzeniami o zostaniu pisarzem w głowie. Wkrótce doznał kontuzji, pokłócił się z trenerem i ruszył w wir miasta tanich kin, gwarnych barów i tętniących szaleństwem dzielnic. Poznał Allena Ginsberga, Williama Burroughsa, Johna Clellona Holmesa, Neala Cassady’ego, którzy wkrótce mieli stać się legendami tych czasów i amerykańskiej literatury. Podczas jednej z rozmów nazwał swoje pokolenie – pokolenie