Jedziemy! Jedziemy!
Przemyślenia

Jedziemy!

Dziś urodziny Jacka Kerouaca
Anna Wyrwik
Czyta się 8 minut

5 września 1957 r. Gilbert Millstein napisał na łamach „The New York Times” recenzję powieści W drodze Jacka Kerouaca, w której nazwał ją „autentycznym dziełem sztuki” oraz „jak dotąd najpiękniej wykonaną, najczystszą i najważniejszą wypowiedzią pokolenia, które sam Kerouac nazwał beat, i którego jest on głównym wcieleniem”.

Jean-Louis Lebris de Kerouac, bo tak go ochrzczono, wychowany w Lowell (Massachusetts) we francusko-kanadyjskiej i katolickiej rodzinie. Przyjechał do Nowego Jorku w 1939 r. jako siedemnastolatek ze stypendium futbolisty Uniwersytetu Columbia w kieszeni i z marzeniami o zostaniu pisarzem w głowie. Wkrótce doznał kontuzji, pokłócił się z trenerem i ruszył w wir miasta tanich kin, gwarnych barów i tętniących szaleństwem dzielnic. Poznał Allena Ginsberga, Williama Burroughsa, Johna Clellona Holmesa, Neala Cassady’ego, którzy wkrótce mieli stać się legendami tych czasów i amerykańskiej literatury. Podczas jednej z rozmów nazwał swoje pokolenie – pokolenie

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Make America Rage Again Make America Rage Again
i
Renaissance Center w Detroit; źródło: Wikimedia Commons
Wiedza i niewiedza

Make America Rage Again

Anna Wyrwik

Ludzie na całym świecie marzą o Ameryce i wyobrażają sobie nie wiadomo co, że jeansy, Nike, whiskey, super samochody, wielkie domy, a wszystko to na bogato jak z „Dynastii” albo reklamy Snickersa. Tylko że american dream już dawno spłynął ściekową kratką wraz z niedopałkami Cameli bez filtra wyrzucanymi na ulice miast. 

Centrum Detroit wygląda jak z obrazka, nowo otwarte restauracje greckie, włoskie, świeżo wykonane, czyste chodniki, ładnie ubrani ludzie stoją w kolejce na mecz Tigersów, a szklane biurowce starają się zasłonić straszące z kilkuset metrów dalej beżowe pustostany, wszystko wygląda jak scenografia, makieta i jest tu dziwnie, bo nie widać sklepów spożywczych, żadnego deli, a jedyny liquor store błyszczy na bogato. Brak butików z ubraniami, jedyną koszulkę, jaką można kupić, to taka z logo drużyny w sklepie klubowym. Jest prawie jak w SimCity.

Czytaj dalej