Kanadyjczyk w Bratysławie Kanadyjczyk w Bratysławie
i
Wnętrze antykwariatu „Next Apache”
Przemyślenia

Kanadyjczyk w Bratysławie

Rozmowa z Benem Pascoe
Łukasz Grzesiczak
Czyta się 11 minut

Słowacy są coraz bardziej dumni z tego, kim są. Należą do Unii Europejskiej, do NATO, są częścią Europy. Trwa też prawdziwa złota era, jeśli chodzi o słowacką kulturę – mówi Ben Pascoe, Kanadyjczyk, który od 20 lat mieszka na Słowacji. W Bratysławie prowadzi kultową kawiarnię i antykwariat Next Apache.

Łukasz Grzesiczak: Mój kolega z liceum przeprowadził się do Kanady, czego zazdrości mu chyba połowa starej klasy. Dlaczego ty jako Kanadyjczyk wybrałeś Bratysławę?

Ben Pascoe: Na Słowacji znalazłem się trochę przez przypadek. Byłem z wykształcenia nauczycielem, ale w prowincji Ontario, gdzie się kształciłem, sytuacja w szkolnictwie była bardzo trudna – mało miejsc pracy, niskie zarobki, co chwila organizowano strajki. Trafiła się okazja, by wyjechać do Pragi uczyć angielskiego i postanowiłem z niej skorzystać. Ale nie wytrzymałem tam długo

Dlaczego? W Polsce niemal wszyscy są w Pradze zakochani.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

To piękne miasto, ale ogromne, przytłaczające wielkością i tempem życia. W dodatku pełne turystów, angielski słyszy się tam na co dzień, chciałem spróbować czegoś innego. Szkoła językowa, w której uczyłem, miała również oddział w Bratysławie i zaproponowała mi, żebym przeniósł się tam na kolejny rok. Zdecydowałem się.

Od razu polubiłem w Bratysławie to, że jest tak mała – praktycznie wszędzie jesteś w stanie dojść pieszo. Mam auto, ale właściwie go nie używam. W pewien sposób prostsze jest też to, że mniej się tu dzieje – w Pradze każdego dnia masz 100 różnych możliwości, a Bratysławie dwie albo trzy. Łatwiej się zdecydować. Początkowo miałem tu spędzić tylko rok, zostałem do dziś.

Świetnie mówisz po słowacku. Nauka była dla ciebie trudna?

Tak, dla mnie to trudny język. Deklinacja, przypadki – koszmar. Dodatkowym problemem jest to, że tutaj wiele osób też rozmawia ze sobą po czesku, a dla mnie to zupełnie inny język, którego nie rozumiem.

Dużo czasu zajęło ci nauczenie się słowackiego?

Będzie już 18 lat, jak się uczę, a dalej mój słowacki nie jest za dobry… Oczywiście jestem już w stanie rozmawiać, dyskutować, ale ciągle robię błędy, używam angielskiej gramatyki, więc lepiej się czuję w towarzystwie ludzi, których znam.

Pochodzisz z kanadyjskiego Waterloo. Czym twoje rodzinne miasto różni od Bratysławy?

Od Bratysławy? Wszystkim. Waterloo to w Kanadzie stosunkowo mały ośrodek, ma około 100 tys. mieszkańców. Bratysława to jednak stolica, miasto pełne życia, do tego z kilkusetletnią historią. A przy tym wciąż jest na tyle niewielkie, że na ulicy masz szansę spotkać premiera albo jakiegoś znanego aktora.

W Waterloo, jak rozumiem, szansa na to była niewielka.

No tak, premier Kanady za często nie bywa w Waterloo.

Pamiętasz, jak wyglądał twój pierwszy dzień w Bratysławie?

Z grupą amerykańskich nauczycieli przyjechaliśmy pociągiem z Pragi i szukaliśmy naszej szkoły. Potem mieli nas zabrać do miejsca zakwaterowania i to strasznie długo trwało, lało jak z cebra, wydawało nam się, że wywożą nas gdzieś na koniec świata.

Pod wieczór wróciliśmy większą grupą do miasta, szukaliśmy restauracji, błądziliśmy, bo nie znaliśmy miasta. Później, już we dwójkę, szukaliśmy jeszcze baru. Znaleźliśmy jakąś spelunkę, w środku pełno wyłysiałych facetów, w głośnikach Britney Spears, to było ciekawe doświadczenie. Powoli jednak nauczyliśmy się tego miasta, następnego dnia nawet udało nam się znaleźć centrum – to był sukces!

Co – jako Kanadyjczyk – wiedziałeś o Europie Środkowej, zanim się tu sprowadziłeś?

Bardzo niewiele. Jako młody chłopak wraz z przyjaciółmi podróżowałem trochę z plecakiem po Europie, ale Zachodniej. Wiedzieliśmy, że były takie kraje jak Polska, Czechosłowacja, że je się tu trochę inne rzeczy niż u nas, do tego ja mam żydowskie korzenie i wiedziałem, że moja rodzina pochodzi gdzieś ze wschodu Europy. Dopiero po przeprowadzce do Pragi zorientowałem się, że ta część Europy też jest bardzo piękna i że ma wspaniałą historię. Trochę mi wstyd, że uświadomiłem to sobie dopiero wtedy.

A, pamiętałem jeszcze, że za moich kanadyjskich czasów Czechosłowacja i Rosja oszukiwały w mistrzostwach w hokeju, wystawiając profesjonalnych zawodników jako nieprofesjonalnych, i bez trudu wygrywali z naszymi amatorami…

Panorama Bratysławy (Wikimedia Commons)

Panorama Bratysławy (Wikimedia Commons)

Chodzisz na Słowacji na hokeja?

Śledzę, co się dzieje, ale bojkotowałem mecze Slovana Bratysława, kiedy występował w KHL [rosyjska odpowiedź na NHL, która skupia drużyny z Rosji, Białorusi, Łotwy, Kazachstanu, Finlandii i Chin. W latach 2012–2019 w tej hokejowej lidze grał najlepszy słowacki klub Slovan Bratysława – ŁG]. KHL to rosyjska propaganda. To miało być wsparcie dla słowackiego hokeja, a tymczasem słowackich graczy grała tam garstka. Słowacki hokej potrzebuje przestrzeni, by się rozwijać. A silna liga sportowa też łączy naród. Kiedy jakiś słowacki artysta wystawia swoje prace w galerii Tate Modern albo śpiewak ze Słowacji występuje w austriackiej operze, nie budzi to wielkich emocji. Ale kiedy Sagan startuje w Tour de France albo Cibulková wygrywa ważny mecz, kibicuje im cały kraj. To łączy ludzi. Moim zdaniem sport jest bardzo ważny i należy do narodowej kultury.

Opowiesz, jak powstał Next Apache? Dziś kultowa bratysławska kawiarnia i antykwariat, przez który przewija się niemal cała elita kulturalna miasta.

Te kilkanaście lat temu, trzy czy cztery lata po mojej przeprowadzce do Bratysławy, razem z przyjacielem zaczęliśmy myśleć o antykwariacie z angielskimi książkami. Bardzo trudno było tu wtedy kupić książki w tym języku.

Ucząc się słowackiego, wykorzystywaliśmy różne techniki, które pomagały nam w zapamiętywaniu – na przykład „na zdravie” [na zdrowie – ŁG], które trudno nam się wymawiało, kojarzyliśmy jako „nice driveway”. Potem wpadliśmy na to, że „nech sa páči” – czyli słowackie „proszę” – brzmi jak „next apache”.Tak powstała nazwa dla lokalu. Ludzie nie od razu chwytają, o co chodzi, dopiero jak zaczną powtarzać tę nazwę na głos, dociera to do nich.

Z tym kolegą później drogi nam się rozeszły. Nie do końca zgadzaliśmy się co do wizji tego miejsca, więc ostatecznie stworzyłem je sam. Miałem szczęście, że akurat kościół ewangelicki, do którego należy ten budynek, pozbywał się części swoich nieruchomości. Dogadałem się z nimi na wynajem i tak znalazłem miejsce.

Myślałem, że będą tu przychodzić głównie obcokrajowcy, ale ponieważ ta ulica, Panenská, jest trochę na uboczu, przychodziło też wielu Słowaków znających miasto. Zagraniczni turyści, cudzoziemcy mieszkający w Bratysławie, Słowacy, w tym także artyści, filmowcy, architekci – od początku spotykali się tu bardzo różni ludzie, i bardzo mnie to cieszyło.

Dla ciebie to jest bardziej kawiarnia czy antykwariat?

Dzięki kawiarni się utrzymujemy, bez tej kawy i piwa byłoby ciężko. A dużo modnych kawiarni ma teraz na ścianach półki z książkami, u nas są po prostu po angielsku. Dla mnie to też wygodne, bo zawsze mam co czytać.

Organizujecie też różne wydarzenia, spotkania autorskie, koncerty. Czy od początku był taki zamysł?

Mieliśmy to szczęście, że kiedy zaczynaliśmy działalność, nie było jeszcze tylu ciekawych miejsc, gdzie można by było organizować takie akcje. Dlatego ludzie kultury i organizatorzy tego typu wydarzeń nas zauważyli i do dziś sporo się u nas dzieje.

Kiedyś zrobiliśmy grill, który spontanicznie przekształcił się w wielkie święto ulicy Panenskiej, przyszło ostatecznie chyba ze 100 osób. Mieliśmy tu nawet przyjęcia weselne. Są ludzie, którzy chcą tu świętować ważne momenty, bo dobrze się tu czują i to jest ich miejsce. Mamy sporo stałych bywalców, których znam tak dobrze, że nie muszę już nawet pytać, co podać.

Mówisz, że lubisz słowacką muzykę i literaturę. Mógłbyś polecić jakichś artystów polskim słuchaczom czy czytelnikom?

Na Słowacji mamy naprawdę świetnych muzyków. Bardzo lubię zespół Modré hory czy Janę Kirschner, która ze swoim partnerem Eddiem Stevensem nagrywa piękne rzeczy. Jest też kapela obecnego burmistrza Bratysławy, Matúša Vallo. Publiczność ją uwielbia. Nazywa się Para, a Vallo gra w niej na basie.

Jeśli chodzi o literaturę, ciągle jeszcze nie za bardzo jestem w stanie czytać po słowacku, czytam głównie angielskie przekłady, ale najlepsza książka, którą dotychczas czytałem, to Rivers of Babylon Petera Pišt’anka. Są też takie autorki jak Daniela Kapitáňová czy świetna Monika Kompaníková – na podstawie jej Piątej łodzi nakręcono nawet film.

Piątą łódź i Rivers of Babylon znamy, te książki wyszły też w polskim przekładzie. Po polsku możemy też przeczytać Danielę Kapitáňovą. Myślisz, że Słowacja mogłaby zainteresować zachodnich czytelników swoją literaturą?

Słowacja to maleńki kraj, a ludzie na Zachodzie często nie za bardzo nawet wiedzą o jej istnieniu – wielu z nich zatrzymało się w czasach Czechosłowacji. Jest trochę słowackich pisarzy wydawanych w Niemczech, jak na przykład Michal Hvorecký [po polsku nakładem katowickiego Fa-artu ukazała się zbiór jego opowiadań w Misji idealnej czystości – ŁG] czy zmarły tragicznie dwa lata temu Peter Krištúfek [jego powieść Dom głuchego wydały u nas Książkowe Klimaty – ŁG]. Ale już na amerykański rynek bardzo trudno się dostać. Można próbować przez Amazon, ale tam z kolei tych książek są tysiące.

Ale myślisz, że gdyby udało im się przebić, książki Hvoreckiego czy Krištúfka okazałyby się ciekawe dla amerykańskiego czy kanadyjskiego odbiorcy?

Oczywiście. Tak samo jak kręcone na Słowacji filmy – bardzo dobra Linia Petera Bebjaka czy MuzykaZakładnik Juraja Nvoty. Rivers of Babylon wyszło nawet po angielsku, ale niestety zginęło w powodzi innych tytułów. Nie przeżywałem lat 90. na Słowacji, nie wiem, jak to wszystko tutaj wtedy wyglądało, podobnie jak w komunizmie. Inni Kanadyjczycy czy Amerykanie też nie, dlatego czytanie o tym wszystkim to dla nas niesamowite doświadczenie.

W Polsce dużo pisze się o korupcji na Słowacji. Czy rzeczywiście jest tak źle?

Oczywiście jest tu korupcja, ale osobiście nie miałem zbyt wielu takich sytuacji, z kawiarnią też nigdy nie było problemów. Ponoć kiedyś kierowcy zawsze musieli mieć przy sobie jakieś dodatkowe pieniądze dla policjantów. Ale dziś już to nie jest normalne, nie ma już takich scen jak w Rivers of Babylon… Korupcja na pewno wciąż jest problemem, ale nie jest to już problem widoczny na co dzień.

A jak wygląda prowadzenie działalności gospodarczej na Słowacji, czy jest to trudne?

Trochę tak, bo rząd niespecjalnie pomaga przedsiębiorcom. Bezrobocie spadło, bo na Słowację weszło wiele dużych zagranicznych firm, ale jeśli zakładasz własny biznes – musisz się liczyć z trudnościami i ogromną biurokracją. I tu jednak sytuacja się poprawia, widzi się coraz więcej małych, lokalnych firm produkujących na przykład żywność, poza tym mamy start-upy, które są znane na całym świecie. Słowacy potrafią być bardzo ambitni i pracowici, nie poddają się mimo przeszkód. A im więcej będzie takich firm, tym bardziej będziemy zauważalni także dla władz.

Jak twoim zdaniem zmieniła się Słowacja przez te kilkanaście lat, które tu spędziłeś?

Zupełnie. Poznaję po to liczbie rzeczy, które biorę ze sobą, wracając z Kanady. Kiedyś przyjeżdżałem obładowany, dziś już praktycznie wszystko jestem w stanie kupić na miejscu, są tu produkty z całego świata.

A jak zmienili się ludzie?

Przede wszystkim wielu z tych, którzy wyjeżdżali z powodu pracy, wróciło. I to jest świetne, bo przynieśli ze sobą nową energię, nowe pomysły. Myślę również, że Słowacy są bardziej dumni z tego, kim są. Należą do Unii Europejskiej, do NATO, są częścią Europy.

Trwa też prawdziwa złota era, jeśli chodzi o kulturę. Odkąd tu mieszkam, nigdy nie powstawało tak wiele dobrych słowackich filmów, tyle dobrej muzyki, książek. I te książki są naprawdę czytane – są pisarze, którzy sprzedają ich po 100 tys. egzemplarzy!

Oczywiście nie wszystko działa, jak należy. Szkolnictwo i służba zdrowia nie funkcjonują do końca sprawnie, ale to także problem innych państw. Słowacja jest więc krajem, w którym dobrze się żyje i z którego ludzie są dumni. Mam oczywiście na myśli mądry patriotyzm, nie nacjonalizm.

Partia nacjonalistyczna na Słowacji to problemem?

Moim zdaniem problem z nacjonalizmem na Słowacji nie jest większy niż w innych krajach. Ekstremiści są wszędzie. Dzięki internetowi mają teraz większe możliwości oddziaływania, a poparcie dla nich deklarują głównie ludzie niezadowoleni z warunków życia i rozgoryczeni. Żadni rasiści. Pewien mój uczeń, popierający jedną z ekstremistycznych partii, był zaskoczony sugestią, że to partia faszystowska. Zupełnie jej tak nie postrzegał, po prostu widział w niej ludzi, którzy mają inne, nowe pomysły.

Trochę się o to spieram ze znajomymi Słowakami, ale wcale nie uważam, by Słowacja była ksenofobicznym krajem. Można powiedzieć, że na przykład w Kanadzie jesteśmy bardziej otwarci, ale Kanada jest państwem zbudowanym na imigrantach. W kraju historycznie doświadczonym inwazją, takim jak Słowacja, zupełnie naturalny wydaje się strach przed obcymi. To zrozumiałe.

Powiedziałbyś już, że tu jest twój dom?

Tak, tu jestem w domu. Nie wyobrażam sobie, że miałbym wrócić do Kanady. Wciąż jeżdżę tam zobaczyć się z rodzicami, i robię to chętnie, ale cieszę się na powrót do domu. To wspaniałe, że jestem tu, gdzie tyle się dzieje, mogę żyć w kraju zmian i to wszystko obserwować.

A miałeś też okazję odwiedzić Polskę?

Tak, byłem w Krakowie, ale bardzo chciałbym jeszcze pojechać. Zamierzam się wybrać całą rodziną, pociągiem, jak dzieci trochę podrosną. Bardzo się na to cieszę! Chciałbym zafundować taką wycieczkę dzieciom, także ze względu na moje żydowskie korzenie, bo to najlepsza możliwa lekcja historii.

Na koniec poproszę, byś zamienił się trochę w przewodnika. Polacy coraz częściej tutaj przyjeżdżają. Jakie miejsca w Bratysławie poleciłbyś odwiedzić?

Zamek w Bratysławie – przede wszystkim dla samego widoku ze wzgórza zamkowego, który jest niesamowity. Przy drodze można zobaczyć także najpiękniejsze budynki w całym mieście, warto się zagubić wśród tych uliczek.

W samym centrum miasta jest sporo ciekawych miejsc z pysznym jedzeniem. Jedno z moich ulubionych to winiarnia Pinot u Bruna. Wielbicielom chińskiej kuchni bardzo poleciłbym Jasmin pod zamkiem, z pięknym widokiem na Katedrę św. Marcina. Poza tym jest też Bratislavský Meštiansky Pivovar, gdzie podają wyrabiane własnoręcznie piwo, w centrum mają dwie ogromne restauracje z dużymi tarasami.

Miłośnikom zieleni poleciłbym Kolibę, gdzie znajduje się też sporo miłych restauracji i kawiarni. Poza tym mamy też świetne galerie – oczywiście Słowacka Galeria Narodowa (Slovenská národná galéria), a z mniejszych na przykład Nedbalka.

Bratysława ma też tę zaletę, że można tu wsiąść do pociągu i w 45 minut być w Wiedniu. Blisko Bratysławy znajdują się też piękne miasteczka jak Piešťany czy Modra. Naprawdę nieźle mi się tutaj żyje.

 

Czytaj również:

Samotny biegacz – rozmowa z Ivanem Štrpką Samotny biegacz – rozmowa z Ivanem Štrpką
Doznania

Samotny biegacz – rozmowa z Ivanem Štrpką

Anna Maślanka, Łukasz Grzesiczak

Największe wyzwanie dzisiejszego świata to kryzys wrażliwości. A w tej akurat sprawie poezja może sporo zdziałać – mówi Ivan Štrpka, ceniony słowacki poeta i twórca legendarnej grupy Samotni Biegacze. Rozmawiali Anna Maślanka i Łukasz Grzesiczak

Anna Maślanka, Łukasz Grzesiczak: Czy Słowacy chętnie czytają poezję?

Czytaj dalej