
W Stanach Zjednoczonych i całym świecie anglojęzycznym od kilku dekad trwa wielki „powrót do natury”, przejawiający się wzmożonym zainteresowaniem poetów, pisarzy i artystów kwestiami poza-ludzkiej przyrody. W obrębie humanistyki akademickiej powstała nowa dyscyplina: ekokrytyka, czyli taki sposób interpretowania tekstów, który na pierwszy plan wysuwa problem relacji między ludźmi a ich środowiskiem naturalnym. Co ciekawe, ten artystyczny i filozoficzny zwrot ku przyrodzie nastąpił dokładnie wtedy, kiedy ekolodzy zaczęli mówić o „końcu natury”. Właśnie taki tytuł, The End of Nature, nosiła pierwsza zaadresowana do szerokiej publiczności książka o antropogenicznych zmianach klimatu (opublikował ją w 1989 roku Bill McKibben, dziennikarz, działacz ekologiczny i założyciel organizacji 350.org, której misją jest walka o ograniczenie emisji gazów cieplarnianych do atmosfery).
Zwrot ekologiczny w humanistyce był i jest czymś bardzo ważnym, trzeba jednak odnotować, że miał i nadal ma swoje słabe punkty. Jedną z takich słabości jest przeoczenie faktu, że ludzkie relacje z przyrodą mogą układać się bardzo różnie w zależności od przynależności klasowej czy etnicznej. Nie wszyscy ludzie w równym stopniu odpowiadają za wyniszczenie środowiska naturalnego (biedniejsi, z uwagi na niższy poziom konsumpcji, przeważnie mniej przyczyniają się do kryzysu ekologicznego, chociaż to właśnie oni ponoszą jego najbardziej dotkliwe konsekwencje). Nie wszyscy mają równie sentymentalny stosunek do przyrody. Przykładowo, chłop pańszczyźniany prawdopodobnie inaczej odbierał widok złotych łanów dojrzałego żyta niż ktoś, kto żył z jego pracy. Harująca na plantacji i traktowana jak żywy inwentarz niewolnica miała inną relację z pejzażem południa niż wymuskana „southern belle”. Komuś, kto nosi w sobie afroamerykańską historię drzewo będzie się kojarzyło nie tylko z ogrodem Edenu, ale też ze sceną linczu.
Z tego powodu pisarze i poeci afroamerykańscy pozostają sceptyczni wobec zwrotu ekologicznego, zwłaszcza w jego sentymentalnych odsłonach. Tym ciekawsza wydaje się twórczość autorów łączących zaangażowanie ekologiczne z namysłem nad kwestią rasy, jak czyni to Camille T. Dungy. Dungy jest autorką nagradzanych książek poetyckich, a ponadto redaktorką obszernej antologii prezentującej cztery wieki afroamerykańskiej poezji o przyrodzie: Black Nature. Four Centuries of African American Nature Poetry (The University of Georgia Press, 2009).
Najnowszy tomik Dungy nosi tytuł: Trophic Cascade, czyli „Kaskada troficzna”. Wyrażenie to określa zmianę struktury piramidy ekologicznej, do której dochodzi na skutek zwiększenia się lub zmniejszenia liczebności organizmów na jednym z jej poziomów. Zmiana taka oddziałuje na wszystkich poziomach piramidy (jak podaje Wikipedia, „nagła nieobecność drapieżnika, np. myszołowa, dotychczas dominującego piramidę, powoduje bezpośrednio zwiększenie populacji roślinożernych ofiar (…) i pośrednio zmniejszenie stanów roślin”).
Kaskada opisana w tytułowym wierszu tomiku zaszła w wyniku reintrodukcji wilka szarego w parku Yellowstone. Zgodnie z przewidywaniami wilki ograniczyły populację jeleni, na skutek czego bujniej rozrosły się drzewa. Doprowadziło to do zwiększenia się liczebności ptaków, które z kolei pomogły rozwinąć się roślinności poszycia (przenosząc nasiona w odchodach). W gęstym poszyciu rozpleniły się zające. Wróciły też łasice i rzęsorki, a za nimi – duże ptaki drapieżne (sokoły, jastrzębie, orły bieliki). Wiersz dokładnie śledzi ogniwa w łańcuchu zmian, który doprowadził ostatecznie do przeobrażenia koryta rzeki. Płynąc po linii prostej miała skłonność do wylewania. Nowe, bujniejsze, bardziej bioróżnorodne środowisko zmusiło ją do meandrowania, dzięki czemu skończyły się powodzie. „Don’t tell me this is not the same story as my story” (“Nie mówcie mi, że ta opowieść nie jest opowieścią o mnie”) – konkluduje poetka. Elementy środowiska naturalnego są ze sobą powiązane i przenikają się na tyle twórczych sposobów, że trudno to wyrazić inaczej, niż w wierszu. Błędem byłoby założenie, że człowiek znajduje się na zewnątrz tej sieci powiązań, że jest od niej niezależny. Obfite życie, nowy pejzaż zrodzony dzięki obecności jednego głodnego zwierzęcia staje się dla Dungy także metaforą jej własnego przeżycia – macierzyństwa.
Doświadczenie macierzyństwa wobec groźby rasizmu i katastrofy ekologicznej to najważniejszy temat tomiku Trophic Cascade. Czułe, namiętne, uważne, czasem bardzo osobiste wiersze Dungy opisują wczesne macierzyństwo zupełnie niesentymentalnie. Rodzicielstwo to troska, ale też walka o przetrwanie. Poetka wpisuje swoje doświadczenia w szerszy kontekst polityczno-historyczny, ale los ludzi zawsze splata się z losem innych istot: rudaczka północnego (budującego gniazda z mchu, pajęczyn i porostów) czy eukaliptusa (który skolonizował wybrzeże Kaliforni wypierając inne gatunki drzew). W wierszu „Notes on what is always with us” („Zapiski o tym, co zawsze jest z nami”) matka fantazjuje o świecie wolnym od drapieżników (na przykład dorosłe pingwiny nie mają wrogów naturalnych na lądzie). Jednak taka fantazja, podobnie jak stan bezpieczeństwa, nie może trwać długo. Życia nie da się oddzielić od śmierci, a radości – od smutku. Wiersz wyraża to za pomocą nawracającego refrenu: “I was trying to write about beauty, but grief won’t stay away” (“Próbowałam pisać o pięknie, ale przyplątał się smutek”). I tak to jest.