Każdy, kto wybiera się do Cieszyna nie tylko na piwo, powinien zarezerwować sobie czas w maju i odwiedzić Kino na Granicy. Ten znakomicie skomponowany polsko-czeski festiwal jest rezultatem 21 lat pracy, tysięcy pokazów i atrakcji pozafilmowych. Kino na Granicy czerpie siłę i popularność z wpisanej w to wydarzenie rozmowy dwóch kultur, dwóch bliskich sobie narodów. W końcu wizytówką festiwalu pod batutą Jolanty Dygoś jest budowanie kina „bez granic”.
Mimo że różnie między nami i sąsiadami bywało, dziś łączy nas przecież coraz więcej, a stanie na swoich pozycjach: „tu my, tam oni”, zastąpiło przenikanie się wzorców polskich i czeskich. Nie ma lepszego miejsca, by tego dowieść. W końcu Cieszyn i Czeski Cieszyn to jedno miasto. Po obu stronach Olzy pije się to samo spienione piwko z lokalnego browaru, zajada smażonym serem w barach mlecznych. Polacy w sklepach przyjmują korony, Czesi złotówki. My chodzimy na filmy po czesku, oni na te po polsku. Jeżeli pogoda dopisze, na widzów czekają projekcje transgraniczne – ekran jest po polskiej stronie, publiczność po czeskiej. Zaczynamy dzień w kawiarni Kornel i Przyjaciele, kończymy w legendarnej hospodzie Orlice. Polacy stają się Czechami, a Czesi Polakami.
21. edycja przeglądu filmowego Kino na Granicy, zdjęcie: Wojciech Wandzel
Historia, przeszłość, ślady
Kino na granicy to dowód naprawdę dużego postępu – jeszcze kilkanaście lat temu zdarzało się, że celnicy bez wahania grzebali w plecakach festiwalowiczów, a artyści, którzy zapomnieli z domu paszportu, byli przewożeni w bagażnikach. Ktoś mi powiedział, że były