Faaborg mieści się na południowym brzegu Fionii, drugiej co do wielkości wyspie Danii. Jest małym rybackim miastem, w którym mieszka niewiele ponad 7000 osób. Mieści się w nim port, kilka restauracji, rynek i sklepy otwarte od 11 do 17. Spotkanie kogokolwiek na ulicy graniczy z cudem. Mało kto w naszym kraju wie, że oprócz tego Faaborg posiada muzeum, i to nie byle jakie. Na polskiej Wikipedii wzmianka (nie nazwałbym tego artykułem) o mieście jest – dosłownie – dwuzdaniowa. O muzeum sztuki – cisza. A szkoda, bo jest co oglądać, i o czym pisać.
Traf chciał, że właśnie w tym mieście, pod koniec lat 80. XIX wieku, powstała kolonia artystyczna. Jej twórcami byli Fritz Syberg, Peter Hansen oraz jego siostra Anna. Pierwsza dwójka studiowała na progresywnej i anty-establishmentowej szkole Krystiana Zhartmann’a w Kopenhadze. Po zakończeniu studiów, Hansen i Syberg wrócili do swojego rodzinnego miasta, by poświecić się życiu i sztuce, które chcieli wieść i tworzyć, czyli życiu bliskiemu naturze i sztuce skupionej wokół wiejskich motywów. Ochrzczono ich pejoratywnie „Bondemalerne”, czyli malarzami chłopskimi. Głównymi tematami ich obrazów były pola, lasy, rolnicze życie i chłopskie postaci. Do grupy fionskich malarzy niedługo później dołączył najsłynniejszy obecnie artysta tej grupy, Johannes Larsen. Był on malarzem zainteresowanym fauną duńskich wysp, a zwłaszcza zwyczajami lokalnych ptaków, które pozostały do końca jego życia, głównym tematem jego obrazów. Szczególnie kaczki.
22 lutego 1910 roku wszyscy oni gościli w Kopenhadze na przyjęciu u Mads’a Rasmussena, biznesmena i filantropa, który zbił fortunę na produkcji konserw produkowanych właśnie w Faaborg. Jego żona Kristin zaproponowała w trakcie przyjęcia, aby założyć w tym małym rybackim miasteczku muzeum, które byłoby zarządzane przez fionskich malarzy. Nie chodziło o to by pełnili tylko funkcję kuratorów, ale tworzyli też radę nadzorczą i sami decydowali o zakupie dzieł sztuki. Rasmussen, zachwycony pomysłem, obiecał za wszystko zapłacić. Na dodatek oddał swoje letnie mieszkanie, na Konservsgarden w Faaborg, do dyspozycji muzeum. Dwa lata później, kolekcja tak się powiększyła, że trzeba na gwałt poszukiwano nowego, większego miejsca. Raasmussen zakupił więc działkę obok ówczesnego muzeum, zaś artyści postanowili poprosić Carla Petersena, by zaprojektował nowy budynek dla jedynej w swoim rodzaju instytucji.
Wybór był o tyle nieoczywisty, że Petersen, który studiował architekturę w Kopenhadze, do czasu wybudowania muzeum zaprojektował tylko kilka małych obiektów i to zazwyczaj w parze z kimś innym. Był bardziej znany jako ceramik i dyrektor artystyczny znanej firmy Bing & Grøndahl, która w latach pięćdziesiątych XX wieku została uznana za państwowego twórcę zastaw stołowych, gdy okazało się, że ponad 1/10 gospodarstw w Danii dysponuje właśnie ich wyrobami ceramicznymi. Jego kandydaturę zaproponował Peter Hansen (architekci znali się osobiście) i przekonał resztę grupy, że to będzie najlepszy wybór, nie tylko ze względu na jego zdolności techniczne, ale posiadaną wrażliwość artysty i zdolność działania na pograniczu wielu dziedzin.
Początki były trudne, szybko okazało się, że Hansen miał dobrą intuicję. Petersen tak bardzo zapalił się do pracy, że chciał wykonać wszystko jak najlepiej, do tego stopnia, że oskarżono go o zbytnią opieszałość. Ale warto było czekać. Muzeum to mały, piękny klejnot. Zachwyca pozorną niekonsekwencją i, mimo skromnych rozmiarów, rozmachem. Budynek usytuowano na wąskiej działce o lekko nierównym terenie. Jego parterowa, okryta białym tynkiem elewacja jest bardzo klasyczna. Na osi dwie doryckie kolumny z czerwonego piaskowca flankują główne wejście do muzeum, które zwieńczone jest łukiem pełnym, nad nim zaś znajduje się już tylko kopertowy dach przykryty granatową dachówką.
Jeżeli fasada jest powściągliwa, to po wejściu do budynku mamy wrażenie, że znajdujemy się w zupełnie innym miejscu. Zachowana zostaje klasyczna stylistyka, ale ściany w każdej kolejnej sali pomalowano na różne, wskroś żywe, kolory. Podłużny plan amfiladowy, pozwala zobaczyć, jak rozpościera się niebywała rewia barw. Przez muzeum prowadzi jedna ścieżka, ale z powodu opadającego terenu przejście z jednego pokoju do drugiego odbywa się zawsze za pomocą jednego lub dwóch schodków. Wita nas groszkowo zielony przedsionek, druga sala jest krwisto czerwona, zaś trzecie pomieszczenie, które przykryto kopułą kasetonową, pomalowane zostało na chabrowy niebieski. To właśnie w tej sali znajduje się rzeźba Rasmussena, głównego fundatora budynku i kolekcji muzeum. Reszta pomieszczeń prezentuje się jeszcze w jasnej czerwieni, żółci i ciemnych, spranych fioletach. Paradoksalnie, mimo tak wyraźnej obecności, kolor nie stanowi konkurencji dla wyeksponowanego w muzeum malarstwa. Jednak największa radość czeka na nas na samym końcu. To właśnie tam znajduje się pomieszczenie, które służyło za salon i archiwum muzeum. Do wykonania tego pomieszczenia Petersen zaprosił Johanessa Larsena i Kare Klinta. Pierwszy umieścił na złoto niebieskim tle wspaniałe malowidła ponad 48 gatunków występujących w Danii ptaków. Drugi zaś zaprojektował meble, których elegancka i powściągliwa linia już wtedy musiała być jedną z zapowiedzi fenomenu, jakim stał się duński dizajn w całym XX wieku.
Małe w swoich gabarytach archiwum jest pomieszczeniem równocześnie emanującym wygodą, co onieśmielającym bogactwem. Jak w soczewce skupia w sobie całą filozofię instytucji muzeum. A jest to filozofia, która stara się oddać hołd naturze, inspirując się jej niebanalną prostotą, niezmienną harmonią i żywotnością jej najdzikszych kolorów. Muzeum w Faaborg, to dzieło idealne, które powstało dzięki współpracy oświeconego mecenatu z wyjątkowym architektem, przekonanymi artystami i zdolnymi rzemieślnikami. A nad wszystkim sprawowała piecza natura. I może dzięki temu, mimo swoich stu lat, muzeum nadal zachwyca.