Na zły humor, na nudę, na wypalenie letnim słońcem… proponujemy odpoczynek w cieniu książek z „Przekrojowej” apteczki.
Siedemnaście miłych pań
Patricia Highsmith
tłumaczenie: Krzysztof Obłucki
Pewna kokietka otruła naprzykrzającego się jej adoratora arszenikiem podanym w gorącej czekoladzie. Ten przeżył i uznał to za uroczy dowód jej strachu przed utratą dziewictwa. Niewierna żona postanowiła zaś zabić przeszkadzającego jej w romansach męża dobrym jedzeniem – od serca smarowała mu kanapki masłem, podawała tłuste mleko, do gotowania używała gęsiego smalcu. Mąż łakomczuch nie pożył długo, przy pierwszym wysiłku umarł na zawał. Zbrodnia doskonała!
Bywa, że na wakacjach z mężem wolny czas sprzyja powracaniu problemów małżeńskich. Warto wtedy sięgnąć po zbiór opowiadań Patricii Highsmith Siedemnaście miłych pań. To krótkie historie kobiet, które wbrew tytułowi nie są wcale takie przyjemne. Przesadzają z wiarą, miłością i samodzielnością. Oszustki, puszczalskie, świętoszki, damulki, perfekcjonistki i artystki. Zbiór Highsmith obejmuje wszelkie odmiany i stereotypy kobiecości. Mężczyźni w tych opowiadaniach często kończą w psychiatryku albo w trumnie. A kobiety swoim bezkompromisowym nastawieniem nierzadko same się unieszczęśliwiają.
Autorka, znana z powieści Utalentowany Pan Ripley, wystawia czytelnika na próbę. Przerysowaną rzeczywistość ukazuje w realistyczny sposób. Każe nam się rozprawić ze stereotypowym myśleniem o kobietach. Gdy mierzymy się z ekscentrycznymi, a niekiedy makabrycznymi opowieściami, z większym dystansem spoglądamy na małżeńskie niesnaski. Po zdziwieniu, obrzydzeniu i salwach śmiechu uświadamiamy sobie, że uratować nas mogą tylko równowaga, spokój i współpraca. To chyba dobry punkt wyjścia dla rodzinnych wakacji z partnerem. Polecamy do czytania w upale – uderza wtedy do głowy niczym witaminowy koktajl. Na zdrowie!
Jak podróżować z łososiem
Umberto Eco
łumaczenie: Krzysztof Żaboklicki
Z narzekaniem, nawet na nieznośny upał, jest pewien problem. Wszyscy lubimy sobie czasem pozrzędzić. Na zimno, deszcz czy właśnie na dotkliwy skwar. Mało jednak rzeczy irytuje tak bardzo, jak ktoś inny skarżący się w naszym towarzystwie. Jest pewien wyjątek – sytuacja, w której ktoś z narzekania czyni sztukę. Bo tym w gruncie rzeczy jest właśnie Jak podróżować z łososiem – zbiór felietonów Umberto Eco, który jawi nam się w nich jako najbardziej uroczy zrzęda w dziejach ludzkości.
Napisane w formie krótkich poradników teksty, publikowane przez 40 lat w mediolańskim tygodniku „l’Espresso”, to w ogromnej większości utyskiwanie na rzeczywistość – kiepskie jedzenie w środkach transportu (Jak jeść w samolocie), głupotę hollywoodzkich filmów (Jak grać Indianina) czy stan współczesnych mediów (Jak nie zapomnieć o pedofilach).
Tytułowa opowieść o podróży z kupionym okazyjnie ogromnym wędzonym łososiem, wiezionym ze Sztokholmu do Londynu, jest jak elegia za światem małych hoteli, gdzie nie było wszechmocnych systemów komputerowych, ale dyskretnie obecna, sympatyczna i wyrozumiała obsługa. Eco nie jest jednak przeciwnikiem nowoczesności, wprost przeciwnie – dobrze ją rozumie i ze stoickim spokojem akceptuje. Po prostu uroczo i orzeźwiająco (co latem się ceni) składa zdania odrębne. Dobra lekcja dla nas Polaków, którzy narzekać uwielbiamy, ale rzadko umiemy zrobić z tego literaturę lub sztukę. Po dokuczliwie upalnym lecie przyjdzie przecież przerażająco mroźna zima.
Tu byłem. Tony Halik
Mirosław Wlekły
Był marzycielem zachłannym na podróże w nieznane. A kiedy zjeździł cały świat, postanowił polecieć w kosmos. Od dziecka chciał żyć inaczej niż wszyscy. Barwniej, mocniej, niebezpieczniej. Już w szkole planował kierunki przyszłych wojaży. Wierzył, że sobie poradzi, że zawsze mu się uda. Jego fascynujące życie zainspirowało reportera Mirosława Wlekłego, by szlakiem Tony’ego Halika zwiedzić świat i napisać reporterską biografię podróżnika. Władze Meksyku uważają, że Halik był większym odkrywcą ich kraju niż Kolumb, Cortés i Humboldt razem wzięci.
Badania amerykańskich naukowców przeprowadzane za pomocą rezonansu magnetycznego dowiodły, że gdy czytamy, nasz mózg pracuje w podobny sposób, jakbyśmy przeżywali opisane wydarzenia w rzeczywistości. Lektura może być więc naszą pierwszą daleką podróżą. Barwny, nieokrzesany Halik potrafi mocno zainspirować, istnieje więc ryzyko, że przyszłoroczne wakacje postanowimy spędzić w amazońskiej dżungli. Halik zwiedzał świat, gdy w Polsce panował głęboki PRL – jego historia nadaje nowe znaczenie słowom „niemożliwe”, „nierealne”, „trudne”.
Słynnemu podróżnikowi jednak nie dość było przeżyć – wzbogacał fikcją i koloryzował swoje reportaże. Przyjaciele twierdzą, że autentyczność była dla niego sprawą drugorzędną. Zdarzało mu się relacjonować podróże z miejsc, w których nie był, wydłużać w opowieści swoje trasy i dodawać niebezpieczne przygody. Jeśli więc szukanie szmaragdów w Ameryce Południowej, odkrywanie stolicy Inków, przejażdżka samochodem z Ziemi Ognistej na Alaskę czy rejs żaglowcem dookoła świata to zbyt duża ekstrawagancja – zawsze można ubarwić mazurskie wakacje pod namiotem. Tak jak Halik!
Ocean morze
Alessandro Baricco
tłumaczenie: Halina Kralowa
Jak namalować morze? A jak opisać? Z pozoru wydaje się to umiarkowanie skomplikowane. Widzieliśmy w muzeach dziesiątki pejzaży marynistycznych, czytaliśmy powieści Conrada i Melville’a. Alessandro Baricco zdaje się nas jednak przekonywać, że to wszystko zaledwie namiastka. By morze opowiedzieć, trzeba wielu płaszczyzn. Ocean morze to nie tylko powieść o mieszkańcach przedziwnego, wyrastającego jakby ze snu, nadbrzeżnego hotelu „Almayer”. Każdy z nich ma z morzem jakieś porachunki. Malarz Plasson chce stworzyć jego idealny portret, profesor Bartleboom – dokładnie wymierzyć granice lądu, młoda i chorowita Elisewin – wdychać lecznicze powietrze, a eksmarynarz Adams – na nowo zmierzyć się z przeżytą przed laty morską katastrofą. Tylko jak ogarnąć morze, skoro w każdej następnej chwili jest ono już inne?
Wydana w 1993 r. powieść Baricco to także eksperyment formalny, narracja Oceanu morze zmienia się nieustannie, nawet układ tekstu (który czasem przeistacza się w poemat, strumień świadomości czy szkatułki z kolejnymi historiami) zdaje się przypominać przypływy i odpływy. Autorowi się udało. Wciąga nas swoją opowieścią i woła – jak morze.
Dla tych więc, którzy je kochają, książka będzie ucztą dla zmysłów. Natomiast tym, których choroba morska zatrzymuje na brzegu – dziwna, a jednocześnie ujmująco piękna i kojąca historia umożliwi spędzenie czasu na fali, bez mdłości.