Książki, obrazy i robot Książki, obrazy i robot
Przemyślenia

Książki, obrazy i robot

Łukasz Chmielewski
Czyta się 7 minut

Ciekawe formalnie zabiegi nie muszą oznaczać dobrego kryminału, ale ożywcza zabawa gatunkiem może być satysfakcjonującą alternatywą dla utartych szlaków.

Komiksy kryminalne pokazują, że ten skonwencjonalizowany gatunek literacki może być cały czas bardzo różnorodny i twórczy dzięki zabawie, łamaniu zasad i szeroko rozumianej trawestacji klasyki. Efektownie formalnie wolty nie sprawiają, że kryminał będzie ex definitione dobry. Lepsza jednak ambitna porażka niż kolejny gatunkowo zunifikowany produkt. Ciekawe rozwiązania formalne mogą być też wartością samą w sobie, która dodatkowo daje szansę na reinterpretację kryminału zarówno w kontekście klasycznych dzieł, jak i gatunku per se. Z kolei komiks jako medium, które dzięki warstwie graficznej jest i literackie, i właśnie wizualne, wymusza nieco bardziej filmowe poprowadzenie akcji i pozwala kompletnie inaczej rozkładać akcenty i dominanty fabularne niż w powieściowym pierwowzorze czy generalnie w literaturze kryminalnej. Taką alternatywą są właśnie Trasa promocyjna z surrealistyczną woltą, trawestacja o smaku trybutu w Klubie Detektywów i wizualizacja instant w Czarnych nenufarach.

Wyspa pisarzy

W 1930 r. brytyjscy pisarze kryminałów założyli Klub Detektywów. Należeli do niego najwięksi tamtych czasów: Agatha Christie, Dorothy L. Sayers, Ronald Knox czy G.K. Chesterton. Oprócz podtrzymywania relacji towarzyskich (raz w tygodniu spotykano się na obiedzie) klub stawiał sobie także cele literackie: pisarze mieli się wspierać przy pracy i przestrzegać „złotych reguł” powieści kryminalnej, które spisał Knox. Jego kodeks zakazywał m.in. wprowadzania wątków nadnaturalnych i obligował do opierania się na rzetelnej dedukcji, wykluczone było pozostawianie rozwiązania zagadki przypadkowi czy kobiecej intuicji. Członkowie oczywiście łamali te zasady w swojej twórczości (wylatując za to czasem z klubu).

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Łamie je też Jean Harambat w komiksie zatytułowanym Klub Detektywów. Christie, Chesterton i kilkoro innych pisarzy dostają zaproszenie, które przynosi mechaniczny ptak. Mają stawić się na wyspie filantropa, żeby poznać przyszłość literatury kryminalnej. Ekscentryczny gospodarz przedstawia im robota, który potrafi rozwiązać każdą zagadkę. To on ma być forpocztą zmian, a literaci – jak ci zaproszeni – wspomnieniem z przeszłości. Nocą jednak nieoczekiwanie ginie filantrop, a robot wskazuje siebie jako mordercę. Odcięci od świata autorzy i autorki postanawiają rozwiązać zagadkę śmierci gospodarza.

Fabuła Harambata jest zabawą na wielu poziomach. To także hołd dla klasyki i jej autorów. Mniej ważna staje się sama zagadka, istotny jest sposób budowania świata, w którym z futurystycznym wynalazkiem koegzystują prawdziwi, nieco jeszcze wiktoriańscy pisarze, ich dorobek literacki i elementy biografii. Równie ważkie co spór o literaturę są rozważania o automatyzacji życia. Każdy z bohaterów komiksu Harambata stara się rozwiązać zagadkę śmierci na wyspie w sposób charakterystyczny dla swojej twórczości. W tym wymiarze Klub Detektywów jest bardzo udanym przedsięwzięciem. To pełna aluzji zabawa formą i literaturą, która została rewelacyjnie zrealizowana w formie komiksu. Natomiast jako kryminał album przynosi rozczarowanie i przebiegiem śledztwa, i trywialnym finałem. Zupełnie jak wiele klasycznych kryminałów czytanych po latach.

Krew na płótnie

Claude Monet zobaczył z okna pociągu miejscowość Giverny, która urzekła go na tyle, że postanowił się do niej przeprowadzić. W 1890 r. kupił tam dom i stworzył wokół niego ogród, który zamierzał malować. To w Giverny powstał cykl około 250 obrazów przedstawiających lilie wodne, jedne z najbardziej rozpoznawalnych dzieł Moneta, podobnie jak Katedra w Rouen czy Impresja, wschód słońca. Od lat 80. XX w. odrestaurowany dom artysty i przyroda ściągają do Giverny turystów. Właśnie w tym mieście osadził akcję swojego kryminału Michel Bussi. Jego Czarne nenufary świetnie się sprzedawały, miały bardzo dobre recenzje i doczekały się komiksowej adaptacji pod tym samym tytułem (scenariusz napisał Fred Duval, za rysunki odpowiada Didier Cassegrain). Powieść ma kilka głównych bohaterek: staruszkę, nauczycielkę i utalentowaną plastycznie dziewczynkę. Każda z nich jest kluczowa dla rozwoju akcji. Pojawia się też policjant, który próbuje rozwikłać zabójstwo miejscowego konesera sztuki, a swoją żonę zdradzał nie tylko z obrazami. Fabuła roi się od postaci, które nie stanowią tła, ale są istotnymi trybikami w jej rozwoju. Do tej plątaniny zależności i relacji międzyludzkich oraz sąsiedzkich Bussi dorzuca trochę historii sztuki i fikcyjny obraz – Czarne nenufary to rzekomo ostatni obraz Moneta. Artysta unikał czerni jako koloru, ale w godzinie śmierci miał sięgnąć po tę barwę.

Powieść liczy ponad 400 stron, komiks przekracza nieco 140. Tak drastyczna zmiana objętości musiała odbić się na sposobie poprowadzenia intrygi i czytelności świata przedstawionego. W komiksie bardzo dużo się dzieje, narracja potrafi skakać pomiędzy scenami, które bywają deklaratywne. Efektem jest chaos, w którym czytelnik nie tyle gubi uwagę, ile niespecjalnie chce ją utrzymać. Komiksowa adaptacja ma jednak mocne strony. Są nią impresjonistyczne kolory, które rozmyciem poszczególnych barw kontrastują z wyraźną realistyczną kreską, nadając tym fabule nieco ulotnego i nierealnego charakteru. Interesującym zabiegiem jest konsekwentne budowanie postaci śledczego, by w finale ją rozbić w pył. Intrygująco wypadają relatywizm moralny i pokazanie miłości jako siły destruktywnej, wręcz bliskiej emanacji zła. Najciekawiej prezentuje się jednak prosty zabieg przedstawienia Giverny jako połączenia piekła i nieba. To tu ciągną turyści i artyści, by podziwiać miasteczko Moneta i malować pejzaże, które i on uwiecznił. Dla mieszkańców jest pułapką, nie potrafią wyrwać się z mieściny, w której nic nie można zmienić, bo funkcjonuje dla obcych. Są zaklęci w Giverny jak na obrazie, na którym zdążył już wyschnąć werniks.

Śmierć bibliotekarki

Pisarz zaczyna cykl spotkań autorskich promujących jego książkę. Od początku nic się jednak nie układa. Nikt nie przychodzi na spotkania, nikt nie kupuje książki, nawet hotele są podłe. Ginie za to bibliotekarka, a ostatnią osobą, która ją widziała jest właśnie pisarz… Trasa promocyjna autorstwa Andiego Watsona zaczyna się jak gorzka satyra egzystencji współczesnego inteligenta i branży literackiej, kończy zaś jak tragikomedia pomyłek z pierwszych stron brukowca o dużym zasięgu w mediach społecznościowych.

To mieszanie gatunków – dramatu obyczajowego z surrealistycznym kryminałem – nie wychodzi fabule na dobre. Najbardziej kuleje samo przejście z jednego porządku do drugiego, zwłaszcza przemiana głównego bohatera, który poddaje się biegowi wypadków, nie jest wiarygodna, choć on sam wcześniej nigdy nie grzeszył sprawczością. Z dramatu inteligenta, któremu może brakuje talentu, a może jedynie siły przebicia, którego dzieła może są zbyt ambitne, a może jedynie źle promowane, opowieść staje się purnonsensową przypowieścią o zmaganiach jednostki z systemem rozumianym zarówno jako działania aparatu państwa, jak i funkcjonowanie opinii publicznej. Oczywiście można to traktować jako metakomentarz do sytuacji literata, na którego nikt nie czeka na spotkaniach autorskich, którego dzieła się nie sprzedają. To jednak zbędny zabieg, bo fabuła nie potrzebuje takiego tautologicznego podkreślenia. To, co spotyka pisarza podczas promocji książki, jest wystarczająco niedorzeczne i groteskowe. Słabo wypada też poprowadzenie wątku kryminalnego, który początkowo dużo obiecuje, ale zostaje niewykorzystany, wręcz porzucony. Dlatego formalny zabieg, jakim jest nagła zmiana gatunku, wydaje się w dużej mierze zasłoną dymną mającą ukryć brak pomysłu na satysfakcjonujący finał.

Atutem opowieści jest za to możliwość dobudowywania własnych znaczeń i szukania własnych rozwiązań, w zależności od osobistego doświadczenia. Watson świetnie czuje język komiksu i potrafi wręcz mistrzowsko operować niedomówieniem, niuansem i sugestywną insynuacją. I wystarczy mu do tego tylko jeden rysunek. Czasem nawet bez wpisanych w niego słów.


Klub Detektywów
Jean Harambat
Marginesy, 2020

Czarne nenufary
scen. Michel Bussi, Fred Duval, rys. Didier Cassegrain
Marginesy, 2020

Trasa promocyjna
Andi Watson
Marginesy, 2020

Czytaj również:

5 komiksów na kwarantannę 5 komiksów na kwarantannę
i
"Niebieskie pigułki", Frederik Peeters, Timof Comics, 2016
Doznania

5 komiksów na kwarantannę

Łukasz Chmielewski

Jest ci źle, bo nie możesz spotkać się ze znajomymi na wino? Dzieci wyją cały czas? I te maski są przecież takie denerwujące!

Może być jednak znacznie gorzej, nawet bez pandemii COVID-19. Udowodnię to komiksami, które można policzyć na palcach jednej ręki. Przy okazji powstanie minikanon najlepszych komiksów, które bezwzględnie wypada znać, żeby wypowiadać się o współczesnej kulturze.

Czytaj dalej