
Jeśli w drugiej dekadzie XXI w. nazwisko Helmuta Newtona wciąż wypowiada się jednym tchem ze słowem „kontrowersja”, to znaczy, że założenia jego wizji są dalej aktualne. Kobiety, które fotografował, czują się świetnie we własnej skórze i to do dziś wkurza wszystkich, którzy zbyt kurczowo trzymają się swoich poglądów na temat tego, jak powinno się żyć, kogo kochać i jak traktować własne ciało. Gdyby tylko wszyscy ci społecznicy mieli do siebie tyle zdrowego dystansu, co bohaterki zdjęć Newtona – jego sztuka przestałaby być tak popularna. Ale czy jednocześnie przestałaby być ikoniczna?
Z okazji retrospektywnej wystawy Helmuta Newtona w CSW Znaki Czasu w Toruniu, Ania Diduch i Wojtek Wieteska rozmawiają z dr. Matthiasem Harderem, dyrektorem Fundacji Helmuta Newtona w Berlinie oraz Markiem Żydowiczem – twórcą Festiwalu Camerimage i współkuratorem toruńskiego pokazu.
Krokodyl prawdę ci powie
Ania Diduch: Przeczytałam gdzieś, że do fotografii przedstawiającej baletnicę w paszczy krokodyla pozowała sama Pina Bausch. Czy to prawda?
Matthias Harder: Po pierwsze, powiedzmy wyraźnie, że to nie jest prawdziwy krokodyl.
A.D.: (śmiech) Nie wierzę!
M.H.: Za każdym razem jestem tak samo zaskoczony, kiedy zdaję sobie sprawę, ile osób nie kwestionuje tego, co widzi na fotografii – tej czy jakiejkolwiek innej. Ten krokodyl to element scenografii do sztuki Keuschheitslegende z 1979 r. „The New Yorker” poprosił Helmuta o zrobienie reportażu na temat teatru Bausch w Wuppertal. Na wspomnianym zdjęciu widać fragment sceny i pozującego do zdjęcia tancerza – nie baletnicę. Jeżeli przyjrzeć się uważniej, można dostrzec włosy na jego łydkach.
A.D.: Faktycznie! Mało kto spodziewa się zobaczyć nagiego mężczyznę na wystawie pełnej kobiecych aktów.
M.H.: Dlatego nie powinno się brać prac Newtona zbyt dosłownie. Wprawdzie pracował w erze przed Photoshopem, ale element niepewności jest tutaj silnie i zawsze obecny: czy to, co widzę, jest grą z konwencją czy może konwencja jest narzędziem ekspresji? Czy patrzę na rzeczywistość, czy na żart z realności?
A.D.: Czy może to jest żart, który ma mnie sprowokować do przemyślenia własnego punktu widzenia.
M.H.: O tak, to często było jego celem. Prowokacja miała prowadzić do zmiany w widzu.
A.D.: Tematem wspomnianego spektaklu Ke