Kto się boi Helmuta Newtona? Kto się boi Helmuta Newtona?
i
Zdjęcie: Wojtek Wieteska
Przemyślenia

Kto się boi Helmuta Newtona?

Ania Diduch, Wojtek Wieteska
Czyta się 13 minut

Jeśli w drugiej dekadzie XXI w. nazwisko Helmuta Newtona wciąż wypowiada się jednym tchem ze słowem „kontrowersja”, to znaczy, że założenia jego wizji są dalej aktualne. Kobiety, które fotografował, czują się świetnie we własnej skórze i to do dziś wkurza wszystkich, którzy zbyt kurczowo trzymają się swoich poglądów na temat tego, jak powinno się żyć, kogo kochać i jak traktować własne ciało. Gdyby tylko wszyscy ci społecznicy mieli do siebie tyle zdrowego dystansu, co bohaterki zdjęć Newtona – jego sztuka przestałaby być tak popularna. Ale czy jednocześnie przestałaby być ikoniczna?

Z okazji retrospektywnej wystawy Helmuta Newtona w CSW Znaki Czasu w Toruniu, Ania Diduch i Wojtek Wieteska rozmawiają z dr. Matthiasem Harderem, dyrektorem Fundacji Helmuta Newtona w Berlinie oraz Markiem Żydowiczem – twórcą Festiwalu Camerimage i współkuratorem toruńskiego pokazu.

Krokodyl prawdę ci powie

Ania Diduch: Przeczytałam gdzieś, że do fotografii przedstawiającej baletnicę w paszczy krokodyla pozowała sama Pina Bausch. Czy to prawda?

Matthias Harder: Po pierwsze, powiedzmy wyraźnie, że to nie jest prawdziwy krokodyl.

A.D.: (śmiech) Nie wierzę!

M.H.: Za każdym razem jestem tak samo zaskoczony, kiedy zdaję sobie sprawę, ile osób nie kwestionuje tego, co widzi na fotografii – tej czy jakiejkolwiek innej. Ten krokodyl to element scenografii do sztuki Keuschheitslegende z 1979 r. „The New Yorker” poprosił Helmuta o zrobienie reportażu na temat teatru Bausch w Wuppertal. Na wspomnianym zdjęciu widać fragment sceny i pozującego do zdjęcia tancerza – nie baletnicę. Jeżeli przyjrzeć się uważniej, można dostrzec włosy na jego łydkach.

A.D.: Faktycznie! Mało kto spodziewa się zobaczyć nagiego mężczyznę na wystawie pełnej kobiecych aktów.

M.H.: Dlatego nie powinno się brać prac Newtona zbyt dosłownie. Wprawdzie pracował w erze przed Photoshopem, ale element niepewności jest tutaj silnie i zawsze obecny: czy to, co widzę, jest grą z konwencją czy może konwencja jest narzędziem ekspresji? Czy patrzę na rzeczywistość, czy na żart z realności?

A.D.: Czy może to jest żart, który ma mnie sprowokować do przemyślenia własnego punktu widzenia.

M.H.: O tak, to często było jego celem. Prowokacja miała prowadzić do zmiany w widzu.

A.D.: Tematem wspomnianego spektaklu Ke

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Na krawędzi światła i cienia Na krawędzi światła i cienia
i
fot. Saul Leiter „Footprints”, ok. 1950 © Saul Leiter Foundation
Doznania

Na krawędzi światła i cienia

Wojtek Wieteska

Co można zobaczyć na wystawie Saula Leitera w muzeum Foam? Zdjęcia przypominające obrazy i Nowy Jork w Amsterdamie. Oraz to, że w erze cyfrowego przesytu fotografia wciąż może mieć duszę.

Ćwierćwiecze otwierające XXI w. dobiega końca, niebawem dwusetna rocznica utrwalenia pierwszego obrazu zapisanego za pomocą światła: Widok z okna w Le Gras. Francuski fizyk i wynalazca Joseph Nicéphore Niépce wystawił aparat (camera obscura z ładunkiem światłoczułej płyty miedzianej) przez okno pracowni, kierując obiektyw na wewnętrzny dziedziniec domostwa.

Czytaj dalej