Z dr Boguchwałą Tuszyńską, specjalistką od pisma i kultury Majów, rozmawiam w jej mieszkaniu na poznańskim Osiedlu Lecha. Pijemy herbatę. Na ścianach rysunki przedstawiające kamienne piramidy Majów wśród zwrotnikowej roślinności. Za oknem błękitne jesienne niebo, zielono-złote drzewa, bloki z wielkiej płyty. Słońce już nisko.
Boguchwała Tuszyńska: Lubię, tak jak Majowie, ustalać sobie punkty na horyzoncie, za którymi słońce zachodzi w różnych okresach roku. Na przykład podczas przesilenia letniego zachodzi tam, za czwartym blokiem.
Łukasz Kaniewski: A podczas zimowego?
Nie widać tego miejsca z mojego okna.
Czy Majowie orientowali swoje mapy tak jak my – z północą na górze i południem na dole?
Nie zachowały się żadne mapy Majów, ale na ścianach niektórych grobowców Majowie namalowali glify, które określają cztery strony świata tak samo jak na naszych mapach.
Dr Tuszyńska rysuje glif z pięcioma małymi kółkami. Dwa wyżej, dwa niżej, piąte w środku.
Jeśli cztery zewnętrzne kółka połączymy liniami, to otrzymamy kwadrat. Dodajmy teraz przekątne i powstaną cztery trójkąty: prawy odpowiada wschodowi, lewy – zachodowi, górny – północy, dolny – południu. Wierzchołki trójkątów stykają się w centrum, w miejscu piątego kółka, tzw. osi świata. Tę oś symbolizowało wielkie drzewo: ceiba, czyli puchowiec. Gdy archeolodzy napotkają na ziemiach Majów wielki stary puchowiec, natychmiast zaczynają podejrzewać, że w pobliżu mogą znajdować się pozostałości jakiegoś majańskiego miasta.
Ta pionowa oś była dla Majów ważna?
Tak, oś świata, wielka ceiba łączyła trzy poziomy wszechświata Majów: podziemny, ziemski i niebiański, a zatem w pewien sposób była drogą związaną ze śmiercią i odrodzeniem. W inskrypcjach Majów o umierającym pisano, że wkroczył w wody, do jaskini lub na drogę. Majowie otaczali zmarłych kultem i chowali bliskich pod podłogami domów albo w grotach, które były uważane za miejsca święte, wiodące do zaświatów. Podobne wrota do zaświatów symbolizowały też boiska do rytualnej gry w piłkę.
Na czym polegało rytualne znaczenie gry w piłkę?
Była to ceremonia związana z żyznością i kultem boga kukurydzy. Według mitologii Majów bóg ten został ścięty przez władców świata podziemnego, ale odrodził się. Łatwo tu zauważyć analogię z cyklem wzrostu kukurydzy – jej kolby się ucina, a z zasianych ziaren rodzą się nowe rośliny. Boiska do gry stawały się też miejscem, gdzie ścinano jeńców pojmanych podczas wojen.
Czyli mecze piłki nie były tak naprawdę grą? Nie było tam sportowych emocji, jak to się dzisiaj mówi?
U Majów w piłkę grali zazwyczaj zaprzyjaźnieni władcy lub królowie z wasalami. Podczas gry uosabiali oni najróżniejsze bóstwa. Ceremonie takie odbywały się w obecności zaproszonych gości, ale oczywiście dla żadnego z tych uczestników nie kończyły się śmiercią. Majańscy władcy czasami podkreślali swój tytuł „gracza w piłkę” lub nawet „gracza w piłkę całym sercem”. Oczywiście aby zdobyć odpowiednie umiejętności, należało zadbać o sprawność fizyczną i dlatego grano w piłkę również dla przyjemności. Niektóre sceny namalowane na naczyniach ceramicznych przedstawiają nam tego typu gry dla rozrywki, z udziałem większej liczby osób otoczonych grupą ówczesnych kibiców. A zatem jakieś emocje były, tak jak dziś.
O Majach mówi się, że byli wyjątkowo okrutni. Składali ofiary z ludzi.
Nie przesadzałabym z tym okrucieństwem. Owszem, składano ludzi w ofierze bogom, np. w związku z długotrwałą suszą, podczas poświęcania najważniejszych budowli, z okazji objęcia tronu lub jako osoby towarzyszące zmarłym władcom. Po wygranej wojnie często zabijano też pojmanych przedstawicieli elity. W przypadku pokonanych władców najpierw ich upokarzano, co polegało na odebraniu im szat i jadeitowych ozdób. Ale bywało też, że na tym się kończyło i przegrany wracał do swojego królestwa jako wasal zwycięzcy. W ogóle nie uważam, żeby to była kultura bardziej krwawa niż inne. Hiszpanie na podbitych terenach Ameryki Środkowej i Południowej robili znacznie gorsze rzeczy, a okrucieństwa wojenne spotykamy we wszystkich cywilizacjach. Niewiele się pod tym względem zmienia, niestety.
Majowie używali jednocześnie trzech kalendarzy: w jednym rok trwał 365 dni, w drugim – 260, a oprócz tego była tzw. długa rachuba. Po co Majom aż takie komplikacje?
Majowie stosowali tylko jeden system kalendarzowy, choć dość złożony. Długa rachuba podawała liczbę dni, które upłynęły od pewnej daty bazowej, związanej u Majów z wydarzeniami mitycznymi i przypadającej – według naszego kalendarza – 13 sierpnia 3114 r. p.n.e. Do długiej rachuby dodawano tzw. koło kalendarzowe, które stanowiło odpowiednią kombinację cyklu rytualnego, liczącego 260 dni, i roku zwykłego, liczącego 365 dni. Taka sama kombinacja, np. dzień 4 Ajaw 8 Kumk’u, mogła powtórzyć się dopiero po upływie około 52 lat (dokładnie 18 980 dni). Z tego powodu w wielu inskrypcjach podawano jedynie datę zapisaną jako „koło kalendarzowe”, gdyż czasy sprawowania rządów rzadko przekraczały okres 52 lat, a zatem w wielu przypadkach wystarczało to do obliczenia pełnej daty.
Mimo to w inskrypcjach Majów mamy także daty podane w długiej rachubie.
Oczywiście. Na wielu stelach czy panelach mamy podaną dokładną datę, zwłaszcza gdy odnosiła się ona do narodzin władcy, objęcia przez niego tronu bądź bardzo doniosłych wydarzeń. Do długiej rachuby i „koła kalendarzowego” dodawano też często inne informacje, np. związane z Księżycem, takie jak długość miesiąca księżycowego lub liczba dni, które upłynęły od ostatniego nowiu. Sama data mogła niekiedy stanowić niemal połowę całej inskrypcji. Czasami odwoływano się również do dat mitycznych. Na przykład zdarzało się, że król wybierał na objęcie władzy taki dzień cyklu rytualnego, który można było powiązać ze wstąpieniem na tron jakiegoś boga lub z innym szczególnie ważnym wydarzeniem z zamierzchłej przeszłości.
Rozumiem, że było to coś w rodzaju polityki historycznej.
Majowie nie są tu jakimś wyjątkiem, przecież rządzący i dziś próbują tak ukazać dzieje, by uzasadnić swoje poczynania. Niewiele pod tym względem się zmienia. W inskrypcjach, w tym również przy podawaniu dat, majańscy rzeźbiarze i malarze stosowali różne formy zapisu. Na przykład liczby towarzyszące nazwom dni i miesięcy można było przedstawić jako kombinacje kropek (dla „1”) i kresek (dla „5”) lub jako wizerunki bóstw patronujących poszczególnym liczbom. Niestety, nie wszystkim z tych bogów możemy przypisać konkretne imiona w języku Majów. Patronem liczby „jeden” był bóg dojrzałej kukurydzy, liczby „trzy” – bóg wiatru, liczby „cztery” – bóg słońca, liczby „osiem” – bóg młodej, jeszcze zielonej kukurydzy.
A dziesiąty?
Patronem liczby „10” było bóstwo śmierci i dlatego glif przedstawia czaszkę. Patronami liczb „11” i „12” były, odpowiednio, bóstwa ziemi i nieba. Jednak dla liczb od „13” do „19” spotykamy wizerunki bóstw patronujących liczbom od „3” do „9” z jedną różnicą, a mianowicie z dodaną kością szczękową, jak gdyby nawiązującą do liczby „10” jako czaszki.
Takie bardziej wypracowane formy nie dotyczyły jedynie liczb. Niektóre glify mają po kilkanaście różnych wariantów, więc artyści Majów mogli stosować odmienne sposoby zapisu, by było ciekawiej i po prostu ładniej.
Jak dużo już wiemy o kulturze Majów?
Bardzo dużo i wciąż dowiadujemy się więcej. Na przykład udostępniona zwiedzającym część słynnego Palenque to zaledwie jedna trzecia dawnego miasta, więc zapewne zachowały się tam jeszcze liczne inskrypcje. Niestety, wiele zabytków, zwłaszcza na terenie Gwatemali, jest rabowanych i sprzedawanych prywatnym kolekcjonerom na czarnym rynku. Dwóch badaczy kultury Majów opowiedziało mi, że kilka lat temu skontaktowali się z pewnym zamożnym zbieraczem, prosząc o pozwolenie obejrzenia steli, która była ozdobą jego rezydencji. Okazało się, że zabytek z inskrypcją był ustawiony do góry nogami.
Po co mu była ta stela, skoro nawet nie wiedział, jak powinna stać?
No cóż, sam nie interesował się pismem glificznym i stela była dla niego po prostu antykiem, który tak jak inne drogie przedmioty jest oznaką bogactwa.
Przedstawiciele elity Majów też zresztą mieli własne, luksusowe dobra, dostępne nielicznym, np. jadeit, pióra egzotycznych ptaków czy kakao, które docierały niekiedy z odległych rejonów. Jedną z przyczyn upadku Majów był prawdopodobnie zanik handlu takimi towarami spowodowany toczącymi się wojnami. Gdy władcom zabrakło symboli ich wysokiego statusu, przestali być czczeni jako „boscy królowie”. Hierarchia społeczna się rozluźniła.
A jak ta hierarchia wyglądała u szczytu potęgi Majów? Podobno w ich społeczeństwie był bardzo wyraźny podział na dwie klasy społeczne: elitę i lud, bez warstw pośrednich.
Nie ma tutaj zgodności wśród naukowców. Moim zdaniem organizacja społeczna była bardziej złożona. Takie osoby, jak rzeźbiarze, skrybowie, architekci, musiały zajmować wyższą pozycję niż rolnicy czy najbiedniejsza ludność. Na pewne przywileje mogli też liczyć przypuszczalnie kupcy dostarczający towary luksusowe. Relacje pomiędzy poszczególnymi królestwami Majów nie zawsze były przyjazne, więc kupcy mogli być również szpiegami, podobnie jak bywało to później u Azteków. Swoją drogą archeolodzy, którzy w XX w., w czasie zimnej wojny, przyjeżdżali do Ameryki Środkowej, także pracowali czasami dla wywiadu. Czy mówiłam już, że moim zdaniem niewiele się w świecie zmienia?