Kiedy źle mi się wiedzie,
oglądam niedźwiedzie.
Są na Facebooku strony typu Wild Bear Happy
i zawsze mi wyświetlą coś, co mnie pokrzepi.
Na przykład widzę niedźwiedzia, jak w śniegu się tarza,
i mój nastrój (przed chwilą na poziomie cmentarza)
zaraz w dużo weselsze wraca okolice.
Lub widzę niedźwiedzicę
mamę i trzy niedźwiadki, jak kąpią się w basenie,
i proszę: zamiast smutku zaraz rozczulenie.
Myślę sobie czasami: przecież z drugiej strony,
gdybym kiedyś na żywo (nie na komputerze,
tylko w lesie) napotkał tak ogromne zwierzę,
byłbym zapewne martwy, a nie rozczulony,
a w najlepszym razie wrzeszczałbym „ratunku”,
biegnąc (szybciej niż kiedykolwiek w życiu biegłem) przez las.
Z kolei patrząc na sprawę w perspektywie gatunku, niedźwiedzie dużo bardziej mogą bać się nasi (podobnie jak słonie, goryle, pingwiny)
jeśli kiedyś wyginą, to tylko z naszej winy.
I jak o tym pomyślę, nagle Wild Bear Happy
dużo mniej krzepi.