Co prawda Mysia Straż dostała dwa Eisnery (komiksowe Oscary) w kategorii najlepsza publikacja dla dzieci, ale radziłbym najpierw przeczytać dzieło Davida Petersena samemu.
Po pierwsze – dla siebie. To kapitalna seria komiksowa, której głównymi bohaterami są myszy z mieczami. Akcja została osadzona w paraśredniowiecznych realiach, nie ma ludzi, ale myszy zachowują się jak oni, nie tracąc jednocześnie żadnych zwierzęcych cech gatunkowych. Zanimizowany wygląd nie przeszkadza im jednak władać białą bronią, robić nalewki i mieszkać w miastach ukrytych w korzeniach drzew. Taka hybryda odmiennych zewnętrzności i behawioru wypada bardzo przekonująco. Drugi powód to dobro dziecka, bo chociaż sama fabuła nie jest skomplikowana – to wręcz klasyczne mediewalne fantasy z aferami szpiegowskimi, polityką, wojną, zdradą i honorem, odwagą i brawurą – historia jest jednak dość mroczna i przede wszystkim brutalna. Takie 5-latki raczej będą się bać wielu scen. Starsze dzieciaki powinny być natomiast przynajmniej zadowolone. Po trzecie zaś – Mysia Straż wręcz zachwyca pod względem graficznym. Petersen rysuje bardzo klasycznie, używa stonowanych barw. Plansze nie są przeładowane, a spora część narracji została przeniesiona na same ilustracje.
W Polsce ukazały się do tej pory dwie odsłony mysich przygód zatytułowane Jesień 1152 i Zima 1152 (obie podzielona na dwie części). Lepiej czytać je w kolejności chronologicznej, choć stanowią dość zamknięte opowieści.