
Na strony
Śnieg nocy i śnieg dnia to dwa różne śniegi.
Noc zabiera swój śnieg i schodzi pod ziemię.
Dzień świeci swoim śniegiem na całe istnienie.
A kiedy noc już wejdzie w najgłębsze milczenie
wówczas w okrągłej ciszy toczymy przed siebie
nasze uparte kule nad nierówne brzegi.
Komentarz autora:
Książka, z której pochodzi wiersz, miała w swoim czasie niejakie powodzenie. Bardzo dziwny, wielogłosowy tom, mój osobisty hołd dla różnych autorek i autorów, i dla różnych sposobów uprawiania poezji. Wiersz Na strony to rzadki u mnie przypadek – jego rytm jest regularny, pojawiają się też rymy. Nie bardzo chciałbym rozstrzygać, o czym tu mowa. Zapewne o śniegu, który zawsze mnie fascynował, głównie ze względu na zmienność, niestałość formy. Ale też chyba o wyobraźni, która najchętniej dzieli świat na dwoje – na dwie strony, dwie części – a przecież podział taki jest uproszczeniem, więc nieprawdą. Dopiero sny dokonują korekty. Stąd zapewne ta wizja – trochę straszna, odrobinę komiczna – ludzi toczących śnieżne kule na skraj przepaści. Najbardziej podoba mi się w tym wierszu właśnie to tajemnicze zakończenie, ten ciąg metafor: „okrągła cisza”, „uparte kule”, „nierówne brzegi”. Pamiętam, że ten wiersz powstał szybko, bez żadnej redakcji. Także z tego powodu jest jednym z moich ulubionych.
Wiersz pochodzi z tomu Pełne morze, wyd. Biuro Literackie, Kołobrzeg 2008.