Na strony Na strony
i
Filip Bunkens, „Winter Bridge”, domena publiczna via Unsplash
Opowieści

Na strony

Wojciech Bonowicz
Czyta się 3 minuty

Na strony

Śnieg nocy i śnieg dnia to dwa różne śniegi.
Noc zabiera swój śnieg i schodzi pod ziemię.
Dzień świeci swoim śniegiem na całe istnienie.
A kiedy noc już wejdzie w najgłębsze milczenie
wówczas w okrągłej ciszy toczymy przed siebie
nasze uparte kule nad nierówne brzegi.


Komentarz autora:

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Książka, z której pochodzi wiersz, miała w swoim czasie niejakie powodzenie. Bardzo dziwny, wielogłosowy tom, mój osobisty hołd dla różnych autorek i autorów, i dla różnych sposobów uprawiania poezji. Wiersz Na strony to rzadki u mnie przypadek – jego rytm jest regularny, pojawiają się też rymy. Nie bardzo chciałbym rozstrzygać, o czym tu mowa. Zapewne o śniegu, który zawsze mnie fascynował, głównie ze względu na zmienność, niestałość formy. Ale też chyba o wyobraźni, która najchętniej dzieli świat na dwoje – na dwie strony, dwie części – a przecież podział taki jest uproszczeniem, więc nieprawdą. Dopiero sny dokonują korekty. Stąd zapewne ta wizja – trochę straszna, odrobinę komiczna – ludzi toczących śnieżne kule na skraj przepaści. Najbardziej podoba mi się w tym wierszu właśnie to tajemnicze zakończenie, ten ciąg metafor: „okrągła cisza”, „uparte kule”, „nierówne brzegi”. Pamiętam, że ten wiersz powstał szybko, bez żadnej redakcji. Także z tego powodu jest jednym z moich ulubionych.

Wiersz pochodzi z tomu Pełne morze, wyd. Biuro Literackie, Kołobrzeg 2008.

Czytaj również:

27 listopada, szkatułkowi więźniowie 27 listopada, szkatułkowi więźniowie
i
zdjęcie: dreamstime
Opowieści

27 listopada, szkatułkowi więźniowie

Maciej Woźniak

27 listopada, szkatułkowi więźniowie

Co mówimy, kiedy mówimy na Ukrainie,
a co, kiedy mówimy w niej, tego – jako jeńcy
mowy – nie możemy wiedzieć. Kiedy Kamila
 
dokonuje cudownej przemiany rosołu w pomidorową,
trudno mi – ojcu i mężowi – uwierzyć, robi to
tak rutynowo jak słowa biorące nas w swoje ręce.
 


Komentarz autora:

Czytaj dalej